- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 173433 |
Komentarzy: | 2775 |
Założony: | 8 maja 2011 |
Ostatni wpis: | 7 sierpnia 2015 |
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
Oj pohulałam przyznaję się ale to wszystko proszę sądu przez katar i ciasteczkowy wirus.
Leczyłam sie domowymi słodyczami i nalewkami.Pomogło,kurcze wracam do zdrowia, szybko i baaardzoooo smacznie.Cud terapia normalnie ale wymysliłam.
Waga z lekką tendencją zwyżkową .No coś za coś ,ale niewiele tego , raz dwa się uporam.
Dzisiaj już byłam grzeczna i rozsądna i rozważna i nawet troche romantyczna, a co ... Słoneczko świeci i jakoś tak miętko na sercu, a wogóle jestem bardzo zadowolona z wczorajszego przyjęcia.Teściowa prawie poprawna, siostrzeńcy ok ale najbardziej się cieszę,że byli moi rodzice.Naprawdę rzadko się widujemy w pełnym składzie. Oboje ciągle są bardzo aktywni zawodowo.Mieliśmy wreszcie kilka godzin na zwykłe pogaduchy przy wyśmienitym konieczku i nalewce Babuni.
Katar podpisał w końcu akt kapitulacji, po pracy korzystając ze sprzyjajacej aury wskoczyłam na rowerek, było super, zaliczyłam 27km.
Wprawdzie za kilka dni @ ale wcale się nie przejmuję, znowu czuję przypływ energii, jeszcze powalczę.
Skończyłam gulasz dla miesożerców,wegetariański zrobię jutro ,a właściwie juz dzisiaj tyle,że za jakieś 8h.Do tego ziemniaczki lub ryż do wyboru.Mam 3 surówki , jeszcze ugotuje rosół i będzie grało. Na deser:
-andrut z mleczną leguminą (odparowane mleko z cukrem trzcinowym)
-szarlotka z czekoladą (brakuje tylko polewy) zrobię rano
-torcik piankowy( jak domowe ptasie mleczko)
Dodonałam tego mimo obłednego kataru, a wszystko z powodu gości przyjezdnych na podwójne urodziny moich mężczyzn. Wszystko poszło zgodnie z planem...no powiedzmy... nie planowałam zejścia pralki ,a takowe nastąpiło. Służyła dzielnie 13lat i padła.
Lubiałam ją bo prała naprawdę dobrze i nazywa się Margerita jak moja ulubiona pizza.
Dalej jestem troche chora. W glowie przestało już łupać, nawet rano byłam z młodzikami na kijkowaniu. Bez szalenstw ale łykneliśmy 8km.Zrobiłam bardzo szybki obiad i zaległam pod kocykiem.Trochę mnie telepało, mąż zaproponował nalewkę Babci Stasi.Zazwyczaj bardzo ją oszczędzamy,bo niewiele zostało,a Stasienki nie ma już wśród nas .Dzisiaj leczę zdrówko i piję Babuni zdrówko gdziekolwiek Ona przebywa. Była i nadal jest bardzo ważna w moim życiu, taka wiecie prawdziwa,dobra, mądra ,cudowna. Te nalewki i słoiki których mi jeszcze kilka zostało na półce...
Pogodziłam się już z Jej odejściem, tylko ciągle jeszcze jest mi bardzo smutno i bardzo mi jej brakuje...
Nie ma diety, nie ma ćwiczeń.Dopadł mnie jakiś wirus. Z nosa siąpi , głowę rozsadza, a w niedzielę przyjeżdżają teściowa i brat męża z rodziną.Jutro rano rajd pieszy z dzieciakami ze szkoły.
Aspiryna, ziołowe herbatki, joga-mudry i mam nadzieję,że rano bedę jak nowa.
Wiecie co mnie najbardziej zadziwia? Nic mi się nie chce jeść oprócz słodyczy, a właściwie ciastek.Nie wiem co usiłuje mi przekazać mój organizm.
Ważenie nie wyszło dobrze , bo nie mogło, bo ja tak z tymi ciachami od 3 dni i pomysleć ,że to wirus hehehehehe
Spędziłam dzisiejszy dzień i zanosi sie na to,że tak bedzie w każdą środę. Wychodzę z domu 9.30 a wracam o 19.30.
I wiecie co, mimo natłoku zajęć,a może właśnie dlatego, jestem znakomicie zorganizowana
Lekcje ,zajecia dodatkowe(karcianki),zajęcia artystyczne-taniec(więc tańczyłam z młodzieżą) zajecia z dorosłymi ,a pomiędzy 10-15minutowe przerwy.Posiłki w pudełeczkach,rozpisane co ,jak i kiedy.
