W piątek pojechałam na festiwal biegowy ,, Etapowa Triada ,, który odbywał się w Krościenku nad Dunajcem. Zanim ruszyłam jeszcze wpadłam na zabawę biegowa a mianowicie biegi z opona po Agrykoli. Mimo mojej cienkiej kondycji udało się parę razy wbiegnac na sam szczyt choć prawie płuca wyplułam 🤣
Caly weekend nie liczyłam kalorii , nie miałam możliwości a reszta ciągle jadłam jakieś batony lub żele aby przetrwać na trasie. Zapisana byłam na dwa biegi 17 km i 23 km o przewyższeniach 1350 m.n p.m ⛰️🏔️ Jak się domyślacie zapisałam się wcześniej a teraz musiałam to wymęczyć 🙈 Udało się i oba biegi skończyłam godzinę przed limitem . Do tego trochę spacerów wpadło więc średnia mi wyszła 30 km dziennie 💪
Moje podsumowanie z Garmina :
Mysle że jak na pierwszy tydzień roku całkiem nie źle . Waga dziś nie znana ale mam tak spuchnięte nogi że pewnie jest znowu na plusie. Do tego te placki w knajpach jako obiad i alko też wpadło bo byliśmy 15 osobowa ekipa z której trzy osoby miały urodziny 🙈
Teraz tylko dotrzeć do domku , odpocząć , nawodnić się i trzeba ogarnąć zaległe treningi z wyzwania Moniki i Agaty 😁
Wczoraj miałam dzień treningu siłowego i zrobiłam go z A.Zając 👍Było ciężko bo wiekszość mojego ciała od dawna nie ruszała się w ten sposób a juz na pewno z obciążeniem. Poczułam każdy mięsień na plecach , pośladkach i barkach . Byłam zadowolona i usatysfakcjonowana choć zbieranie się do samego treningu było bardzo mozolne . Wyszłam pobiegać do parku na tzw. "szybkie serie ". Bardzo się zmęczyłam szybkimi odcinkami, które nie były wcale takie szybkie , nawet nie udało mi się wbić w profil treningu ale nie spodziewałam się ze tak będzie . Bardziej chodziło o samo wykonanie zadania i naukę systematyczności niż wynik .
Wagowa constans 67,2 kg .
Dieta wczoraj trochę zawalona , wpadło coś słodkiego ale i tak na bilansie z całego dnia wyszło mi 1119 kcal na plusie , to jest akurat pozytywny aspekt . Analizując swoje jedzenie od czterech dni wyciągam wnioski :
- jem za późno
- największe natężenie posiłków od godziny 17:00
- jem za dużo węgli jak na redukcję , węgle są niezbędne do tego ale muszę je trochę bardziej obciąć
- nadal mam ciągotki do słodkiego , wczoraj omlet z białek i malinami miód nie dał rady tego zaspokoić :(
- woda już na poziomie 2,5-3 litry więc jesteśmy w domu 😁
Popracuję nad godzinami posiłków , strasznie się przestawiłam . Trochę dlatego że dzieci mają lekcje do 16-17 i czekam na nie z obiadem , przez to sam jem późno obiad i kolacje . Na nie wszystko można mieć wpływ .
Posiłki z wczoraj :
Obiad cały zrobiony na parze jak za starych , dobrych czasów :)
Dostałam wczoraj taki komentarz że,, fajnie że mi się chce bo ja ..." w ten deseń bo nie będę całego pisać i tu wyjaśniam jedną kwestię . To nie jest tak że mi się chcę , tak na prawdę to zbieram się do treningu jak "sójka za morze ". Nie wstaje i z radością wskakuje na matę , wręcz przeciwnie , odwlekam go czasami dość długo ale w końcu się przełamuje i go robię . Uczenie się nawyku systematycznej aktywności nie jest wcale takie fajne , zanim się przyzwyczaimy to nasz organizm z tym walczy , niestety często wygrywa . I tu pojawia się motywacja , dobra motywacja i szczera . Nie z netu , nie z portali społecznościowych , nie z reklam !!! Ta którą mamy w sobie , bądź dla siebie najlepszą motywacją , każdy ma w sobie coś zajebistego i tego się trzeba złapać i na tym dryfować . U mnie jest coś w stylu ,, kobieto , skończyłaś 40 lat , zaraz dopadnie Cię grawitacja , rusz dupę choć 30 min dzisiaj dla zdrowia i lepszego samopoczucia , wiem że potrafisz , no dawaj ...." Rozumiecie ???
