Byłam dziś w centrum i jak zwykle wróciłam kompletnie wykończona psychicznie bo nie znoszę miasta, hałasu, ruchu i pośpiechu. Zupełnie nie wiem jak ludzie są w stanie w takich warunkach żyć i pozostać przy zdrowych zmysłach po ja bym oszalała góra po tygodniu. No ale taka już jestem, kocham wieś, spokój, ciszę, naturę i śpiew ptaków. Miasto nie ma dla mnie żadnego uroku a szczególnie duże i gwarne bo zdarzają się małe miasteczka, które coś w sobie mają jakiś swoisty czar i w nich jestem w stanie wyobrazić sobie spędzenie życia...Nie lubię też miejscowości turystycznych i im bardziej znany i tłumnie odwiedzany kurort tym ja od niego dalej się trzymam. Nie jeżdżę np. do Zakopanego choć mam tam dobrych znajomych i byłam zapraszana wielokrotnie. Kiedyś jeździłam ale wieki temu gdy Zakopane było inne bardziej klimatyczne i jakieś takie swojskie, zwłaszcza obrzeża. A teraz to tylko beton i nieprzebrane tłumy wszędzie...
Jestem zmęczona i pewnie wiele dziś nie zrobię no chyba,że odreaguję stres dłuższą medytacją np. z aniołami lub kamieniami albo snem z godzinę przy ,,gadającym" piecu...
Na szczęście nie zaplanowałam nic skomplikowanego na obiad bo ma być kartoflanka z grzybami i warzywami ale za to po południu mam upiec rogaliki z dżemem to trochę energii by się przydało...
Wczoraj zrobiłam kilka par kolczyków a od kilku dni chodzi za mną bransoletka do zegarka ale zupełnie nie wiem jeszcze jak się za nią zabrać. Chcę by była na rzemyku z koralikami drewnianymi i czymś wiszącym metalowym bo kamieni nie kupiłam oczywiście tyle ile mi potrzeba...Kuszą mnie tez wyroby z bardziej szlachetnych kruszców z miedzi, mosiądzu i srebra no ale muszę się jeszcze poduczyć...
Kuszą mnie też obrazy a mianowicie irysy, nagietki i abstrakcja wykonana między innymi metodą laną na dużym podobraziu...
Czeka też decoupage i szycie, duuuużo szycia...