Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.
Weekend minął w miarę grzecznie.
Oczywiście nie idealnie , ale nie żebym jakoś mocno narozrabiała.
Sobota zabiegana od samego rana.
Wstałam wcześniej specjalnie żeby poćwiczyć bo wiedziałam ze po całym dniu nie będzie mi się chciało.
Niedziel , leniwa .
Cały dzień w domku pod kocykiem.
Noc ciężka , dopadł mnie taki kaszel że mało co spałam.
Odpuściło mnie dopiero nad ranem , dobrze zasnęłam tak koło 5 , a o 6:30 mąż z nocki wrócił i mnie obudzi.
Przed pracą zaliczyłam wizytę w aptece. Kupiłam tabletki na kaszel i coś do ssania na gardło bo od tego kasłania czuję że mam wszystko suche i podrażnione.
Małpa pojawiła się w sobotę z rana. Całe szczęście brzuch zaczął boleć mnie dopiero po ćwiczeniach i bolał tylko w sobotę.
Z czekoladą wygrałam na całej linii. Żeby jej smutno nie było dokupiłam jej jeszcze klika koleżanek. Tak wiec w szufladzie leży masa czekolady i ćwiczy moją silną wolę.
Rano oczywiście zaliczyłam ćwiczenia. Orbi 60 minut i a6w dzień 29.
Waga mi sfiksowała.
Pierwszy dzisiejszy pomiar rozbudził mnie na dobre. Szklana paskuda pokazała 86 kg , drugi pomiar 61 kg , trzeci 56 kg , czwarty 78 kg i na tym zakończyłam.
Mam nadzieję że to tylko baterie , a nie coś innego. Dziwne to jednak bo baterie zmieniałam we sierpniu lub wrześniu , a za zwyczaj rok mi służyły , chyba że jakieś zleżałe kupiłam.
Na nową wagę na razie kasy bym nie miała więc niech to lepiej będzie wina baterii.
Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
*Dziękuję za wszystkie komentarze.