Nawet jak przejrzysz 1000 metamorfoz , filmików , zapiszesz się do grup na fb , wykupisz karnet i dietę to nie wiele da jeżeli nie zmotywujesz się sama . A co za tym idzie , nagradzaj się , ciesz małymi sukcesami i nie płacz przy małych porażkach . Oczywiście mówię o sobie i swoim podejściu , nie trzeba się ze mną zgadzać . Pisałam o tym już wiele razy . Małymi kroczkami do przodu , nigdy w tył :)
I w związku z tym spadam na matę bo już coraz później a miałam poćwiczyć o 8 :) Ale najpierw posprzątałam , olejowałam blaty w aneksie , zrobiłam pranie itd. zjadłam śniadanie , stwierdziłam że jeszcze wpis zrobię i,tabelkę wypełnię i oto już 11:00 a ja nadal przed treningiem . O to mi właśnie chodziła 😁
Dietka trochę wczoraj podupadła na wieczór ale małymi kroczkami ogarnę michę i zachcianki , najważniejsze że zmieściłam się w bilansie i dziś na wadze kolejny , choć minimalny spadek .
Udało mi się wyjść pobiegać , to były bardzo męczące dla mnie 5 km . Tak szczerze jakbym zaczynała biegać od początku. Kolejny raz zaczynam z tego punktu kiedy pułap tlenowy jest niski , szybko się męczę i ledwo nimi przebieram ale wiem o tym że znowu się rozkręcę :)
To taki rok kiedy wiara we własne możliwości znowu się budzi . Może to banalne ale czasami tak jest , trzeba spaść nisko aby znowu polecieć do góry .Nie śpieszę się , pomalutku , nie będę tak lecieć jak dwa lata temu bo za szybkie tempo powoduje powroty do złych nawyków , zwłaszcza jak w moim przypadku kiedy okoliczności powodują że nie możesz trenować .
Niech ta wiara w siebie kiełkuje u każdej z Was , nie tylko w kwestii sylwetkowych ale w każdej dziedzinie życia codziennego :)
Lecę poćwiczyć i skorzystać z tego pięknego dnia :)
Po roku w którym straciłam stabilność w każdej dziedzinie zbieram się w całość . Tak jak puzzle które zostały wymieszane , trzeba znowu wszystko ułożyć . I w związku z tym wczoraj już ruszyłam w dobrą stronę . Ogarnęłam pomiar który nie był łatwy , zrobiłam tabelki , uzupełniłam fitatu i zaczęłam znowu spisywać posiłki , kontrolowałam ilość wody wypitej w ciągu dnia a nawet zrobiłam trening w domu .
Zaczęło się wyzwanie z M.Kołakowską i dołączyłam , bardzo mi jej wyzwania pomogły dwa lata temu a biorąc pod uwagę moją dzisiejszą kondycje będą najlepsze na nowy początek przygody z ćwiczeniem . Trochę siłowego tez wpadło no i rozciąganie z jogą bo mam tak wszystko zastane jakbym postarzała się nie o rok ale o 5 lat :) NIe udało się wyjść pobiegać , nie chciałam przesadzać ( jak mam to w zwyczaju :)) więc wczoraj było dość spokojnie , wyszło mi 1950 kcl spożytych kalorii mimo uważania na posiłki i od razu stało się jasne dlaczego mi się utyło . Ale już się stało , był regres a teraz stawiam na progres :)
Postanowienia na ten rok :
- Bieganie - 100 km miesięcznie , z naciskiem na poprawienie czasu w maratonie o 10 minut . Biegi w górach przynajmniej cztery bo kocham bieganie górskie :) Mniej startów , więcej treningów :)
-Trening w domu - 5 razy w tyg. min 30 min . Trenowanie , rolowanie , rozciąganie i trening siłowy , tak aby zadbać o sylwetkę , postawę i kondycje a nie tylko cisnąć jak wariatka :)
-Trening po za domem - użyć wreszcie multisporta :) Lubię ćwiczyć w domu ale powinnam zacząć wychodzić do ludzi . Mam nadzieję że młoda przestanie chorować co tydzień w przedszkolu i będę miała jakiś grafik działania a nie jak do tej pory wieczna nie wiadoma .
