Dzień bardzo sympatyczny. Jedynie co psuło nam humor to coraz gorszy stan młodej. Jak rano się obudziła to już z nosa powyciągałam jej miodowe gilusy. A potem juz były lejaco -żelowato -przezroczyste. Ale jak zaczęły się lać to dosłownie co pięć minut musiałam jej opróżniać nosa , bo się nimi już krztusiła. I tak przez cały dzień tylko kaszel stawał sie coraz gorszy. A teraz czeka mnie na pewno nieprzespana noc, bo na 100% procent będzie się budzić co chwila przez ten katar i kaszel. Zwłaszcza, że jest bardzo nie przyjemny dla ucha nie mowiąc już o gardle ( bo jest taki rwiacy gardło). Jutro bedzie zachrypnięta bez dwóch zdań. Odpukać jednak doby humor jej w ciagu dnia nie opuszczał. Miała chęci do zabawy i jedzenia. Ehhhh... zaraz starszą też weźmie od nowa i tak w kółko macieja bedzie. Jedna prawie zdrowa to drugą rozłoży i zaraz obie bedą znów chore. :/
Dzisiaj bez ćwiczeń, bo przez ciagłe latanie za młodą nie pozwoliło mi nadrobić zaległego treningu. Dieta prawie trzyman,a pierś z indyka mi sie nie odmrozłla ( bo zapomnialam wczesniej wyjąc z zamrażalnika) wiec zjadłam upieczone udko z rękawa. Chociaż ABS na brzuch zaliczony.
I to na tyle , mimo to może uda mi sie choć troszkę zdrzemnąć. :/