Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawieszona między pomaturalną pustką, a wyrzucaniem sobie codziennej tłustości. Nałogów to mam cały bagaż. Hobbystycznie marnuję swój czas na epizodycznym odchudzaniu. edit: moja pomaturalna pustka powoli dobiega końca! nałogi nie. Chudnięcie coraz bardziej przypomina rzeczywistość ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38104
Komentarzy: 306
Założony: 31 maja 2011
Ostatni wpis: 8 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mloszka

kobieta, 32 lat, Milton Keynes

166 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 czerwca 2012 , Komentarze (1)



  Przez większość życia większość ludzkości ma wspólny problem: brak czasu. Wobec tego, mnie aż wstyd publikować te głupoty które piszę dla zabicia czasu. A jeszcze głupiej mi przyznawać, że na 100  kilometrów śmierdzę lenistwem, a najlepiej to chyba umiem tylko biadolić. 

Serio, to jest ostatni raz, kiedy tak bardzo beznadziejnie zmarnowałam cały dzień. To był ostatni w moim życiu (ha, co za wielkie słowa! ;p) tak bezsensownie spędzony dzień. Brzydzę się sobą.

Nie biegałam, nie ćwiczyłam, nie byłam z psem u weta. Nie uczyłam się angielskiego.  Nie robiłam zupełnie kurwa nic. Żałosne. 

BTW. wszystko psuję. wczoraj, gdy o 5.55 otworzyłam oczy czułam że to nie będzie dobry dzień. Podnoszę rolety w okach, a zarazem je zjebuję (obydwa okna, jak ja to zrobiłam?). Staję na wagę a ona doszczętnie postanowiła nie działać. Sprawdzam rower, którym miałam dojechać do pracy, a tu drugi już rower jest spierdolony! (koło?  nawet z nowej dętki ucieka powietrze). Zakładam zegarek, a  zapięcie rozwala mi się w rękach. Ubieram nowy żakiet, i odpadają mi z niego guziki (nowy - więc rozmiar jest ok ;p). Boże, niosę za sobą jakaś fatalną siłę, czy co? 

Jutro musi być lepsze.

31 maja 2012 , Komentarze (7)

że się tak zacytuję sprzed roku: 

"Najpiękniejsze w żarciu jest to, że kiedy już sobie tak tyjesz, i tyjesz, to nawet nie czuć, nie znać pozornie żadnych powiązanych z tym nieprzyjemności. Czas pędzi do przodu, nie ma dylematów egzystencjalnych i nawet nie czujesz się grubo.

Ale kiedy zaczniesz, i to nie po raz pierwszy kurację odchudzającą (ach, przepraszam, nowy styl życia, bo odchudzanie to nic innego jak zmiana stylu życia już na zawsze), to towarzyszy temu rasowy ból istnienia, spotęgowane poczucie nieatrakcyjności a dzień wlecze się nie miłosiernie. Każdy każdusieńki.. aż do następnego obżarstwa oczywiście.

Już sama do siebie nie mam siły. Wątpię czy to znowu coś da... ale jak mawiają, trzeba działać. Jutro tez rozmowa o pracę. 
Waga rano 31 maja (przed dzisiejszym obżarstwem): 79kg. Fajki : 2. Prace, które nie wypaliły: 2."

Właściwie  to nie za bardzo przykładałam się do odchudzania w tym roku. Było tycie-chudnięcie. Gdyby tak policzyć te wszystkie stracone kilogramy byłoby ich pewnie ze 20, ale kroków w tył było tak  dużo, że ostatecznym rozrachunku schudłam z 82kg (waga styczeń) do teraz ok. 70tki. Cieszę się mimo wszystko, bo naprawdę "coś to dało". 
W między czasie w tym roku: 

- praca wypaliła i to nawet bardzo, cały czas jestem "aktywna zawodowo" :) 
- rzuciłam studia a to także była dobra decyzja (czas teraz mądrze i ostatecznie wybrać następne) 
-  chłopaka nie znalazłam :D (jeszcze! ...;p) 
- zdałam te cholerne prawo jazdy 
- rzuciłam palenie... ale tylko na pół roku ;) Choć to i tak były dobrze zaoszczędzone pieniądze.
- co do języków obcych hm... trochę dałam ciała. Ale cały czas mogę to naprawić. 

