Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawieszona między pomaturalną pustką, a wyrzucaniem sobie codziennej tłustości. Nałogów to mam cały bagaż. Hobbystycznie marnuję swój czas na epizodycznym odchudzaniu. edit: moja pomaturalna pustka powoli dobiega końca! nałogi nie. Chudnięcie coraz bardziej przypomina rzeczywistość ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38011
Komentarzy: 306
Założony: 31 maja 2011
Ostatni wpis: 8 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mloszka

kobieta, 32 lat, Milton Keynes

166 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 lipca 2012 , Skomentuj

oż w mordeczkę, ja jutro idę na randeczkę :D 

Nie nabijam się, tylko serio mówię.... Ale ja nie wiem czy on mi się podoba...  Też tak czasem macie? Idę, zobaczę - dowiem  się w każdym razie. 

Tylko w co by się tu ubrać? Jak się zachowywać? I takie tam pierdoły, ach te dylematy.... 

Waga - ok. 66 kg. Niby dobrze. Ale nie potrafię spaść poniżej tej szatańskiej liczby. 

9 lipca 2012 , Komentarze (4)

Eureka! Vitalia zadziała! Czy to z moim komputerem jest coś nie tak, czy  Wam też wyskakują te śmieszne błędy? 

Dobra, ja tu nie żeby narzekać. 
Normlanie wyobraźcie sobie, że nadszedł ten etap w życiu mloszki (grubej przez 4 lata)  że jak idzie ulicą faceci absolutnie nie są obojętni (i nie mówimy to o średniej wieku  +55 tylko z jakieś 25... )! Jak pojawiam się  na imprezie... to ja jestem ta zagadywana (a nie zagadująca jak zawsze),  sypią się prośby o telefon czy później wiadomości na fejsbuku. 

Dobra, ja wiem że dla wielu z Was to chleb powszedni ale dla mnie to nowość. Żeby mi tylko przez przypadek przez to nie odbiło. Albo żebym znów nie była jednak zbyt powściągliwa. Żebym się też z tej wcześniejszej desperacji nie rzuciła na pierwszego lepszego.

  Dlaczego niektóre kobiety rodzą się z tym jak postępować z facetami a niektóre to takie jak ja - wiecznie nie wiedzące co zrobić. 

******
BTW starzy kumple, którzy nagle sobie przypomnieli jaka jestem fajna jak schudłam (wielbiąc zapewne moje wnętrze -.-) są po prostu żałośni! 

5 lipca 2012 , Komentarze (4)



   Wiem, że to nikogo nie interesuje, ale tak dla siebie napiszę. Kurde, dość pobłażania! 

Przechodzę do etapu hardkorowego! Prawdopodobnie w 3tygodniu lipca całkiem nieplanowany wypad ze znajomymi (których o ironio do końca nie znam ;p). PEŁNA koncentracja na super formę! Oczywiście nie liczę na -10kg, ale zrobię WSZYSTKO co w mojej mocy! :D 

Prawie 4 tygodnie do działania. mamy 7.0. Fizycznie dopuszczalne byłoby -4kg. Ale ja już się tak wyćwiczę..  że wizualnie będę wyglądała na 60tkę :D (no a ważyła 65tkę... :D). 

Wielki powrót do biegania! 

Pierwsze co zaczynam od 4h snu  ;p Ale nie śpiąc spalamy więcej kalorii. To w końcu jakiś plus. 

2 lipca 2012 , Komentarze (1)

   

Pies przykulał na spacerze. Oczywiście akurat ze mną, jak mam dzień zaplanowany na opcję: bezproblemowo. Oglądam tą jego łapę, ale nie widzę żadnych zmian zewnętrznych, nie nic wbitego. Skubaniec nie daje się wyciągnąć na dłuższe oględziny bo od razu grozi kłami.  A teraz to sapie, liże tą swoją łapę i  żałośnie skomle. No nic, grunt nie panikować. Przeczekam i przemyję rivanolem, kiedy tylko kulawy raczy zasnąć. 


Co do diety - dziś zakład  został wprowadzony w życie! 

Dnia 3go września stanę rano na wadze i ujrzę wynik 60 kg! Tak, tak.... tak właśnie będzie. Moja współzakładniczka ma z kolei zobaczyć 73.  Jeśli  obie spieprzymy to 50zł ląduje do skarbonki na fundację Ronalda McDonalda ;p. Jeśli tylko jedna spieprzy, tą drugą zabiera na zakupy - wedle uznania, można wybierać  ubrania nawet z nowych kolekcji. Jak się uda obydwóm, wiadomo - każdy sobie sam funduje nowe wdzianko w rozmiarze mniejszym. 
Fajnie byłoby znać swoja wagę początkową ale siostra wyniosła to cudo z domu... 

muzycznie na dziś:

28 czerwca 2012 , Komentarze (3)




Ten wpis jest jak żywcem wyciągnięty z książki "potęga podświadomości - jak nie postępować".

