Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam sporo zainteresowań między innymi: ezoteryka, reiki, astrologia, anioły, uzdrawianie itp, czytanie, rysowanie, malowanie itp, pisanie/książki,blogi/ poezja w tym haiku a ostatnio przysłowia i aforyzmy, filmy, grafika, joga, układanie krzyzówek. Ogólnie kocham wieś, dom, ciszę, spokój, pozytyne emocje i nie znoszę wysiłku fizycznego... A odchudzam się bo miałam problemy z poruszaniem się i bóle kręgosłupa o zadyszce nie wspomnę a przy stadzie kotów i psie nachodzić się trzeba... Cel na ten rok 79 kg

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1482975
Komentarzy: 54412
Założony: 12 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 14 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
araksol

kobieta, 60 lat, Będzin

163 cm, 81.30 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do końca XII 2024 - 79kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 stycznia 2014 , Komentarze (4)

Zima ma się dobrze. Mróz trzyma, a dziś prószy drobny śnieg. Nie mogę nagrzać domu, chociaż palę w obu piecach. Marznę i ja i koty i pies. Koty po całych dniach albo leżą rozłożone pod piecem, albo wciskają się pod kołdrę i tulą do moich nóg. Pikuś też ostatnio śpi pod kołdrą. Tylko Krzyśkowi jest jak zawsze ciepło.
Zima dokucza też ptakom, które dokarmia mama. Boją się brodzić w śniegu i niechętnie siadają na ziemi, żeby się najeść do syta. Przylatują całe stada nie tylko gołębi i wróbli. Ostatnio były jakieś takie czarne podobne do szpaków. Sarny w tym roku oczywiście już nie przychodzą, ponieważ szczelne betonowe ogrodzenie od strony sadu, zamknęło im drogę. Ciekawe kto je teraz dokarmia i czy w ogóle ktoś o tym pomyślał. Biedne są zwierzęta w takie mrozy. Wiele ich nie przetrwa niestety. Szczególnie zagrożone są bezpańskie psy i koty jeśli nie znajdą schronienia.
Dietę trzymam, ale trochę przytyłam. Zobaczymy co będzie dalej. Dzisiejsze menu: Jogurt, szklanka kapuśniaku z kwaśnej kapusty/rzadkiego/, mandarynka, zupa cambridge, sałatka warzywna.

A na koniec trochę muzyki, którą ostatnio słucham...








24 stycznia 2014 , Komentarze (7)

Zima trwa. W nocy było 10 stopni mrozu, teraz jest 7. W nocy okropnie zmarzłam, obudziłam się i okryłam dodatkowo pierzyną. Najgorsze jest to, że na takie zimno nic poradzić nie mogę, bo przecież palę w piecokuchni i nagrzewam sypialnię do 19 stopni wieczorem, a przez noc i tak ciepło ucieka. Muszę zdecydowanie w tym roku ocieplić północną ścianę to może będzie cieplej. Może, ale nie na pewno, ponieważ  dom jest bardzo stary i z każdego kąta wieje. Ociepliłam wprawdzie strych, ale zostały podłogi, których ocieplać nie mam zamiaru. Nie, bo na podłogi drewniane mnie po prostu nie stać, a paneli nie znoszę...
Teraz siedzę przy piecu z kubkiem parującej herbaty z rumem opatulona kołdrą i grzeję się. W domu już wprawdzie jest ciepło, ale ja przemarzłam dodatkowo w czasie podróży na pocztę. A jechać musiałam.
Po południu planuję relaks i zajęcie się czymś przyjemnym. Co będę robić jeszcze nie wiem, ale kusi mnie przypomnienie sobie baletu Jezioro łabędzie, który znalazłam na You Tube...





Dietę trzymam, ale od kilku dni waga nie spada. Czyżby przestój tak szybko. Jak to możliwe? Zawsze to mi się przytrafiało najwcześniej po 10 dniach. I co teraz? A może jeszcze spadnie? Coraz bardzie mnie kusi dieta norweska i jak jeszcze kilka dni waga nie drgnie chyba na nią przejdę na kilka dni. Jest w niej dużo jajek a więc białka, które powinno rozbujać metabolizm. Myślę też o dniu z owsianką  raz w tygodniu, ale może poczekam aż trochę cieplej się zrobi.
Dzisiejsze menu:jogurt, boczniak w panierce plus ogórek konserwowy, surówka z kapusty kiszonej i marchwi, czereśnie z kompotu, zupka cambridge.


