Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zawieszona między pomaturalną pustką, a wyrzucaniem sobie codziennej tłustości. Nałogów to mam cały bagaż. Hobbystycznie marnuję swój czas na epizodycznym odchudzaniu. edit: moja pomaturalna pustka powoli dobiega końca! nałogi nie. Chudnięcie coraz bardziej przypomina rzeczywistość ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38212
Komentarzy: 306
Założony: 31 maja 2011
Ostatni wpis: 8 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mloszka

kobieta, 32 lat, Milton Keynes

166 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 lipca 2011 , Komentarze (1)



   W takie dni jak ten, najlepiej się je. Z dobrą książką do poczytania pławiąc się w świętym spokoju. 

Niestety - oczywiście nic  z tego. Pies musi wyjść na zacinający deszczem dwór, a mnie czeka podróż na drugi koniec miasta. I posprzątanie bo jak zwykle jest syf. 

Matura zdana! I to całkiem nieźle ;) Tylko.... moja opłata rekrutacyjna nie chce wpłynąć na UŚ. Nie, żeby coś ale trochę mnie to martwi. Bo o opłacie na ŚUM w ogóle zapomniałam.... 

Z pracy mnie nie nie wyrzucili :D (zapewne: jeszcze nie..) 

Status: wpierdalanie* Chyba od jutra się po odchudzam bo popadam w tłustą melancholię.... 

24 czerwca 2011 , Komentarze (5)

   Dokładnie tak. Czyli wolne od diety od czwartku 23.06 aż do 26.06 (dzień ojca, dzień wolnego, moje urodziny party1 i moje urodziny party2) ;p Ach... jak smacznie!!! (wago.... nie patrz i nie mścij się).

W pracy nastroje się poprawiły.. ach od razu mi lepiej!  
Dla równowagi wszechświata.. peturbacje z siostrą. 

Nakupowałam mnóstwo rzeczy w ikei, wydając więcej niż planowałam. No ale lepsze to od przetorbienia pieniędzy na fajki. Z resztą... jeszcze sporo rzeczy wystrojowo-desingnerskich brakuje, więc trzeba się przygotować na koszty. < nieumiemsiedoczekaćwypłaty!!! > 

Mam nową pelargonię i trzmielinkę, ciekawe jak się im będzie rosło :) 

Do wyników  matury zostało: 5 dni. (nie licząc dnia dzisiejszego.. br!) 

21 czerwca 2011 , Komentarze (6)



  Dokładnie jak w temacie. O dziwo poużalanie nie dało magicznych metaficzycznych efektów, czyli nie ma mowy o żadnej poprawie - należy mówić o pogorszeniu.
 Dziś okrągłe  z e r o  umów.
 Telefon nie dzwonił do mnie w ogóle... Co śmieszne, tylko u mnie baza była taka mizerna - u całej reszty grupy normalna. Jest mi z tego powodu żle. Jawię się jako wielki nieudacznik (Dotka zrobiła 4 umowy... To moja przyjaciółka, ale to uciążliwe gdy już niemalże w każdym polu jest ode mnie namacalnie i nachalnie lepsza. Uczciwie się przyznam, że nie potrafię wyzbyć się tego paskudnego uczucia które nakazuje mi przynajmniej nie być gorszym, od ludzi których dobrze znam). 
Na smuty sobie sporo zjadłam. Rano było git - dwie wasy, szyneczka z indyka. Obiad - kalafior. a teraz... 4 kromki razowca z serem i mielonką (tak, chowam się pod dietetyczną ziemię za tą mielonkę ;p  tak to jest paskudztwo) 

Jak jutro nie zrobię żadnej umowy rzucam to w pizdu. 

