Nie było mnie na dwóch spotkaniach, czyli wróciłam po 3 tygodniach. Oczywiście grubsza o trzy kilogramy i jak musiałam tam siedzieć i wysłuchiwać jak "wspaniale, pięknie, rewelacyjnie, oby tak dalej itp." pochudły inne uczestniczki to myślałam że mnie krew zaleje. Wściekła na siebie, zażenowana, zawstydzona. Przecież nie jestem gorsza ani głupsza niż one, a jednak się poddałam!
Dziś już było lepiej, niby wszystko wzorcowo ale po południu w ramach przekąski zjadłam "Grześka" ostatniego w moim autku. Teraz nic nie mam i mam nadzieję że nie złamię się aby pójść na zakupy.
Nie wiem jakim cudem, wzrosła moja masa mięśniowa. Niby w czwartek i piątek byłam na spacerze ale chyba nie aż tak. Choć z totalnego bezruchu może i spacer rozwija mięśnie.
Ale wczoraj postanowiłam zrobić coś dla siebie, oprócz diety od dziś, wieczorem po prysznicu użyłam balsamów, kremów. Wiem, że dla większości z Was to nic takiego, ale ja po prysznicu ręcznik i łózko i czasem nawet czuje jak mnie suszy na twarzy ale nie chce mi się użyć niczego. Wczoraj wysmarowałam się od pasa w górę, nogi na razie nie chce mi się, problemy ze schylaniem i pocenie się po prysznicu nie jest fajne (ironia). Mam nadzieję, że będę to kontynuować, aż wejdzie mi to w krew...