- Sen - zacząć spać regularnie , stała pora i przynajmniej 6 h dziennie , hormony mi za to podziękują .
- Zdrowie - zaległe wizyty u lekarza trzeba kiedyś nadrobić :) Skupić się na spokoju , mnie stresu z powodów na które nie mam wpływu , mniej pośpiech bo przypominam królika z" Alicji w Krainie Czarów ". Za szybko wszystko robię , potem mam problem ze snem i siada krzywa hormonalna a to ma już różne skutki .
- Rozwój - skończyć szkolenia które wiszą w zawieszeniu . Znaleźć fajną pracę związaną ze sportem lub organizowaniem imprez sportowych .
Rodzina - więcej czasu i spacerów oczywiście jak jest możliwość :)
-Dieta - ograniczyć browarek i słodycze , reszta się sama ureguluje :) popracować też nad godzinami posiłków , ostatnio wypadłam z rytmu i jestem głodna przed snem a wiadomo że głody nie może zasnąć :)
- Relaks - zadbać o odpoczynek , taki prawdziwy bez telefonu czy telewizora :) Zapomniałam jak się wyciszyć i wyłączyć a tego nasza głowa potrzebuje najbardziej .
-Asertywność - względem siebie i innych :) Mam już po dziurki w nosie tego że ludzie próbują mi wejść na głowę , ciągle coś chcą a jak ja potrzebuję to nikt nie ma czasu ani możliwości . Czas skupić się na swojej rodzinie a nie na całym świecie który mnie otacza .
To chyba tyle na ten rok :) Bardziej są to wskazówki niż ścisłe postanowienia , myślę że bez presji żyje mi się lżej . Plan treningowy będę robić na tydzień i listę zadań tak samo , plan na dłużej nie sprawdza się w moim przypadku . Rozpisałam się trochę .... Trzeba się zbierać do ćwiczenia i trzymajcie kciuki abym ruszyła dupę na bieganie bo jest mi sie ciężko przełamać .
Zakonczył się rok który śmiało mogę nazwać słabym , fatalnym i do dupy.
Nie wchodziłam tu przez chwilę . Ostatnie trzy miesiące były koszmarne . Każdy na coś chorował , starsza córka przeszła dwie operacje , spędziłam parę tygodni w szpitalu z córa a wcześniej sama dwa tygodnie chorowałam . Świeta spędziliśmy z młodszą na SOR .... Bardzo ciężkie trzy miesiące .
Moja aktywność spadła do zera a co za tym poszła psychika i samopoczucie . W międzyczasie zaczęła mnie otulać pierzynka tłuszczyku ale nie miałam głowy ani ochoty nad tym rozmyślać.
W pewnym momencie postanowiłam że daje sobie luz i niech się dzieje co chce . Nie można walczyć ze wszystkim na raz więc w odstawkę poszła moja sylwetka i aktywność treningowa .
Podsumowanie 2022
Jak na obrazku widać po kolei :
Minuty aktywności , czas treningu , bieganie i kroki . Bardzo słabo porównując z rokiem wcześniejszym ale jestem zadowolona biorąc pod uwagę wszystkie sytuacje życiowe jakie miałam przyjemność spotkać 😉
Wagowo +7 kg w rok 🙈🙈🙈
W obwodach też wszędzie na plusie , najwięcej w brzuchu a najmniej w udzie bo 1 cm .