Nie ma czasu na gdybanie,roztrząsanie co bym zjadła, a może batonik,ciacho...Nic z tych rzeczy bo ...nie ma czasu.
Rano ćwiczyłam jogę 30', na artystycznych tez się ruszałam (ok 30') więc gimnastyka również zaliczona
Dobrze,że pracowita środa , wypada właśnie w środku tygodnia, mam 2 dni na rozkręcenie się i 2 dni na zwolnienie obrotów przed wekendem :)
A teraz zwalniam obroty, czeka na mnie zielona herbatka i kanapa z kocykiem i moimi kotkami mrrrrrrrr bosssko.
Nowe wymiary-nowe rozmiary ubrań.Zakupy.
A, że mam słabość do odzieży sportowej od tego zaczełam zakupy. Bluza Nike koralowa , Dri-Fit i wszystkie nowinki w tej materii, upolowana w necie na przecenie ,cudo.
I spodnie też ładne,wygodne i cieplejsze na nadchodzące chłody,tyle,że za krótkie.Hehehe wygladam w nich jakbym szła na ryby i to w spodniach po młodszym bracie. Młodzież domowa miała niezły ubaw, ja zresztą też jak się w lustrze zobaczyłam.Nic to, będzie prezent dla kogoś w rodzinie. Ale powinnam się zapytać sprzedawcy, bo opis długie ,gdy się mierzy 183cm właściwie niczego nie wyjaśnia.
Zawsze tak miałam spodnie do pół łydki,najwyżej za kostkę. Buty też nosiłam męskie bo damskich w rozmiarze 43 w Polsce nie było .
Do dziś pamietam moje traktory,koleżaniki "kicały" w botkach a ja w "Relaksach"Boszzzzz ile ja się wtedy napłakałam.Swoje pierwsze piękne kozaczki kupiłam w Dederonach( dawne wschodnie Niemcy -info. dla młodzieży) za całe 200 marek .Myślałam ,że mnie wtedy z domu pogonią, bo tylko tyle można było ze soba przywieźć do kraju-raju.
To były czasy.
Nowy nabytek w rozmiarze L ale juz wiem ,że mogła być M i też by było dobrze
Rany czy wiecie jak to jest fantastycznie zapomnieć o XXL-kach.
Szczerze Wam wszystkim tego życzę.
I juz po pełni :)
Napięcie gdzieś się rozwiało, w domu powolutku wyczuwalna odwilż .
Skończyły się ataki na lodówkę.Całe szczęście bo mam 0.9 kg więcej niz na pasku.
W piatek ważenie, na razie nic nie zmieniam. Mam kilka dni to powalczę.
Ćwiczyłam dziś umiarkowany aerobik 30', joga + rozciaganie 30' i jeszcze rower 60'(przejechałam 25km) Kalkulator wyliczył,że spaliłam 1060 kcal super.
Całkiem udany dzień ,a to poniedziałek-ja nie narzekam.
Śpieszę donieść,że jutro pełnia.
Jeśli czujecie niepochamowaną ochotę na jedzenie czegokolwiek.To popatrzcie dziś na Łysego
(na księżyc znaczy się).
W poniedziałek pełnia i to dlatego tak trudno mi oprzeć się pokusie smakowania,jedzenia ,gryzienia, żucia, łykania itp.,itd.
Zawsze przed pełnią organizm stara się ze zdwojoną siłą gromadzić.Wodę to raz (już puchnę) , kalorie wrrrrr to dwa(lodówka mooojjjjjjaaaaaaa).
Na pocieszenie powiem ,że po pełni będzie nam łatwiej poradzić sobie z łakomczuchem
Przemogłam mojego lenia i spacerkiem pokonałam 6km dobre i to.
Słychać tylko telewizor i od czasu do czasu krótką wymianę zdań(bardzo krótką).
Relaksuję się , wypoczywam ,łapię ostatnie promienie słońca, na termometrze 26 stopni.
Afirmacje,wysyłane dobre myśli, dobre słowa, żeby już nie bolało.
Cisza.....cudowna....spokojna.
Jutro będę biec ale to jutro dzisiaj zwolniłam,zupełnie...
Mam nowy cel:
Planowanie ze szczególnym uwzględnieniem własnych potrzeb.
Moje najczęściej są na końcu,a to nie jest dobre.