Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agi78

kobieta, 46 lat,

168 cm, 77.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 maja 2011 , Komentarze (1)

Boli mnie brzuch. Nie caly czas, ale na przyklad: leze na plasko i unosze glowe, i zaczyna mnie rwac w dole brzuchu, po lewej stronie, tak w okolicy kosci miednicowej. Albo jak leze na plecach i unosze nogi do gory, tez zaczyna ciagnac. Czy mam sie obawiac? Najpierw bolalo tak lekko, teraz troche mocniej. Czy ktos ma pojecie, co to moze byc?

Oprocz tego kontrolnie sie dzisiaj rano zwazylam, zeby zobaczyc, czy jutro beda problemy, i zeszlam z wagi z lzami w oczach. Szczescia:))) Juz dzisiaj mialam mniej, niz powinnam miec jutro, ale nie wpadam w euforie, bo do jutra jeszcze wszystko sie moze zmienic. To chyba te nartorolki wczoraj taki dobry wplyw maja.

Generalnie strasznie boli mnie glowa, bo pogoda okropna, parno, wietrznie, duszno, wisi ta burza nad nami, a jak co do czego przychodzi, to albo przechodzi bokiem, albo sama burza, bez deszczu, a deszcz to jest to, czego teraz na gwalt potrzebujemy. Przydalby sie jakis szaman do odtanczenia jakiegos specjalnego tanca. I w ogole strasznie sie rano poklocilismy z kierownikiem, az mi apetyt odebralo, a jak mnie apetyt odbiera, to zly znak, bo u mnie generalnie na odwrot, stresy zajadam, i przed wyjsciem do pracy nie dalam sie przeprosic ani grama, a teraz go nie ma, bo jest u lekarza, a mnie juz przeszlo i moge sie godzic:) Nic z tych rzeczy, nie, nie:))) Ale do teraz nie pomyslalam nawet o czyms slodkim, zjadlam tylko dwie nadprogramowe rzodkiewki, bo juz mi kiszki marsza graja, a obiad dopiero sie gotuje. Przy czym mi nie wyjdzie, bo za duzo mam jajka, a za malo miesa mielonego. Jakas uboga wersja, no nic.

25 maja 2011 , Komentarze (3)

Zapomnialam dzisiaj drugiego sniadania do pracy. Dobrze, ze mam tam wafle ryzowe, to sie poratowalam, bo juz na sama mysl o tym, ze nie mam co jesc, zaczelo mnie sciskac w zoladku. Oprocz tego zgodnie z planem: rano ulozylam Molce slad, i musialam sie niezle naorac nogami, w pracy gralam z dziecmi w "mysliwego i zajace", trzeba sie przy tym nabiegac, i przed chwila wrocilam z nartorolek.

Sytuacja psychiczna nieco sie ustabilizowala. Kierownik po zabiegu i w domu, z czego sie ciesze, bo w jego obecnosci wstydze sie podzerac slodycze z szafki - bezdenki albo mojej sekretnej szuflady. Normalnie jestem jak alkoholik - zaczynam juz chowac slodycze po szafkach. Dopiero sobie to uswiadomilam, jak rany, to straszne. Zaczynam sie wstydzic sama przed soba.

I nie wiem dlaczego, ale mam wrazenie, ze moj brzuch jakos zbyt napuchniety jest, jakby za duzo w nim powietrza bylo.

23 maja 2011 , Komentarze (2)

Jaka to niestety prawda, ze z rodzina najlepiej wychodzi sie na zdjeciu... Nie bede sie wdawac w szczegoly, bo to za duzo pisania, dosc, ze po tym wszystkim, co moi rodzice, a zwlaszcza moja mama, zrobila dla moich dziadkow za ich zycia, nie zasluzyla na to, co ja teraz spotyka, i nikt, a zwlaszcza moj drogi kuzyn, nie ma prawa tak jej traktowac i w ten sposob z nia rozmawiac. Dlaczego po raz kolejny, w tak okrutny sposob, zycie udowadnia, ze nie jest za grosz sprawiedliwe????

