Dziś bym chciała skończyć ładowanie gruzu do worka, ale nie wiem czy się uda, bo Krzysiek jedzie po pracy do miasta. Zawsze wraca zmęczony i zły. Moze nie mieć ochoty na siłowe wyzwania. Sama raczej nie dam rady. Jeśli się nie uda, zostanie jeszcze czwartek. W piątek idziemy na koncert. Niby jutro mogę coś tam zrobić, ale sama, bo Krzysiek pracuje. Ulży mi jak ten gruz już pojedzie, bo teraz termin mnie goni. Odbiór 6 XI. Mam też dzisiaj do wrzucenia trochę drewna. To powinnam zrobić ja, bo to drewno do porąbania i powinno iść osobno. O rąbaniu drewna na razie nie myślę. Niby potrafię, ale jest trochę zapasu.
Już teraz myślę co będzie gdy skończą się niedługo prace na dworze. Skończy się ruch, bo ćwiczenia mnie drażnią. Teraz mam siłownię, bo a to cięcie, a to noszenie, schylanie. Co będzie wtedy? W domu niby mam jeszcze trochę pracy i trochę z tym zejdzie, ale później szykuje się lenistwo ruchowe. Styczeń luty pracy nie będzie. Podczas malowania obrazu ruchu praktycznie nie ma. No niby są spacery...
Przygotowuje się psychicznie na piątkowy koncert. Niby aż tak wielkiej gali nie będzie, bo to koncert muzyki filmowej, ale zawsze. Trzeba będzie zrobić paznokcie, makijaż i ubrać się porządnie. Ostatnio mi z tym nie po drodze. Nigdy nie lubiłam większych wyjść właśnie dlatego, że trzeba o siebie bardziej zadbać. Wolę rozciągnięte swetry i leginsy. Teraz nie lubię dbania o siebie szczególnie. No ale czasem trzeba swoją strefę komfortu opuścić. Na tym polega rozwój.
Kupiłam kolejne karty tarota i czekam na nie. To tarot anielski... Chcę jeszcze jedne koci tarot. Do tego nową talię Lenormand i wyrocznię anielską.
Kupilam kolejną żywołapkę na myszy...