W grudniu stuknela mi 40 - stka 🎂 Zmiana kodu z przodu 🤣 Uważam że to zacna liczba choć nie mogłam się tym cieszyć wtedy ale teraz mam taki zamiar 😁
Ostatni dzień roku spędziłam na biegu sylwestrowym. Moje pierwsze bieganie od dwóch miesięcy na terenie 178 🙄 ledwo czlapalam ale udało się zobaczyć metę choć czas najgorszy od lat 🤣🤣🤣
Poczułam ulgę kiedy zaczął się Nowy Rok . Jestem znowu na tyle silna aby zebrać się do kupy i stawić czoło swoim nawykom . Tym razem bez szału , dziś tylko pomiar i zarys planu . Trochę przemyśleń , odpoczynek , analiza a jutro to już inna bajka .
Czas na motywację do działania .
Życze Wam cudownego roku , takiego w którym będziecie wierzyć we własne możliwości , realizować plany , spełniać marzenia . Najważniejsze bądźcie zdrowi , bo bez zdrowia nie ma już nic .
Wszyskiego dobrego w Nowym Roku 2023 🍾🎊🎊🍾🎊🎆🍾🎊🍾🎊🎆🎆🎊🍾🎊🍾🎊
Wrzesien się skończył i wypadałoby zrobić jakieś podsumowanie , ten miesiąc był dobrym wstępem do powrotu na tory aktywności . Wagowo bez szału znowu kg wahania tym razem w dół ale cały czas się bujam pomiędzy 63-65 kg. Jakoś ciągle jestem na zero kalorycznym lub nadwyżce i nawet jak sie staram ograniczyć posiłki to organizm od razu robi mi jakieś dziwne jazdy .
podsumowanie w liczbach :
-149 km biegania
-18 treningów hiit - całe wyzwanie wrześniowe z M. Kołakowski
- 2 treningi cardio , 2 siłowe i 5 treningów jogi
-50 min kręcenia hula - hop
- 176 km spacerów
-7844 min aktywnych i treningowych .
To był mój chyba najlepszy miesiąc w tym roku . Teraz czas na październik . Rozpoczęty został półmaratonem w Gdańsku i pierwsza jesienna kąpielą w Bałtyku . Potrzebowałam takiego babskiego wypadu , bez dzieci i bez bagażu problemów .
Dzis regeneracja i odpoczynek a jutro zaczynam trening na październik .
W planie jak zawsze bieganie , któreś ze starych wyzwań Moniki i sety tygodniowe z A. Zająć ta wersja z 4 treningami . Nadal pracuje nad dieta ale jakoś tutaj ciągle jest nie tak. Pokazuje mi że moje zużycie kalorii dzienne waha się w granicy 2800-3200 kcal .Może za dużo obcinam ? I dlatego ciągle czuję się głodna ? Jak liczę na kalkulatorze to mi wychodzi że redukcja u mnie to 1750 a z zegarka i mojego tętna wychodzi że zużywam dwa razy tyle . Redukcje może ustawie na 2200 i będzie wtedy dobrze. Jutro się nad tym zastanowię , dziś tylko odpoczynek i zaległości w necie .
Miałam akurat siostrę na odwiedzinach więc z treningiem słabiej ale był . Trochę biegania i wyzwanie Moniki konsekwentnie robione . Nauczyłam się kręcić hula -hop na stare lata i tak sobie oglądam serial to kręcę , fajna zabawa choć w lewo idzie mi o wiele gorzej .
Dieta leżała bo to tydzień maratoński więc musiałam jeść trochę wiecej aby mieć siłę biec po asfalcie tyle km. Było więcej węgli i jedzenia proteinowego wiec zapas w mięśniach i wątrobie pozwolił na to żeby przez cały bieg nie jeść ani bananów ani dextro .
