Wczoraj przez dwie godziny sadziłam kwiatki, bo przyszła mi paczka z doniczkowymi. Koty były bardzo zainteresowane. Od razu oberwały ścierką. Później zbierałam ślimaki. Była ich cała masa. Całe nogi zamoczyłam. Robiłam też butelkę dla mamy, bo zobaczyła moją i koniecznie taka samą chce mieć. Taka sama nie będzie, bo butelki w tym kształcie nie mam, ale kolorystykę wybrałam tą samą. Wieczorem udało mi się namówić Krzyśka, żeby mi dołożył pieniędzy i zrobiłam zakupy w sklepie z artykułami do rękodzieła. Będę się uczyć robić kartki. Ciekawe jak mi to pójdzie. Przydałyby się wprawdzie jeszcze stemple i szablony, ale zacznę bez tego, bo więcej pieniędzy na ten cel w chwili obecnej nie mogę przeznaczyć. Już się nie mogę doczekać. Dziś po południu chyba będę malować niby ikony na podobraziu płóciennym. Mam już na nie miejsce w domu. Na razie powstaną trzy. Kusi mnie też butelka. Ma być trochę w innym stylu niż ta które zrobiłam do tej pory. Zobaczymy jak mi wyjdzie. Mam już miękki pędzel to i serwetki da się kleić nie tylko papier. Po południu będę wsadzać kwiatki, bo przyszła mi następna przesyłka...
Diata w porządku. Jem więcej i nie tyję. Wczoraj nawet zjadłam kromkę chleba z serem żóltym i ziemniaki z sosem koperkowym. Waga nie wzrosła, a nawet ma tendencje spadkowe. Dobrze jest. Dziś będzie jogurt, jajka w majonezie, sos serowo- grzybowy do schabu z ziemniakami, jabłko plus pomarańcza i placki z cukini.