Pogoda fajna- słońce od rana. Powinnam wyjść do ogródka, ale strach, bo okazało sie, że mam w budynku gospodarczym gniazdo szerszeni. Lata ich po ogródku cała masa. Wczoraj dzwoniłam do straży miejskiej i do straży pożarnej i nikt nie pomoże. Gniazdo muszę zdjąć sama, a ja po prostu się boję. Krzyśkowi też nie pozwolę. Jest problem dodatkowy, bo do gniazda nie bardzo jest dostęp. No i nie wiem co zrobić. Chyba będę musiała z problemem poczekać do zimy aż szerszenie zginą. Wtedy gniazdo jakoś zdejmę, a otwory wentylacyjne, którymi do komórki na strych wlatują, zamknę...
Dziś malowania ciąg dalszy. Usiłuję opanować akryle, ale mi sie wymykają. Jeden malunek wychodzi fajnie, a drugi już niekoniecznie. Wczorajsze rudbekie- jedne wyszły nieźle, bo miękkie pociągnięcia pedzla, a drugie takie sobie. Te drugie i tak w oryginale lepsze niż na zdjęciu. Chyba niepotrzebnie im nadałam ostrości pociągnieciami cienkiego pędzelka...Zwłaszcza tło na zdjęciu brzydkie, bo jakieś takie brudne...Zauważyłam, że wszystko i obrazki i zdjecia wychodzą lepiej przy świetle dziennym. Chyba przestanę malować wieczorem...
Waga bez zmian...