Nie odchudzam się. Moja cudowna waga waha się pomiędzy 66-70 kg już od miesiąca!
Od 2 lipca wznawiam swój zakład z koleżanką. (to będzie trwało 9 tygodni---> ja chcę schudnąć 8 kg). tzn. kończymy go 3 września, idzie o 100 zł. 
Jak zawsze, jestem cholernym samotnikiem, któremu się cholernie nudzi.... może zapiszę się na wakacyjny kurs językowy?

  Branie dziesięciogodzinnych zmian w robocie nie ma sensu, bo nie samą kasą się żyje. Zresztą mogę się poświęcać, brać nadgodziny a później uroczo życzliwa koleżanka dla fun'u pobiegnie podkablować jakiś mój błąd kierownikom. No i baju baj premio. 

Raz jeszcze podkreślam, że jest mi coraz bardziej samotnie. Już sama tego nie mogę od siebie słuchać. Wyrzućcie ten mędzący niedający mi spokoju głos w mojej głowie...  Miłości, zabawo - gdzie Ty na mnie kurwa czekasz? 

Dalej  nie potrafię zdecydować się na kierunek studiów. 

Znów czas rzucać palenie. To jednak szkoda kasy. 

24 czerwca 2012 , Komentarze (2)




    Urodziny są trochę jak wigilia. Co rok, niby już cię nie rusza, ale zawsze jakoś tak  emocjonalnie. 
Oczywiście istnieje ta część ludzi "pozytywnie nakręconych" , która w urodziny ma jednodniowy hajlajf, jest słodko i pięknie oraz  ta druga część ludzi - wiecznie mędzących.

No ja nie należę z pewnością do tych pierwszych. Żegnam się z jedynką z  przodu już chyba bezpowrotnie (no, chyba że do niej powrócę za 80lat ;p) a i tym razem urodziny dla mnie to czas tylko umacniania się w swojej beznadziejności i leczenia kaca.

Koniec z tymi debilnymi postanowieniami, które to tylko potęgują niezadowolenie i niską samoocenę. Będzie co ma być. Nic w końcu tak nie tuczy, jak niespełnione postanowienia...

Na dodatek, o ja zasmarkany głupek -  na swoich rodzinnych urodzinach dałam się wyprowadzić z równowagi wrednej ciotuni (nadzwyczaj wścibski i wszystkowiedzący egzemplarz pierwszych skrzypiec rodzinnego wkuriwacza). Choć cioci trzeba było przyznać rację i nie robić scen. Tak, pewnie skończę z magistrem z gównoznastwa z etatem za 1000zł, samotnie i w kawalerce mając lat 40ści.

Do szczęścia brakuje mi dwóch rzeczy: powołania (kariero?? przyszłości??? pomyśle na życie?? gdzie jesteście?!) i faceta. To tylko dwie rzeczy. Ale mając 20ścia lat, rzeczy baaaaardzo  fundamentalne. Już za dwie godziny moje urodziny, więc mogę się nad sobą  poużalać. 
Nażarłam się.
Jeszcze nie upiekłam ciasta na jutro do pracy. A wszyscy sprzątnęli to, które zrobiła mama. 

Nie, nawet narzekać nie potrafię. 

23 czerwca 2012 , Skomentuj


      O ja cię kręcę... 66 kilosów :F Pięęęęęęęęknie  

I to olałam bieganie, tylko jeżdżę rowerem do pracy, chleję piwsko i nie jem kolacji. Efekty pojawiają się w nieoczekiwanych momentach. Nie ma na co narzekać więc już nic nie piszę.

edit: albo nie, jest na co narzekać. Brak kasy! Naprawa roweru = 400zł! Wielki powrót do palenia =??? ( w każdym razie dużo).  Jestem spłukana. Dlatego ciepło myślę o dniu 10lipca... a wszystkim w mojej sytuacji dedykuję tę piosenkę: 

17 czerwca 2012 , Komentarze (1)




 Kurde kurde kurde. Rok minął, a ja dalej nie wiem co wybrać. Czerwiec to już ostatnie chwile na wybór, logowanie się i wpłaty rekrutacyjne. Boże, dlaczego mi nie objawiłeś mojego powołania?? 

Rozważam:

1.Doradztwo filozoficzne i coaching. Brzmi wprost debilnie, ale zapowiada się to to na interesujące studia, dzienne na śląskim uniwerku. W dodatku na takie dzienne, gdzie można się obijać i jednocześnie pracować.  Ale zapowiada się też na humanistyczne studia jak każde inne, gdzie jak ostro nie zawalczysz godziwej pracy mieć nie będziesz. 

