Dobija mnie ta pogoda, naprawde, jest tak duszno, ze nie ma czym oddychac, wszystko paruje, wilgotnosc powietrza jak w dzungli normalnie, ja sie do tego czuje na 50%, najchetniej polozylabym sie i umarla.
Nie pamietam, co wczoraj zjadlam - naprawde nie pamietam. Chyba wyparlam to wszystko z pamieci, bo pozarlam chipsy, po ktorych zrobilo mi sie lepiej. Serio! Kierownik mi nie wierzy, ale ja sie naprawde poczulam po chipsach lepiej.
Poza tym nie wiem, co mam zrobic, wciaz dopada mnie choroba lokomocyjna, gdy jade samochodem jako pasazer, w przyszlym tygodniu jedziemy na urlop, wiec albo zarzygam cale auto, albo jest jakis lek mozliwy, ktory moge wziac? W poniedzialek ide do pani doktor, moze mi cos poradzi. Albo zaszantazuje malzonka szanownego i da mi pojechac, chociaz jak do tej pory jechal ze mna tylko dwa razy: raz, jak byl mega chory i mial mroczki przed oczami, i drugi, jak byl po operacji. Doprawdy, nie rozumiem, o co mu chodzi. On tez przeciez szybko jezdzi W ramach dopieszczania sie bylam tez dzisiaj u kosmetyczki i zrobila mi pazurki u stop, bo moj frencz tam juz w ogole niczego nie przypominal, i od razu jestem piekniejsza.
Wychodzi na to, ze niestety bede z przemila pania pracowala, ale przestalam sie przejmowac, niech tylko sprobuje mi podskoczyc, koniec z moja uprzejmoscia i grzecznoscia, nie dam sie gupiej babie zmobbingowac i juz.
Dzisiaj zjedzone: na sniadanie pol bulki posmarowanej serkiem waniliowym, potem banan - nie przyjal sie, i my juz po obiadku, salatka ziemniaczana i gotowana kielbaska. Powiem szczerze, ze ten moj jadlospis jakos w ogole do mnie nie przemawia, pewnie, ze staram sie go trzymac, ale raz: chodzi za mna pomidorowka z makaronem muszelki i zabielana smietana, i chocby skaly sraly, to zaraz zaczne ja gotowac, i dwa: normalnie lzy szczescia mi plyna na sama mysl o jakims krwistym kawale miecha. Wampirzyca normalnie.
Jutro wystawa z Molka, zobaczymy, jak jej pojdzie.
Milego lykendu, kolezanki:)