W sobotę odebrałam pakiet , przygotowałam strój i choć miałam problem ze snem jakoś udało się zasnąć na pare godzin. Ostatnio ten maraton biegłam w 2017 roku i czas był 4:59:03 więc zależało mi na poprawie i ucięciu choć 10 minut . Wyszło trochę lepiej ale do 30 km myślałam że to będzie wynik życia . Niestety brak czasu na treningi z długiego wybiegania dał o sobie znać i po 32 km moje piszczel zaczęły boleć jak cholera. Chciałam czy nie dla zdrowia i z rozsądku zwolniłam dość sporo i w ten sposób straciłam 20 minut na ostatniej dyszce . Na mecie czekała na mnie córka która była na wolontariacie przez cały bieg i wręczała mi medal , to było chyba najlepsze z wszystkiego :) Po raz siódmy zostałam maratończykiem ale z tego razu cieszę się najbardziej .Mimo że nie byłam do końca gotowa to i tak byłam przygotowana najlepiej od lat , głowa była silna ale nie poradziła sobie z bólem piszczeli , rozsądek wygrał z chęcią zrobienia mega zyciówki .
Foty z maratonu obowiązkowo :
I moje 7 dniowe podsumowanie z Garmina :
Wkurza mnie że te zdjęcia się zawsze wrzucają takie ogromne , kurde kiedyś można było je zmniejszyć a teraz zawalają całą stronę ....
Waga po maratonie 63,2 kg
Dziś odpoczynek , rozciąganie , masaż pistoletem i relax. Ale jutro trzeba wracać do treningu bo zaraz koniec miesiąca i trzeba podsumować samą siebie . Może uda się zrobić najlepszą formę w życiu na 40-stkę :)
Od razu przyznaje się na wadze nie dzieje się nic , nadal jest na swoim poziomie 63,5-64,5 kg i nie ma najmniejszego zamiaru się zmniejszać . Poczekam, cierpliwość to cnota jak mówią :)
Z aktywnością fizyczną nie mam problemu , choć do zeszłego roku to jest odległość świetlna . Miałam pisac o tym jak było rok temu , pełnia szczęścia z osiągniętego celu itd. ale parę dni temu postanowiłam zostawić to za sobą . Zmieniłam pasek , nie porównuje z tamtym super rokiem gdyż zauważyłam że sama na sobie wywieram presję . Jak kogoś interesuje to zapraszam do wpisów z 2021 r . na pewno sa bardziej motywujące niż w tym :) Tak więc wyczyściłam głowę z pretensji i walczę na nowo . Taka niekończąca się historia trochę ale w sumie nad kondycją i sylwetką pracujemy całe życie więc wszystko w ramach zdrowego rozsądku .
Tak więc treningowo jest dobrze .
Robię wyzwanie Kołakowskiej , nawet dołożyłam trening siłowy w weekend z obciążeniem . Nadal chodzę na piechotę gdzie się da i nie używam komunikacji , nawet nie wiedziałam że nie które miejsca są tak blisko . Trochę biegam , mniej niż bym chciała ale ,, najmłodsza ,, była chora w tamtym tygodniu i nie miałam rano możliwości . Za to w ten weekend byłam na dwóch startach biegowych i widzę że kondycja się wyrównuje do tej z początku roku . Mimo że waga 4 kg większa to szybkość i wytrzymałość zaczyna wracać .
Fotki i podsumowanie tygodnia :
Duża poprawa w śnie , wreszcie zaczynam spać w miarę jak człowiek . Moje bezsenne noce bardzo mi rozregulowały hormony co spowodował szybkie zbieranie się tkanki tłuszczowej w okolicy pępka tzw. oponka kortyzolowa ( coś czuje że znacie ją wszystkie ) Jest to najbardziej oporne miejsce w naszym ciele , organizm trzyma tam zapas tłuszczu ( energii ) na wszelki wypadek więc nie oddaje łatwo . Co ciekawsze , jeżeli jesteśmy ciągle podawane działaniu stresora na nasz organizm to nie mam mowy aby puścił i to trzeba przyznać rację stwierdzeni ,, tylko spokój na uratuje ,, :) Taka ciekawostka dla Was z mojego kursu terapii hormonalnej . Mowa o tym tłuszczyku :
Ja sama mimo że mam jakąć tam wiedze i tak popełniam błędy ,jak w przypadku snu który jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania ale co mi tam serial się sam nie obejrzy do końca ... ech ... Ważne że już się kładę jak człowiek i wstaje wypoczęta a to już klucz do dobrego samopoczucie :)
Dieta nadal leży , zaczynam podejrzewać że nie żyje bo leży od lutego 🤪
Mam zrywy i prowadzę fitatu a po dwóch dniach zapominam coś zwarzyć lub wpisac i wszystko w pizdu. Cały czas jem szkodliwie dla siebie i te słodycze które wyłażą z każdej szafki i lodówki . Chyba zacznę sobie robić zdrowe słodycze , może wtedy nie będe się łasić na donata w czasie spaceru . Nawet jak liczę to jestem albo na równo albo przekraczam kalorię , nie ma deficytu wcale , bez deficytu to mogę ćwiczyć codziennie po dwie godziny i modelować ciało , o redukcji nie ma mowy .