Czego mogłabym sobie życzyć na rok następny? Konsekwencji w dążeniu do celu!  A ten "cel" można rozbić na następujące części składowe: 

- waga 58 kg. Zostało już tylko 12 kg do stracenia. ;) 
- dobrze wybrane studia, tak zgodnie z powołaniem (którego jeszcze nie odkryłam;p).
-  rozpracować wreszcie ten  angol i francuski! 
- znaleźć sobie tego cholernego chłopaka ;) ;p 

A na koniec, zdjęcie trochę odchudzonej mloszki w kontraście. Takie właściwie "przed i po" .

No to rok temu: 


i teraz ;) Różnica subtelna, ale zawsze! :) 

30 maja 2012 , Skomentuj



   Coś dzisiaj ta nasza vitalia szwankuje.

Ja się pławię w szampańskim humorze i absolutnym lenistwie chłonąc każda minutę z ostatniego dnia przed powrotem do pracy :))) 

Nie umiem się ogarnąć co do ćwiczeń i biegania. Mimo moich medytacji nad problemem absolutnie mi się nie chce. Za to dieta na 6+. Jakie efekty? no nie wiem, bo wyczerpała się bateria w mojej wadze! Niech to szlag, teraz muszę żyć w nieświadomości. 

Kurzę jak komin za czasów świetności huty Bobrek ;p Warto było nie palić przez poł rku, żeby odczuwać absolutną przyjemność  przy każdym papierosie. Na razie nawet najbardziej prozdrowotno-kosmetyczno-finansowy argument nie przekonuje mnie do rzucenia palenia. 

29 maja 2012 , Komentarze (1)



 Kurde, jakoś juz nie czuję tej odchudzającej mocy.

 Gdzie się podziałaś, o dobra weno? Miałam już dawno spać, a gniję przed kompem. Pewnie rano nie pójdę biegać bo zaśpię, to mnie wkurzy i dzień zacznę od ciasteczka. Stwierdzę, ze idealne ramy dnia zostały naruszone i powiem że pieprzę cały ten dzień i od następnego jura się poodchudzam. 

Dręczy mnie zgaga, na tyle się dziś nażarłam! 

28 maja 2012 , Skomentuj

  Wróciła zła, posępna i zgryźliwa mloszka! ;D Zła i posępna, bo urlop się kończy i  kilogramów przytyło,  a zgryźliwa  to tak z natury. 

Włochy przepiękne! I to nie tylko pod względem przyrody,  plaż i warunków pogodowych ale przede wszystkim z pomyślunkiem stworzoną architekturą.  (ach, że też takiego poczucia estetyki nie miało wiele twórców miast w Polsce, szczególnie skażonych przez nurty PRL'u) 

Jak dobrze nabrać dystansu do naszej szarej codzienności. Dobrze pogadać z nowymi, zupełnie innymi ludźmi.  Dobrze się trochę umądrzyć dzięki pilotom i przewodnikom ( co prawda cierpiąc swoje w muzeach, które nie mają końca - ale zawsze z miną  godną fascynacji  absolwenta historii sztuki). A przede wszystkim dobrze powysłuchiwać te trywialne, ale milutkie "bella!" " beautiful!" od super-przystojnych Włochów! 

Mam w pokoju coś na kształt bagażowego pobojowiska i mini monopolowego, pokupowałam rodzinie i znajomym likierów, win i muskatów...  O ile z rozprowadzeniem po rodzinie nie będzie najmniejszego problemu, tak też stwierdzam ze nagle wszystkie moje przyjaciółki poodnajdywały w dobie miesiąca maj "miłości swojego życia" i jakoś już im brakuje dla mnie czasu. (+600 do samotności!) 

Jechałam z wagą 66,9 wróciłam z 70,7 i czuję się ociężała i wcale już nie taka "bella".