23 stycznia 2014 , Komentarze (6)

Wstałam dzisiaj o 9 i po 12 zdążyłam już wrócić z ,,miasta". Zima trzyma. Wszędzie oblodzone chodniki i jakby mniejszy niż zwykle ruch. Mniej samochodów i mniej ludzi. W banku czekałam 2 minuty, w sklepie budowlanym pustki, na przystanku ławki wolne, w autobusie miejsca siedzące w obie strony. Tak to ja mogę jeździć i nie narzekać. Nawet specjalnie nie zmarzłam.
Teraz sobie siedzę z drugą kawką, grzeję się i buszuję w internecie. Żyć nie umierać. Po południu czeka na mnie sporo przyjemności. Po pierwsze malowanie, po drugie wiersz na portal i napisanie kilku haiku zimowych, które już za mną chodzą. Może też zafunduję sobie dodatkową medytację dla duszy, a wieczorem mam ochotę na domowe SPA z olejkami i świecami w łazience. Muszę się zrelaksować, bo w nocy mam dwa zabiegi Reiki dla chorych kocurków z Niemiec.
Od dwóch dni waga ani drgnie mimo zachowania ścisłej diety bez podjadania. Poczekam jeszcze parę dni i ewentualnie dietę na krótko zmienię na taką bardziej białkową np. norweską. Takie zmiany podobno podkręcają metabolizm. Dzisiejsze menu: twaróg chudy z tuńczykiem, kromeczka chleba chrupkiego z paprykarzem i rzodkiewką, 2 kotlety sojowe w pojedynczej panierce plus 1 ziemniak, surówka z kapusty białej plus papryka, cebula, ogórek kiszony i marchew oraz zupka cambridge. Do tego zioła, woda, medytacje, Reiki i afirmacje...Wczoraj zamówiłam jednak mieszankę kropli Bacha i czekam na przesyłkę.

 A na koniec coś dla duszy...






22 stycznia 2014 , Komentarze (11)

Wreszcie spadł śnieg. Za dużo go wprawdzie nie ma ale jest, co mnie cieszy. Tuja i jałowiec pod moim oknem wyglądają uroczo takie obsypane. Krajobraz jak w bajce. Aż mnie kusi wyjść na spacer i porobić zdjęć. Wczoraj też chwycił lekki mróz i od razu dał mi popalić dziś w nocy, bo zmarzłam i jeszcze teraz się trzęsę z zimna. Mimo, że siedzę w pokoju dziennym pod kołdrą, owinięta w chustę i z kubkiem parującej kawy w dłoniach przy ,,gadającym" piecu. Coś ta dieta mnie wydelikaca. W domu chłodno pomimo palenia w pieco-kuchni i piecu kominkowym, albo to tylko mnie tak się wydaje, bo Krzyśkowi ciepło jak zawsze. Chyba nie będę zwracać uwagi na dietę i skosztuję kieliszeczek naleweczki z czarnego bzu na rozgrzewkę albo sobie zrobię herbatkę z rumem i cynamonem. Może to mnie szybciej rozgrzeje.
W domu wszystko idzie swoim trybem, bez wstrząsów i powoli upływa chwila za chwilą i dzień za dniem. Krzysiek zaczął załatwiać sobie przyjęcie do pracy i nie zawsze jest w domu, tak że część prac spadła na mnie. Wczoraj np. musiałam rozpalić w pieco-kuchni  i przez kilka godzin pilnować ognia w pokoju dziennym. Dziś jest w domu to znowu poleniuchuję czyli zajmę się tylko tym co mi sprawia przyjemność.
Dietę trzymam, z tym że włączyłam do posiłków więcej ostrych przypraw. Część jak chili, pieprz czarny, carry, paprykę mam w domu. Część muszę dokupić. Piję też dużo wody i medytuję. I mam nadzieję na pozbycie się balastu w postaci wagi. Mam już dość ociężałości i niesprawności. Przypomniałam już sobie jak to było być szczupłą i sprawną i chcę taka być z powrotem.
Dziś na śniadanie był jogurt z otrębami i cynamonem, na obiad będą pieczarki z cebulą oraz 1 ziemniak z pieprzem i carry, na kolację ser biały/chudy/z tuńczykiem, cebulą i ogórkiem kiszonym z dodatkiem pieprzu. Oprócz tego surówka z czerwonej kapusty i zupka cambridge. Wszystko doprawione na ostro. Niech przemiana materii się podkręca.
Będą też oczywiście zioła i spora dawka medytacji. Wczoraj też zamówiłam sobie olejki do aromatoterapii mogące mnie wspomóc w walce z otyłością. Kupiłam geranium, koper włoski i mandarynkę. Mam zamiar jeszcze kupić paczuli, który między innymi reguluję gospodarkę wodną. Myślę też o kroplach Bacha, ale nie wszystko na raz. Krople Bacha pomagają radzić sobie z emocjami, a te jak wiadomo bywają niejednokrotnie powodem wystąpienia problemów z wagą...test tu http://drbach.pl/
Pracuję też intensywnie z czakrami, a zwłaszcza czakrą korzenia, której to nieprawidłowe działanie lubi dodać nadprogramowych kilogramów.

