wczoraj wyśrubowałam rekord, który będzie mi trudno pobić. zaliczyłam na rowerku 35 minut, przy czym 10 było na najwyższym ustawieniu. pedałowałam cały czas, nie dotykałam stopami ziemi, by się ukokosić na siodełku. teraz mnie trochę boli w okolicach kości łonowej. a udało mi się tyle napedałować dzięki:
a) wyjątkowemu wkurzeniu (po kłótni z matką)
b) wygodnemu stanikowi
c) sensownej muzyce (nawet nie zauważyłam, jak minęło 20 minut)
oczywiście na pewno znajdą się Vitalijki z zarzutem, że co to jest 35 minut, jak one pedałują godzinami. tyle, że ja regularne treningi zaczęłam dopiero tydzień temu, bo przedtem rowerek mi służył wyłącznie jako wieszak na ręczniki.
menu.
śniadanie: bułka szpinakowa z dwoma plasterkami szynki konserwowej, pomidorek.
drugie śniadanie: serek Danio malinowy (160 kcal), wafel ryżowy.
obiad: nie wiem co, chyba znowu pójdę zjeść coś na mieście, bo w domu ziemniaki z kefirem. nie mogę już na nie patrzeć.
poko: bułka szpinakowa z dwoma plasterkami żółtego sera, ogórek.
aktywność fizyczna: dziś dzień przerwy.
pozdrawiam ciepło.