No i kurde. Zaczynam szosty tydzien diety i krece sie teraz miedzy 70 a 71 kilo, i nic, ani w gore, ani w dol. Zaraz chyba wpadne w jakas depresje. Nie wazylam sie przez caly weekend, zwazylam sie dzisiaj rano i mialam nadzieje, ze po wczorajszym drylu cos drgnelo, a tu nic, widocznie jeszcze sobotni spadek slabej silnej woli plywa po mnie w postaci tluszczu. Bo wczoraj, naprawde! - nie zjadlam nic ponadprogramowego, oprocz tego obiecanego paska gorzkiej czekolady. I mimo tego, ze wieczorem mialam taaaaaka ochote na chipsy, a kierownik nie pomagal, tylko wcinale jednego batona za drugim. Okrutny.
Dzisiaj lekka modyfikacja diety, wyrzucilam jeden posilek, ale przy moim trybie zycia piec posilkow sie jednak nie sprawdzalo. Przechodze na cztery i zobaczymy.
agi78
16 maja 2011, 15:03juz mogloby cos drgnac, bo naprawdy zaczynam tracic wiare. Jestem na sile blonnika i zaczynam sie zastanawiac, czy moze jej nie zamienic? Z drugiej strony, pasuje mi, i moze po prostu musze naprawde uzbroic sie w cierpliwosc, az ruszy ta waga naprawda? Nie wiem, kurcze, nie wiem...
izulka710
16 maja 2011, 11:54to bujanie się wagi:/ jaką dietę stosujesz?Pozdrawiam!