Czuję się lepiej. Puls spadł. Opaska pokazuje mniejszy stres i lepsze natlenienie krwi. Już od wczoraj. Lepiej śpię i solidnie się wypociłam po polopirynie. Katar jeszcze mam. Resztki. Krzysiek kaszle, a piżamy nie chce założyć, bo trzeba poszukać. Nie chce mu się szukać, bo na półkach armagedon. On jest nauczony, że mama prała, prasowała i układała. Ja nie prasuję i nie układam.
Przez kilka dni nie ćwiczyłam. Do tego doszło przeziębienie i nadmierne kilogramy i już z trudem się ruszam. Krzysiek narzeka, że ruszam się jak 80 latka. Coś muszę z tym zrobić. Przeziębienie przechodzi, dietę trzymam i powrót do jogi moze od jutra. Za kilka dni powinno być lepiej. Całkiem dobrze, no prawie będzie gdy waga spadnie z 10 kg chociaż, ale liczę na więcej.
Dietę trzymam. Dziś zupa z pekinki z warzywami i wczorajsza zupa z tuńczykiem, jajkami. Waga spada. Wczoraj Krzysiek zrobił zakupy. Mam wszystko do wtorku. Nie mam też już zaparć. Teraz gotuję osobno dla siebie i osobno dla Krzyśka. Obiad Krzysiek musi mieć.
Chciałabym dziś po południu iść obejrzeć kocięta. Może zrobię zdjęcia. Czuję potrzebę by coś z nimi zrobić, by im pomóc. Właściciele ich matki pozwolą zabrać. Już się umówiłam z sąsiadem.
A tu zdjęcie z obserwacji żubrów. Pierwszy raz widzę młode. Jak muszą być potężne te drzewa, skoro tak duże zwierzęta wydają się przy nich małe... W tym roku kamera jest w innym miejscu i pole widzenia jest gorsze. W zeszłym roku było widać tylko polanę i las bez tych ,,budowli" ludzkich. Zwierzęta były karmione na środku polany i przez to były lepiej widoczne.
W najbliższym czasie ma być śnieg. Na razie spadł i leży. Moze poleży, a wtedy ja spróbuję się wybrać do lasu zobaczyć tropy. To zależy od tego co z naszym przeziębieniem. Oby przeszło całkiem.