2. Położnictwo na ŚUMie. Trudne studia, wymagające pełnej uwagi i porzucenia mojej obecnej pracy. Ale są za to z dużo lepszą perspektywą tej prawdziwej  pracy. Praca z człowiekiem i obecność przy tych wszystkich "cudach życia".  Jeszcze jedna kwestia  - finansowo próżna.  Możecie mnie naprostować  jeśli pieprzę głupoty bom jeszcze życiowy gówniarz i zdarza mi się palnąć ciulstwa. W moim przekonaniu położnictwo to większy prestiż od pielęgniarstwa, choć nauki w 3 dupy a medycyny nic nie pobije - zawsze będziesz niżej w hierarchii. I zawsze mniej zarobisz ;) Zawsze pasjonowała mnie biologia, jestem swój człowiek więc żadne krwie, mazie, rzygi jakoś mnie nie odrzucają. Ale jestem ciapowata - i martwię się, ze z tego nie wyrosnę. Bo położne nie mogą być ciapowate.

Ha, i jako trzecie to może mi pozostać jakiś kierunek pt. "wszystko i nic", czyli zarządzanie. 

Pilnie potrzebuję jakiejś rady. 
Może dodam, ze moim jedynym prawdziwym talentem jest umiejętność wypowiadania się  i używanie nadprogramowej liczby słów - co właściwie nie zawsze jest zaletą. No i łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi. Matury mam dobrze napisane z maty, angola, polskiego i bioli. W tym dwóch ostatnich też z rozszerzeń.


Nowości z diety: było zajebiście do wczoraj. Ale od poniedziałku znów będzie zajebiście. Dziś musimy obpić przegrany zakład z koleżanką :D 

14 czerwca 2012 , Komentarze (1)


  No, kryzys powoli zażegnany, ale nie mówię głośno bo jeszcze szybko wróci....  Wypłata na koncie (choć wydana już po części przed jej otrzymaniem...)  i po ciocie, więc warunki finansowo-hormonalne sprzyjają uniesieniom :D 

Taka pogoda, ze aż zal sobie nie ponarzekać. Tej  niewątpliwej przyjemności nie odmówiło sobie z tuzin ludzi na fejbuku, jakby mało kto nie doświadczał tej samej pogody. 

Ja może tylko rozczulę się nad żenadą komunikacji KZK GOPu. Trochę deszczyku, i już nie jeździ tramwaj. I juz się spóźniasz do pracy. Po ośmiu godzinach pracowniczej nudy, w nadziei że to wystarczająca ilość czasu na uporanie się z problemem dla pogotowia tramwajowego okazuje się, że nadzieje są oczywiście złudne! Ba!! Nawet nikt nie przyklei głupiej kartki na przystanku, że z uwagi na awarię jest zmiana trasy, o czym dowiadujesz się na przystanku w czarnodupie! Brrrrr. 

68,5kg, to raczej pięknie. Tylko 8,5kg do celu przedostatniego :D. 

Porwałam się nawet na najdroższe mleczko wyszczuplające w moim życiu. Taaak, już czuję jak ziarna zielonej kawy odchudzają mój tyłek za mnie :D 

8 czerwca 2012 , Komentarze (1)

Po pierwsze" wypłato przybywaj bo bardzo mi ciebie  brakuje!!


   Co jak co, ale słowo kryzys kojarzy mi się z medialną papką gospodarczą, ni to prawdziwą ni to sraką, ziejącą  nudą pesymizmu ekonomicznego. Ale kurde. Mnie to chyba sięgnął taki prawdziwy  kryzys dietetyczno-pracowniczy.

 Przez ostatni czas obżerałam się jak to prawdziwa stara mloszka miała w zwyczaju - przegryzając wszelkie niepowodzenia, nudę, brak czasu i inne takie sranie w banie. Codziennie obiecując sobie "nowe lepsze życie od jutra".  Oczywiście na gówno mi to, bo i tak żrę. 

Chyba tak jest, że zawsze jak w jakiejś materii osiągnę sukces, to następnie muszę to spierdolić, potem znowu się starać, znowu spierdolić i tak w kółko. Tym razem nawet zakład part II totalnie mnie nie zmotywował, ze niby miałabym tylko 14 dni żeby schudnąć 5kg? No way... Ja tym razem chyba stawiam wódkę. 

W każdym razie, zgodnie z myślą naiwnej filozofii  "odjutryzmu" , mam nadzieję że kryzys żegnam z wynikiem 71,1 i teraz dzielnie jednak będę walczyć. A i do roboty bardziej się przyłożę. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.