Woda i płyny bardzo dobrze . Minimum 2 litry dziennie , zero alkoholu jak coś to jakieś piwo zero towarzysko z dziewczynami , zakwas z buraka codziennie na wieczór pół szklanki , oj czyni cuda w moim przypadku .
Godzin posiłków też nie przestrzegam ale pochwalę się że przestałam podżerać przed spaniem , zdarzało się zjeść jabłko o 2 w nocy lub paczkę sucharów bieszczadzkich o 3 . Od 10 dni ładnie kończę moje papu o 20 i już myje ząbki grzecznie więc tu mamy progres :)
Co jeszcze ... Kurde za długo się zbierałam i pewnie zapomniałam o czymś napisać .
Biore się za trening z Kołakowską dopóki wszystkie dzieci w placówkach .
W niedzielę mam maraton więc musze się spiąć z dietą w tym tygodniu aby mieć mocny organizm i psychikę , bo maraton biegnie się głową :)
Mam nadzieję ze u was lepiej i są już jakieś pierwsze jesienne progresy . dajcie znać , chętnie poczytam dla motywacji . Już jedną z Was wczoraj przeczytałam i był to ładny , zasłużony spadek 👍aż mi się miło zrobiło że komuś tak fajnie leci waga :)
Mamy poniedziałek , pierwszy poniedziałek września i zapowiedź kolejnego fantastycznego tygodnia 👍
Raporci weekendowy .
Najlepsze jest to że wreszcie puściła mi woda. Miałam trzy dni opóźnienia w babskich sprawach i przez to opuchlam strasznie. Nie wiem jak u Was ale moje hormony są jakieś dziwne , potrafię zatrzymać do 4 kg wody 🙈 Badania zrobiłam i nadal nie wiem dlaczego tak się dzieje ale faktycznie bardzo się przegrzewał w czasie lata więc coś tam jest powalone w układzie Endo 🙄
Treningi w piątek i sobotę 👍
Bieganie piątek i sobota 28 km 🏃♀️
W sobotę wzięłam udział w Półmaratonie Praskim . Lubię ten bieg bo trasa leci koło mojego domu. To był mój najsłabszy bieg w tym roku . Sama jestem sobie winna , nie trenowałam w lecie i ubrałam nowe buty w których biegałam dwa razy i moje stopy od 12 km umierały .Ale ogólnie było wesoło 😁
Jak chodzi o dietę ... Dieta leży nadal... Piję wodę , śpię 6 godzin , liczę kalorie ale nadal robię duże wpadki . Jedzenie niby zdrowe ale kalorycznie to nie jest redukcja , bardziej stabilizacja więc mijam się z cele , oj znowu 🙈
moje śniadanka z ostatnich dni wyglądają tak :
Teraz pracuje nad obiadami 🙈
O kolacji nie wspomnę 😂😂😂😂
Plan na ten tydzień :
- wyzwanie z M. Kołakowskiej
- 30 km biegu
- ogarnij dietę kobieto 😂😂😂
To będzie super tydzień i Wam życzę takiego tygodnia , niech moc nas niesie kobietki 🥰