  A może nawet się i porwę na opublikowanie jakiejś słitaśniej fotki z urlopu! Ale to później. 

Od jutra wracam na tory diety. Nie rzucam na razie palenia. Ale ze zdwojoną siłą uczę się języków obcych. Ciao! ;))) 

16 maja 2012 , Komentarze (3)



     Powiem tak: mloszka znów chudnie 

 Ważysko pokazało dziś 67,00! Mniej niż na pasku! Z resztą sama po sobie widzę. Nie wiem, jak tego dokonałam, ale mam już naprawdę piękny brzuch ;p Chyba muszę trochę zmienić te parametry zakładu. Tylko nie wiem na jakie. Nie ma co też przesadzić z odchudzaniem bo utrata cioty to dla mnie najczerniszy z czarnych koszmarów ;p

(Chyba do 24czerwca cel ważyć 63 kg. Resztę się zobaczy. Zakład oficjalnie o pół litra cytrynówki ).

Mam problem z mamą. Najpierw takie małe intro: otóż historia mojego odchudzania w wieku 16 lat kiedyś wpadła do działu "anoreksja". Po roku baaardzoo grubo poradziłam sobie z rozwiązaniem problemu. To tez było szalenie dołujące. Kiedy już wreszcie znów zaczyna mi się udawać z tym odchudzaniem, mama mnie strasznie tępi. Myśli, że będzie tak jak kiedyś. A tak jak kiedyś przecież nie będzie, nie jestem juz takim głupkiem. 

A juz niebawem będę się wygrzewać na riwierze adriatyckiej ^^ Dłuuugo wyczekiwany wyjeździe wakacyjny, n a d c h o d z ę :D (nie widzieliśmy się od dwóch lat  z prawdziwym  urlopem ;p) 

13 maja 2012 , Komentarze (2)



Dobra, dziś oficjalnie zakład zaliczony - mimo, że od jego wygrania przytyło mi się 3,5kg... ;p Nie muszę oddawać 5ciu dych do rąk koleżanki czy też na fundację Ronalda McDonalda ;D 

Czas wymyślić II rundę. 

Postanowienia ogólne. 71kg. Za następne 10kg będę naprawdę chuda! (no dobra, szupła;p). To już byłby najwyższy poziom zaawansowania mojego odchudzania od... 5ciu lat. 

1. Za 10 tygodni jest dopiero 23 lipca. To wprost astronomiczna jednostka czasu jak na słabą wolę małego człowieka, więc runda druga niech będzie podzielona na część A i B. 
  a) część A kończy się 18 czerwca. Teoretycznie przewiduję ją na 65 kg. 5 tygodni/-6kg. 
  b)część B rzecz jasna z finałem na 23 lipca. Musi być  61kg. 

2. Stawka. To jeszcze kwestia do ustalenia. Ale samo z siebie 10 kg to i tak juz wystarczająca zachęta. 

3. Metoda doatrcia do celu: mniej żreć. Rano zawsze walnąć tzw. ćwiczenia przyspieszające metabolizm, ilość powtórzeń w zależności od ilości czasu. Do pracy zawsze rowerem. (to w końcu =70 minut aerobów dziennie). No i bieganie. Na szczyt formy przewiduję wstawanie o 5.50  trening w parku, włącznie ze skakaniem na skakance, w jakimś zacisznym miejscu, żeby ludzie się na mnie debilnie nie patrzyli. W dni na rano do pracy bieganie odpuszczamy - przesuwamy na wieczór. Mój biegawczy szczyt marzeń to nie żaden maraton, tylko 30 min biegu bez zatrzymywania i języka na kolanach. W wersji zwykłej wystarczy rower do pracy i te cale "metaboliczne ćwiczenia".