A na koniec coś co koi nerwy i przywołuje uśmiech...











 

21 stycznia 2014 , Komentarze (18)

No i dieta działa, bo zanotowałam kolejny spadek 40 dkg. Świetnie, ale żeby było jeszcze lepiej zainteresowałam się dietą 3D chili. Dieta ta polega między innymi na używaniu przypraw typu pieprz, papryka ostra, chili, carry, które wybitnie przyśpieszają przemianę materii oraz innych też pomocnych w diecie typu cynamon czy kardamon itp. Dieta jest bardzo smaczna, bo przyprawy wybitnie wpływają na smak przyrządzanych potraw. Ja do tej pory używałam sporo przypraw, ale raczej nie tych ostrych tylko np. majeranku, tymianku, bazylii, hyzopu czy cząbru. Muszę się więc przestawić i polubić ostre przyprawy, a może zacznę zrzucać wagę jeszcze szybciej, co by mnie wcale nie zmartwiło.
Dzisiejsze menu: Jajecznica z piórkami cebuli, jogurt, kapusta czerwona plus 1 ziemniak, zupka cambridge, placuszki dukana.
Oprócz tego duża ,,porcja" medytacji i wizualizacji mojego szczupłego ciała.
Wczoraj po południu kończyłam obrazy i zaczęłam następny typu vedic art, ale zdjęć jeszcze nie mam, gdyż ze względu na pogodę nie mam ich jak zrobić.
Pogoda prawdziwie listopadowa: chłodno, ale nie zimno, ponuro, szaro i pada deszcz. Czekam na śnieg, który ponoć ma dziś poprószyć. Oby do wiosny...
Co będę robić po południu jeszcze nie bardzo wiem, gdyż ostatnio i tak robię co innego niż zaplanuję. Może coś namaluję, może napiszę, może poczytam i chyba zmienię pościel/zmienianą dwa dni temu/ bo dostał się na nią Pikuś z łapami ubabranymi w błocie...
Skrzyneczka jest gotowa. Wyszła całkiem, całkiem choć nie miałam zupełnie czym jej ozdobić, ponieważ cierpię na brak serwetek i papierów do decoupage. Zrobiłam składankę czyli trochę tego i trochę innego. Mogło być lepiej no, ale wyszło jak wyszło. Muszę wreszcie zrobić zakupy, bo następne dwie podobne skrzyneczki czekają...
Zdjęcie robione w domu, nie oddaje jej uroku, bo w rzeczywistości jest w kolorze brzoskwiniowym, cieniowana z dodatkiem brokatu...


