Witajcie
Dziś od samego rana nerwy... nie nie dziewczynki powiedzmy,że ok... M ? tez ok... ale dziś czekała mnie wizyta w urzędzie pracy. Czy miałam stresa? Tak... miałam. ostatni raz tam byłam 12 lat temu... kawał czasu. Tyle się tam pozmieniało. Ale pojechałam sobie około godz. 8... a tam wchodzisz pobierasz numerek i oczekujesz.... no i czekałam...Dłużyło mi się jak diabli... aż w pewnym momencie pewien Pan dostał ataku padaczki...3 kobiety rzuciły Mu się na ratunek. A pracownicy urzędu? ich reakcja mnie powaliła :( chyba nawet nie wiedzieli za bardzo co robić. Wyobraźcie sobie ,że nawet nie mieli rękawiczek jednorazowych pod ręką... A jak sama jedna z pracownic przyznała "że to wstyd,że nie mamy nawet w pobliżu rękawiczek ani apteczki, bo to nie pierwszy taki wypadek" no jak to usłyszałam to myslałam,że padnę. Mało tego jedna do drugiej w boksach mówiła powiedz tej i tamtej aby zadzwoniła na pogotowie. Szok :( Ale sytuacja została opanowana.
Po całej akcji przyszła moja kolej na podejście do boksu... wypełnianie papierów nie miało końca :( i zabrakło mi tylko jednego dokumentu aby dostac decyzję o kuroniu :( wyrok sądowy... i mało tego całkiem zapomniałam ,że kiedyś przy mnie był mój były mąż ubezpieczony. No i muszę go eksmitować :) W urzędzie spędziłam prawie 3 godziny. szok.... głodno i chłodno... brrrr. Ale nic za tydzień jadę na rozmowę z doradcą i dostarczę resztę dokumentów. Jedyna pozytywna sprawa to taka z tego wszystkiego dostałam w końcu @.... i hormony buzują heheheh .
ogólnie samopoczucie może być...
A Wam jak mija dzień?