Po wczorajszym mailu niestety, poszla w ruch czekolada. Caly dzien zreszta chodzilam jak naminowana i zauwazylam, ze ruch moich szczek w postaci zucia czegokolwiek mnie uspokaja. Jem - jest mi dobrze, czuje sie spokojniejsza. Nie jem - robie sie nerwowa, trzesa mi sie rece... Czy to juz podchodzi pod leczenie????? Wcale bym sie nie zdziwila. Chociaz musze byc sprawiedliwa, od czasu rozpoczecia diety jest to moj pierwszy az taki dol psychiczny. Przed dieta nie potrzebowalam dolow, zeby lepiej sie czuc, jedzac. Na dodatek wczoraj pol dnia sama bylam i nie wiedzialam, co ze soba zrobic.

Nie jest dobrze. Waga oczywiscie poszla w gore, ale mam czas do piatku, zeby ja zbic. Boje sie tylko, ze jak dalej bede sie pograzala w moich stanach depresyjnych i beda mnie dopadac tylko takie zle wiadomosci, to sie nie poprawi. Chce sie zajac czyms innym, zajmuje sie, ale te czarne mysli i zle wiadomosci nie opuszczaja mej glowy nawet na sekunde. Co mam zrobic?

Jedynie Malemu Psu udalo sie na sekunde odwrocic moja uwage, otoz wlasnie przed chwila na spacerze zauwazyl tego zdechlego golebia, ktorego do tej pory jakos nie widzial. Golab ow juz jest calkiem zdechly, ma dziury po oczach i jest mega splaszczony, bo go robaki zjadly i pewnie ktos jeszcze przejechal, no i co robi Kay? No bierze go do buzi i nie zwraca uwagi na moje prosby i grozby, zeby go wyplul. Co tu zrobic zatem, sru na piecie i zaczelam mu uciekac, takze moj sprint na dzisiaj juz odhaczony. Okazal sie nawet dobra strategia, maly bandyta wyplul golebia i popedzil za mna, zeby mie szukac. A potem chcial mnie calowac. Fuj.

20 maja 2011 , Komentarze (5)

Nananana... Jest, jest, jest. Nareszcie 6 z przodu. Nic nadzwyczajnego, bo 69,9, ale tak dlugoooooo na to czekalam. Poza tym, biorac pod uwage, ze wczoraj wieczorej dostalam @, to jestem z tej wagi mega zadowolona. I zjadlam podwojna porcje kapusty gotowanej, jak to zawsze przed okresem, gdy mam mega tasiemca. Tadam. Przysiegam, ze juz nigdy w zyciu nie przekrocze 7 z przodu.

Psychicznie slabo zas, znow krazy mi po glowie milion roznych nieuporzadkowanych mysli i nie moge sie skupic. Ze dostalam okres, z jednej strony dobrze, z drugiej... Kierownik niemalze zaklinal, zeby go nie bylo. Moze to ja powinnam bardziej chciec?

18 maja 2011 , Komentarze (1)

Kurcze, nie przypuszczalam, ze bede odczuwala az taka potrzebe uzewnetrzniania sie tutaj i ze bede pisala dwa razy dziennie. No ale coz, maly update jest mi potrzebny.

Otoz zajadlam emocje. Calkiem swiadomie. Mam pewien problem, w rozwiazaniu ktorego musze poradzic sobie sama, nie moge powiedziec o tym kierownikowi, i teoretycznie wiem, ze nic mi nie grozi, ale nie lubie zadnych naciskow z niczyjej strony. I dzisiaj otrzymalam niemila wiadomosc i od razu skierowalam sie do szafki bezdenki w celu skonsumowania calej tabliczki czekolady mlecznej z orzechami. Zrobilam to swiadomie, i mimo, ze nie odczuwalam zadnej radochy czy pociechy, wtrabilam cala tabliczke. Nie czuje sie z tym gorzej, ale moje sumienie troche mnie trzepie, chociaz mam wrazenie, ze to bardziej w sprawie owej nieprzyjemnosci, niz czekolady.