21 czerwca 2011 , Komentarze (3)



    Wczoraj miałam humor do zabicia. Tylko jedno zasrane zawarte ubezpieczenie. Jestem na jakiejś liście szarych nieudolnych. Z klientami jest jak w życiu - nikt mnie nie słucha. Jeszcze trochę a będę musiała się martwić kiedy mnie zwolnią. 
W dodatku fryzjerka równie nieudolnie mnie obcięła. Włosy odrastajcie!!
Jestem w przeważającej części wredna dla ludzi wobec których powinnam być miła. 
Nie umiem rano wstać pobiegać. 
Aaaa... i niech się zastanowię... ileż do cholery można żyć w samotności pojmowanej pod względem damsko-męskim? Dotka ledwo co się rozstała z jednym  chłopakiem, a teraz od trzech się nie potrafi odpędzić. A ja.. a ja.... to hehehe - wielki  żart ( w znaczeniu metaforycznym i dosłownym;P)
Ech... jetem ciulem.... Tak, tak, kiedy racjonalne wyjaśnianie przyczyn i skutków wydarzeń które nas otaczają nie pomaga, należy wziąć się nad sobą zacząć użalać. 

p.s. ale waga, o dziwo 76,7. 
 

19 czerwca 2011 , Komentarze (1)



    Dziś nie napiszę nic błyskotliwego bo padam z nóg. Ale żeby zachować wierność dzienniczkowi dietetycznemu powiem, że na wagowym liczniku  rano wybiło 78,8. (to dlaczego wczoraj było 76 kg? ;p dodam, ze się nie obżarłam).
A dziś spaprałam soczyście bo zanim wróciłam  z pracy na liczniku było 700kal. Potem były dwie nektarynki, rosół z makaronem, kotlet z kurczaka, dwa małe zimniaczki bez tłuszczu i jakiś podrabiany czekoladowy budyń o wartości kalorycznej 230 kal. 
Powiedzmy, że ogółem łaskawym okiem 1600... i to ma być dieta?? wtf. 

Wkurwia mnie kilka ludzi z mojego bliskiego otocznia, którym nie w sposób tego powiedzieć. Muszę posprzątać w pokoju i iść do fryzjera bo wyglądam już trochę jak wujek coś z adamsów. I zacząć robić te jakieś śmieszne ćwiczenia na cycki, dupę i brzuch. 

Moje kochane wirtualne vitalijskie koleżanki (spokojnie  można tak powiedzieć bo zwierzam się tu z rzeczy raczej nie podpadających pod publikę ogółu ;p ) - komentarzowe braki od serca wypełnię jutro, bo nei ma co tego robić na byle jak ;) 

18 czerwca 2011 , Komentarze (3)

   
    Ostatnio mój żywot stał się ciekawszy o fakt posiadania pracy - nuda wyeliminowana. Ba! Nawet trzeba się mobilizować i martwić brakiem czasu, stresować nowymi rzeczami. 
   Znajomi robią imprezę za imprezą.... Oj dużo by tu opowiadać anegdotek.
 M.in złamaliśmy z kolegą krzesło ogrodowe, on chudy jak patyk, ja gruba jak ja, kłócąc się kto ma siedzieć na czyich kolanach. Wiadomo - nie będę przygniatać starego kumpla chudzielca, to taka moja gruba obsesja żeby nikomu nie siadać na kolanach. Żenujące, chociaż było całkiem śmiesznie. 
Druga anegdotka mrozi krew w żeńskich żyłach, ale zostawię ją na potem.

Cały tydzień dieta na bardzo dobry plus. Z resztą wodny spadek wagi bardzo mnie ucieszył, bo 82 a 76 to jest różnica. Dzisiaj tylko zepsułam bo teraz zjadłam białą bułkę z masłem serem i salami. Oj Mloszka... i na co ci to?! 


Dobra, nie będę już nudzić. Spieszę się do wyjścia. ;) 

16 czerwca 2011 , Komentarze (4)


  C z t e r y dni diety za mną... Jak na ostatnie 6 miesięcy to prawdziwy sukces. Zważę się dopiero w poniedziałek. 
WRESZCIE udało mi się pobiegać. 
Dziś rozpoczynamy dzwonienie do ludzi w robocie... oby udało mi się zrobić chociaż  jedną umowę, nie popełniając żadnych  błędów rażących (błagam...) :D . 