Potrzebuję nowych piosenek do biegania! Juz nawet przekierowałam swój gust muzyczny w  bardziej patolskie trendy. Ale to na nic. Za mało mam tej muzyki. A do rock'a, blues'a, mimo wszystko - biega się nie za bardzo? Macie coś do polecenia? Dobra, wiem, nikt nie przeczytał tego nudnego, mobilizacyjnego wpisu do tego momentu i moje pytanie zostanie niezauważone :D 

A teraz 3 piosenki z gatunku rozrywkowo - odchudzawczo - refleksyjnych: 

 


 

13 maja 2012 , Komentarze (2)




    Tu był przygotowany przepiękny wpis, ale Vitalia postanowiła mi go zeżreć. Co za hipokrytka z tej Vitalii, portal o odchudzaniu, a sam pochłania megabajty informacji które tu generuję.

Z uwagi na tak nieprzyjemnie zdarzenie, wpis pozostawię tak jak zawsze - skrótowy: 

-  Obżeram się
- Palę papierosy i to dużo, 
- Moje najukochańsze jeansy postanowiły pęknąć na dupie. W wyrafinowanym miejscu i równie wyrafinowanej sytuacji. Sporo ludzi mogło się ponapawać widokiem moich majtek....W centrum miasta, na najgłówniejszym z głównych deptaków o godzinie 12.00  Podwójnie przykre jest to, że też akurat wtedy miałam na sobie zwykłe bawełniane, niebieskie majtki w kwiatuszki. Brawa dla mloszki!

Idę spać. Jest piąta rano. Co ja przez tą całą noc robiłam, do cholery? 
Gdyby ktoś od ręki mógłby spełnić jedno z moich życzeń to poprosiłabym o niewykształcanie u siebie pod żadnym pozorem umiejętności "nicnierobienia". 


9 maja 2012 , Komentarze (3)



  Parę dni mnie nie było - przynajmniej parę smędzących wpisów mniej! :)  

Poważnie, jak tak czasem siebie czytam, to aż oczy przecieram ze zdumienia, że taki ze mnie ponurak.

- Jem, jem, jem i jeszcze raz jem. Nie umiem się opanować. Ale to się zmienia właśnie... teraz! W tym oto momencie wycieram swoje tłuste łapska o spodnie, a opakowanie po czipsach (kurki w śmietanie) zwijam w kulkę (szeleszcząc przy tym niemiłosiernie). 
  
- Chciałam dziś jakoś uciszyć swoje wyrzuty sumienia (lepiej nie wdawajmy się w szczegóły co zrobiłam, ale przepraszam cię, o cały wymiarze Edukacji, będę się wreszcie uczyć...)  i jak ZAWSZE, co trzy miesiące oddać krew.  Siedmiokrotnie nie było z tym żadnego problemu, i jakież było moje oburzenie, gdy moja własna hemoglobina postanowiła mnie dziś zdyskwalifikować. Próbowałyśmy tam z paniami pielęgniarkami a to z palca, a to z żyły  - ale jak wyszło 11,9  Hb tak chamskie krwinki nie chciały się poprawić ;p  Oczywiście, pan nieprzyjemny lekarz od oddawania krwi ileż to się  przy tym wszystkim nagadał....   Kazał wybrać: albo odchudzanie, albo oddawanie. Trudno, no - najpierw wybieram odchudzanie.
 
- Oddałam rower do naprawy profesjonalistom. Zażądali 200zł, a i tak wybrałam pakiet "naprawcie tylko NIEZBĘDNE usterki" 

- Oddziwolągowałam się przez te parę dni, zaimprezowałam i od razu mi lepiej ;p 

edit: --> kilka godzin później : stara, dobra ciota! Całe swoje wcześniejsze mędzenie mogę zwalić na fizjologię (choć na blacie mamy 72,7kg! tydzień temu 67,5 kg...kto jak kto, ale ja to mam rozbieżność!) 

4 maja 2012 , Komentarze (3)


   Nie smrodzę dziś za dużo na vitalii, powiem tylko: 

 Po 3 dniach obżarstwa przytyłam 3,5 kg! zatem na pudle mamy 71kg.

Podkreślę zatem, że wulgarna myśl "nie ciesz się, bo wszystko może się spierdolić" ma pełną słuszność. 


Dobra, a teraz bez biadolenia do roboty! 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.