I zaraz po czekoladzie chcialam zabrac sie za obiad, ale sobie pomyslalam, na drzewo, cos trzeba z tymi kaloriami zrobic. No i sru do auta, z kijkami i rolkami. Nie powiem, po jakiej przerwie. Po meeeega duzej. W sumie przejechalam dobre 25 minut w dosyc dobrym tempie, bo to chyba jakies 4 kilometry, wiec przynajmniej czesc czekolady spalilam chociaz. I mimo ze - teraz bedzie mega ambiwalencja - nastroj niefajny, to humor mi sie poprawil. Nie ma to jak endorfiny. A tamci moga mi naskoczyc, o.

18 maja 2011 , Komentarze (2)

Nie powinnam sie wazyc, wiem, ale niestety, moja wola ma swoja wlasna wole najwyrazniej, i co rano wskakuje na wage. Dobrze jest.

Wczoraj byl dzien z czekolada. Gorzka i kawalkiem mlecznej. I zupelnie nie wiem dlaczego, przyznaje sie bez bicia, bo mam takie wrazenie, ze w ogole nie mialam na nia ochoty, ale caly czas o niej myslalam, a wlasciwie myslalam, ze wcale nie mam na nia ochoty, i tak jakos wyszlo, ze wzielam i sobie po nia siegnelam. Smakowala, a jakze, ale tak jakos bez entuzjazmu. I teraz juz sama nie wiem, co lepsze - myslec o czekoladzie, ze wcale sie na nia nie ma ochoty, czy tez nie myslec, ze sie jej nie chce, ale wtedy, jak bezmyslnie sie po nia siegnie, bo nie bylo wizualizacji ? Tjaaa... Damy rade, dzisiaj znow dobre menu, kurczaka z ziolami uwielbiam, juz sie marynuje odpowiednio, na kolacje krem z czosnkiem... Zyc nie umierac po prostu, pogoda znow piekna i chodza za mna rolki z kijkami, kto wie, czy sie dzisiaj nie wybiore. A jakze

17 maja 2011 , Komentarze (2)

No dobrze. Nie musze sie obrazac. Waga spadla o te kilka gram. Ale nie bez "ale". Otoz zwazylam sie jak zwykle, z ranca, po spacerku z psami, umyciu sie i wiadomo po czym, i bylo wiecej niz wczoraj!!!! Nie musze dodawac, ze sie zaperzylam, wscieklam i w ogole. Ale okazuje sie, ze uparta bestia jestem, bo z owymi zacisnietymi zebami odrobilam swoje ABS-y na dzisiaj i poszlam sie zwazyc jeszcze raz. I jest mniej niz rano, a nawet mniej, niz wczoraj. No i jak mam to rozumiec? No nie wiem, ale jak ow tonacy chwytam sie oczywiscie lepszego wyniku.

Wczoraj zadnych slodkosci. ZADNYCH. Mimo ze kierownik czestowal mnie michalkami. Siedzial przed ta szafka - bezdenka, wzdychal, zastanawial sie, w koncu stwierdzil, ze jest tlusty, na co go wysmialam okrutnie, i slowo do slowa zaczelismy porownywac swoje brzuchy. Moj jest jednak wiekszy, mimo ze on twierdzi inaczej, ale jakby nie patrzec, jestem troche mniejsza  Wyrzuca mi, po sprobowaniu mojej wczorajszej kolacji zlozonej z salatki winogronowej i fety, ze ja tu takie zdrowe pysznosci jem, a on jakies tluste gulasze, ale jak mu proponuje, zeby jadl to, co ja, to stanowczo odmawia. Phi. Jednakze moze przeprosimy sie oboje z rowerami, razem pojezdzic jest zupelnie inaczej, niz samemu, tylko kiedy???? Ech.

