Wczoraj uświadomiłam sobie ważną rzecz, znowu stałam się tą zrzędliwą, zgorzkniałą, niezadowoloną z siebie i świata, starą, samotną babą jak dwa lata temu. Jest mi ciężko, czuję się niedołężna swoją otyłością, nie mogąc sięgnąć do różnych części ciała i wciąż sapiąc z każdym wysiłkiem...
Zastanawiam się nad podjęciem terapii ale właściwie przecież wiem jakie jest na to lekarstwo. Zgubienie kilogramów zmieniło mój świat, ale może fakt, że nie umiałam tego utrzymać jest dowodem na to, że terapia też jest potrzebna?
Najgorsze, że mimo, że wiem co zrobić, jak zrobić, mam pomoc specjalistów, to po prostu mi się nie chce, nie chce kolejnych wyrzeczeń, zwątpień, wyzwań, porażek...
PS. byłam na zakupach, desperacja po tym jak w jednej z moich trzech swetrów, które nosze na zmianę z innymi koszulkami zrobiła się dziura, po 12 przymierzonych swetro-bluzkach żadna nie była dobra.. Nie, że źle wyglądała, źle się czułam, po prostu się nie mieściłam w rozmiar 50, a większego nie było (rok temu nosiłam 44). Czekam na operację aby nie musieć wychodzić z domu...