20 stycznia 2014 , Komentarze (12)

0,80 dkg mniej czyli jest świetnie i oby tak dalej. Wczoraj  była ścisła dieta i nawet słodyczy, które Krzysiek kupił nie zjadłam. Nie zjadłam też ziemniaków chociaż Krzysiek mi już włożył na talerz. Medytowałam za to i robiłam wizualizację. Wizualizacja idzie mi coraz lepiej i już się szczupła widzę. Dziś też ścisła dieta. Na śniadanie była kanapka z paprykarzem, na obiad będzie brokuł plus 1 ziemniak, na kolację 2 jajka. Oprócz tego będzie też jogurt i surówka z kapusty koszonej.
Wczorajszy dzień minął spokojnie, ale i aktywnie. Cały wieczór malowałam. Powstały dwa obrazy vedic art na podobraziach. Namalowałam też irysy na papierze plakatówkami. Plakatówki mam zwykłe z supermarketu. Farby te mają okropnie brzydkie kolory i strasznie trudno jest je mieszać, żeby uzyskać odpowiednie barwy. Mojego ukochanego fioletu nie ma wcale, a zieleń ma odcień błękitu.  Muszę chyba pomyśleć o profesjonalnych farbach tego typu np. gwaszach albo temperach albo i plakatówkach, ale profesjonalnych.

Dzisiejszy dzień już taki fajny nie będzie, bo mam wyjazd do centrum na dwie godziny. Muszę jechać na pocztę z horoskopami i do banku. Może też wstąpię do księgarni i antykwariatu. A po południu i wieczorem relaks jak zwykle...Oby do popołudnia...

19 stycznia 2014 , Komentarze (9)

Waga bez zmian. Poczekam na spadek. Mam czas. Apetyt mam coraz mniejszy i zjadam mniejsze porcje. Dzisiaj na śniadanie miałam jogurt, na obiad będzie kotlet mielony, na kolację placuszki dukana, a w międzyczasie pewnie kanapka z chleba chrupkiego z rzodkiewką i porcja jakiejś surówki. Jeszcze pewna nie jestem, bo nie wiem na co będę miała ochotę. Może też być porcja sałatki warzywnej z majonezem dietetycznym, o ile będzie mi się chciało ją zrobić. 
Wczoraj pobuszowałam trochę po internecie i znalazłam trochę fajnych rzeczy jak np. nagrania do synchronizacji mózgu pomagające w uzyskaniu fal alfa i theta. Dziś trochę posłucham i zobaczę czy faktycznie zastępują tradycyjną medytację. Nagrań powinno się słuchać w słuchawkach...










Znalazłam też stronkę na której można podglądać na żywo zwierzęta w lasach państwowych konkretnie w Białowieży. Wczoraj w nocy oglądałam dziki, jelenia i stadko saren; dzisiaj  trzy żubry...

http://www.lasy.gov.pl/zubr

Spokojnej niedzieli...

18 stycznia 2014 , Komentarze (8)

Krzysiek wrócił wczoraj w nocy, gdy już byłam po kolacji i przywiózł domowe ciasto i wędliny.  No i oczywiście musiałam spróbować. Zjadłam po kawałku sernika, jabłecznika i murzynka oraz plasterek wędzonego schabu i plasterek pieczonego. Wszystko było pyszne i wcale nie żałuję okazjonalnego łakomstwa, bo takie okazje zdarzają mi się bardzo rzadko. Na wadze zwyżka o 20 dkg. Jutro pewnie będzie spadek, bo dzisiaj już łasowania nie będzie tylko ścisła dieta. Dzisiejsze menu to: 2 kromeczki chrupkiego pieczywa z paprykarzem i rzodkiewką, czerwona kapusta kiszona, jogurt, 2 jajka na twardo i kapusta kiszona z pieczarkami/duszona/, której nie zjadłam wczoraj.
Oprócz tego wypiję dziś kilka szklanek ziół w tym jedne na przeczyszczenie i jedne na usprawnienie trawienia, 2 kawy, herbatę, kompot z jabłek i kilka szklanek wody. Będzie też medytacja i wizualizacja Gabriela oraz Reiki. No i oby do przodu...Tak sobie myślę, że dobrze by było zrzucić więcej niż początkowo planowałam czyli np.  do 66 kg. Trochę to pewnie potrwa, ale warto, bo i kręgosłup odpocznie i stawy...
Dzisiejszy dzień będzie raczej pracowity, ponieważ książka z haiku czeka. Napiszę też pewnie wiersz i położę jeszcze ze dwie warstwy lakieru na skrzyneczkę i ściankę. Kłania się też pranie kocich legowisk i rozbieranie świątecznych stroików. Jest też konkurs na list poetycki na portalu. Wygrać nie wygram, ale spróbuję coś napisać, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie pisałam. A wieczorem zrobię sobie zabieg oczyszczania aury i czakr wahadłem, gdyż księżyc maleje, a ja coś ostatnio ponura jestem. Przydałby mi się też zabieg koloroterapii wahadłem, ale to już może jutro...
Muszę też zrobić zakupy w sklepie plastycznym, bo już nie mam ani serwetek ani papierów do decoupage...

