Wczoraj miałam odpoczywać i nic nie robić. Wytrzymałam do 16 i poszłam do pracowni. To i owo zdziałałam, ale nic nadzwyczajnego- zakładkę, zawieszkę i magnes z motywami świątecznymi. Zakładka będzie jeszcze z drewnianymi koralikami, ale zapomniałam dopiąć. Chciałabym teraz robić bombki, bo chcę się uczyć, a na przesyłkę materiałów muszę czekać. Dobrze chociaż, że dziś będę miała z czego robić kartki. Mam tylko nadzieję, ze punkt ksero będzie owary i uda mi sie wszystko wydrukować.
Prawie połowa sierpnia, a ochłodzenia jak nie było tak nie ma Wczoraj liczyłam chociaż na burzę, ale nic z tego. Grzmiało niedaleko, a deszcz nie raczył spaść. Trzeba było wyjść podlać ogródek, bo wszystko omdlało. W ogródku też nie idzie tak jak trzeba. Cukinie kwitną, ale nie owocują. Ani jednej swojej cukini nie zjadłam do tej pory. Ciekawe czy zjem. Wczoraj Krzysiek zniósł ze strychu duży wentylator. Jest już w domu chłodniej. Co za ulga...
Za chwilę się zbieram, bo muszę jechać do miasta. Tak mi się nie chce...Jest 35 stopni w cieniu. Roztapiam się i nie mam siły. Przestałam pić ciepłą kawę i herbatę. Obiady jem o 20. Czekam na jesień. Jeszcze około 10 dni upałów. Z trudem to znoszę... Naprawdę... Nie rozumiem jak można takie temperatury lubić. Jak można wyjeżdżać na wczasy w rejony gdzie takie temperatury panują. Przecież to tortura. Ja jestem taka deszczowa panienka jak to mówi moja koleżanka z blogera. Tylko wiosna i jesień mi pasuje. Nawet z deszczem...Czemu nie...
Po południu zajmę się pracą i rękodziełem. Dzień zejdzie...Już bym chciała by był 1 września...