14 czerwca 2011 , Komentarze (3)


    Ja i moja zajebista dieta mamy się trochę gorzej, ale wciąż istniejemy ;) 
Przez za długie przerwy w żarciu, a właściwie idiotyczny czas pracy miałam czkawkę (12-18, tym samym trzeba się było obyć bez obiadu)  i jak walnięta, a przynajmniej nawalona, czkałam w tramwaju przez całą godzinną drogę. 

Jak wczoraj lider mnie pochwalił, tak dziś się czepiał. Nie wiem, czy metoda ambiwalencji uczuć ma jakoś wpływać na produktywność pracownika? 

Po dłuższym poznaniu  koleś oblany wodą... nadal niebrzydki, nawet bardzo sympatyczny.. ale mądrością i sprytem to zdecydowanie  nie grzeszył,oj nie. Nie ma więc żadnych strat ;) 

P.S. Prawie udało mi się pobiegać (prawie, bo wzięłam psa który znacznie to spowolnił). 

13 czerwca 2011 , Komentarze (8)


  Pierwszy dzień szkolenia w nowej pracy. Mrał. Choć nie narzekam, ludzie wydają się być bardzo spoko. Szkoleniowiec nawet zarzucił małą pochwałą w moją stronę.  

Oczywiście nie obyłoby się bez jakiejś wpadki, bo flejtuch i fajtłapa to moje drugie i trzecie imię. 
Stoimy sobie na fajce, rozmawiamy. Po bokach stare znajome koleżanki, z naprzeciwka przystojny koleś w moim wieku, z tej samej szkoleniowej grupy. Gadamy, żartujemy. Ja tam już swoją fajkę wypaliłam, odkręcam wodę żeby się napić, przystępuję do picia.. i jak nie koleżanka zarzuci jakimś żartem...  Tak mój łyk wody przeobraził się w coś na kształt zraszacza ogrodowego, opluwając przystojnego gościa z naprzeciwka. 
Brawo Mloszka, brawo... 100 punktów dla Grfindoru! ;p 

P.S. Dalej nie udało mi się pobiegać. Drugi dzień diety, trwa. wow. 

12 czerwca 2011 , Komentarze (2)


  Dobra, zmieniam porę wpisów na taką pod wezwaniem dnia. To nocne gówno-robienie przed komputerem jest głównym winowajcą niebiegania rano. 

Waga o dziwo 80.3 kg. ( w sensie, że to jakoś mniej ;p ) Właziłam na to łazienkowe  płaskie, wstrętne urządzenie  patrząc przez palce w przestrachu, ze zobaczę jakieś 85 Ufff. No ale daleko do tego to nie mam ;p 

Nie mam metra w domu, więc dziś nici z wymiarów. 

Yyy nie nie będzie zdjęcia bo nie chce mi się bawić z imagineshackiem ;p  Chybże w głównej galerii. Sory za uciętą głowę, ale wiadomo - anonimowść ;) 

Koniec z marnotrawieniem czasu przed kompem. Rano bieganie, wieczorem rower. Spacery z psem w standardzie. No i wiadomo - żarcie o charakterze i ilości dietetycznej. Coś na kształt 1000 kal. Trzeba się zawziąć 

Już odpuszczam te długaśne i niezliczone spotkania z koleżankami, bo ileż można mówić o cudzych miłościach. Przy tym się siedzi, pali i pije piwo. Ewentualnie wpieprza jeszcze coś innego. Wysłucham, wesprę, ale wszystko musi mieścić się w granicach rozsądku. 

Ilość  minut dziennie spędzonych na wysłuchiwaniu o adoratorach, komplementach, miłościach innych: z jakieś 90. (pomnożone przez 12miesięcy w roku codziennie). Ilość spędzonych minut  na opowiadaniu o swoich miłościach, adoratorach i wielbicielach: 0 (hmm... może dlatego, że nikogo takiego nie mam;p). To dołujące. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.