Na koniec moje ostatnie wytworki czyli deseczka Wyszła nieźle czego na zdjęciach nie widać. Niestety albo to wina aparatu, który zmienia kolory albo moja, że zdjęć robić nie potrafię. Fakt pozostaje faktem, że wytworki w oryginale mają zupełnie inny kolor i są o wiele ładniejsze...I widać  brokat, który na zdjęciu wygląda jak plamy...No ale cóż...






17 stycznia 2014 , Komentarze (8)

Dzisiejszy dzień do łatwych dla mnie nie należy. Ruch zaczął się już od rana od 7 czyli od wyjazdu Krzyśka do Warszawy na pogrzeb cioci, która odeszła w poniedziałek. Musiałam wstać, żeby z nim wypić kawę i zamknąć za nim drzwi. Zjadłam śniadanie, napaliłam w piecu i jeszcze się położyłam na godzinkę, a później już zaczął się codzienny młyn: karmienie zwierząt, kuwety i gotowanie karmy. No a za godzinę na dodatek muszę jeszcze wyjechać z domu na zakupy. A następnie obiad nie tylko dla mnie, ale i dla Krzyśka, gdyż ma zamiar wieczorem wrócić. Kurcze do późnego popołudnia będę w ciągłym ruchu. Nie lubię takich dni. Wolę te spokojne, gdy wszystko biegnie swoim torem, powoli i bez wstrząsów. Niestety nie zawsze tak można...
Dziś na śniadanie był tuńczyk z cebulą i odrobiną musztardy, na obiad będzie kapusta kiszona duszona z cebulą i pieczarkami, a na kolację pewnie jajka w majonezie. Do tego jogurt i jabłka z kompotu. Zapomniałam się dziś zważyć, tak że nie wiem  czy się mam cieszyć czy martwić...
Wczoraj skończyłam skrzyneczkę i prawie skończyłam ściankę na kalendarz, ale zdjęć jeszcze nie zrobiłam. Napisałam też wiersz typu erekcjato...

Zmysłowa lekkość

gładzisz miękko
płatek ucha
trącane delikatnie policzki
płoną aksamitem różu
lekkim dotknięciem 
dopieszczasz skórę
swawolisz z włosami

morska bryzo

16 stycznia 2014 , Komentarze (7)

Troszeczkę na wadze mniej, ale dobre i to. Wczoraj przestrzegałam diety przez cały dzień. Jadłam mało. Podjadania nie było. Na śniadanie zjadłam jogurt, na obiad surówkę z kapusty i 1 ziemniak, na kolację placuszki dukana z otrąb i sera. Oprócz tego była pomarańcza i 1/2 puszki tuńczyka. Do picia był kompot z jabłek, zioła, kawa i herbata. Dzisiejsze menu to: 2 jajka z majonezem, fasolka szparagowa plus 1 ziemniak, ser z tuńczykiem, surówka z kapusty kiszonej i marchwi, jabłka z kompotu.
Wczoraj była też medytacja Gabriela oraz Reiki. Powinno być dobrze, tym bardziej, że wczoraj przyszła książka o odchudzaniu,, Metoda Gabriela''. Zaczęłam czytać i mnie olśniło, bo zdałam sobie sprawę  między innymi ze swoich błędów w myśleniu. Miałam taki bałagan w głowie, że aż dziwne, że tylko taką wagę osiągnęłam. Mogło być więcej. Spróbuję nad sobą popracować i waga powinna spaść.
Dzisiejszy dzień zejdzie  mi na decoupage, czytaniu i pisaniu wierszy czyli nic niezwykłego. Problem będzie jutro, ponieważ czeka mnie wyprawa na zakupy do,,miasta". Zakupów dużo nie mam, ale do supermarketu muszę wstąpić po tuńczyka i  chudy ser. Muszę też kupić jogurty, otręby i kostkę sojową. Nie cierpię ani robienia zakupów ani miasta ani supermarketów. Nie cierpię i już...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.