Dobrze, to pomalu pora na sniadanko, i juz teraz ugotuje sobie obiad, zeby miec co jesc po powrocie z pracy. Milego dnia:)

16 maja 2011 , Komentarze (2)

Trzymam sie niezle, mimo ze po powrocie z pracy i po spacerze z psami, jeszcze zanim zrobilam sobie obiad, spadl mi chyba cukier - stare objawy, totalne oslabienie, trzesace sie rece, totalna niemoc. Z reguly zapychalam sie od razu slodyczami i przechodzilo, ale tym razem sie zawzielam i nie zapchalam. I po zjedzeniu obiadu mi przeszlo, chociaz nie do konca, jeszcze w srodku czuje sie totalnie roztrzesiona. W trakcie tej diety jeszcze mnie tak nigdy nie wzielo, co - biorac pod uwage jej dlugosc juz - jest chyba akcentem pozytywnym.

A poza tym wiem, ze dzisiaj ze soba wygram i nie bedzie nawet kawalka gorzkiej czekolady. Juz sobie zaplanowalam, co bede robila w razie chcicy czekoladowej.

Ale przysiegam, ze jak jutro nie spadnie chociaz pare gram, to sie wezme i obraze. No.

16 maja 2011 , Komentarze (2)

No i kurde. Zaczynam szosty tydzien diety i krece sie teraz miedzy 70 a 71 kilo, i nic, ani w gore, ani w dol. Zaraz chyba wpadne w jakas depresje. Nie wazylam sie przez caly weekend, zwazylam sie dzisiaj rano i mialam nadzieje, ze po wczorajszym drylu cos drgnelo, a tu nic, widocznie jeszcze sobotni spadek slabej silnej woli plywa po mnie w postaci tluszczu. Bo wczoraj, naprawde! - nie zjadlam nic ponadprogramowego, oprocz tego obiecanego paska gorzkiej czekolady. I mimo tego, ze wieczorem mialam taaaaaka ochote na chipsy, a kierownik nie pomagal, tylko wcinale jednego batona za drugim. Okrutny.

Dzisiaj lekka modyfikacja diety, wyrzucilam jeden posilek, ale przy moim trybie zycia piec posilkow sie jednak nie sprawdzalo. Przechodze na cztery i zobaczymy.

15 maja 2011 , Komentarze (2)

Przede wszystkim, strasznie podoba mi sie moje dzisiejsze menu. Wlasnie jestem przy drugim sniadanku, skladajacym sie z winogron i koktajlu bananowego, wiec jest na slodko, i czuje sie ukontetowana:) I w zwiazku z tym postanawiam, ze dzisiaj nie poddam sie slodyczom. No dobra, ewentualnie 3 - 4 kostki gorzkiej czekolady. Jutro napisze, czy wytrzymalam, i jak nie, to mozecie sie ze mnie gromko smiac i wytykac palcami. Moze mi to dobrze zrobi.

Nie mam wprawdzie na dzisiaj zaplanowanego fitnessu, ale mam wolna chate, wiec postanowilam wyprobowac nowa plyte. Od jakiegos czasu bardzo intryguje mnie Tracy Anderson i - jak znalazl normalnie - do aktualnego Shape's dolaczona jest jej plyta. No to super, nawet zalozylam adidasy:) No i okazalo sie, ze to skrot raptem, Tracy pokazuje cwiczenia w przyspieszonym chyba tempie, a reszte trzeba robic samemu. Poza tym Tracy nie mowi ani jednego slowa, mowi lektorka i jest napisane, jak wykonywac cwiczenia. No dobra, pomyslalam sobie, no ro sprobuje tego jej oslawionego tanca. Jezuuuuuu... Oprocz tego, ze Tracy nic nie mowi, to jeszcze sie nie usmiecha, i w ogole wyglada to tak, jakby robila mega laske, ze w ogole cwiczy, i podczas gdy komentarz przy cwiczeniach moze nie byl potrzebny, to fajnie by bylo wiedziec, jaka figure nalezy nastepnie wykonac. Domyslam sie, ze ta cala choreografia to jest wymyslona i z glowa, ale skad ja mam wiedziec, w ktorym momencie mam skoczyc w druga strone, albo na drugiej nodzie, w ktorej machnac reka... Stwierdzam, ze to nie dla mnie. Do mnie trzeba mowic, usmiechac sie i zachecac:) Pozostane przy innych sprawdzonych plytach:)

Milej niedzieli.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.