Ciąg dalszy moich zmagań.
Jak zasnęłam po 3 nad ranem to pobudke mialam juz o 5.30 więc długo nie pospałam. Mloda się najadła i poszłam zobaczyć co że starszą córką. Oczywiście już miała gorączkę 38.4 więc znów podałam nurofen.
Do lekarza miałyśmy na 11.40 ale nie do tej co zwykle ( bo akurat poszła na urlop) tylko do innej lekarki pracującej w konkurencyjnej przychodni. Diagnoza : szmery w oskrzelach. Czyli znów seria leków + antybiotyk + inhalacje z berodualem. Oczywiście do lekarza pojechaliśmy już że stanem podgoraczkowym a potem ok 13.20 już podałam jej lek na gorączkę bo już miala temp. 39.3. Ale odpukać szybciej jej temp. zeszła niż w nocy.
Dzisiaj zamierzam dzwonić do laryngologa, który ja prowadzi zobaczymy co powie. No i mam nadzieję że przyspieszy jej zabieg. Bo ile można siedzieć w domu i łykac leki. W końcu rozwali sobie wątrobę albo nerki od tych farmalogicznych cudów naukowych, albo pujdzie jej na serce. A w ostatecznosci jeszcze dodatkowo nabawi sie astmy oskrzelowej. :/ Wywodzic się już nie będę bo już po prostu nie mam na to ochoty ani siły. Bo ile można. :/
Starsza na ten moment odsypia jeszcze ciężka noc. A mlodsza wlasnie zasypia wiec zaraz wezme sie za cwiczenia bo wczesniej nie bylo jak. Moze troche cisnienie ze mnie zejdzie przez to wszystko.
Kończę i uciekam poczwiczyc zanim starsza się obudzi.