Bosz, dopiero niecale trzy godziny na nogach jestem, a juz zdazylam odmrozic sobie rece poszukujac skladnikow do koktajlu w zamrazarce, wysypalam za owa zamrazarke kalafiora w kawalkach, jak sie rozmrozi, to zacznie smierdziec, bede musiala dzisiaj z kierownikiem przesuwac te strasznie ciezka zamrazarke i wydobywac kalafiora z czelusci. Zapomnialam rowniez zabrac kalosze na slad (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!) i popierdalalam w adidaskach, ktore juz po kilku krokach byly do wyzecia, a spodnie mialam mokre do kolan. Siedze teraz w zimowych skarpetach i sie wygrzewam.
Dieta przez weekend, ekhm, dieta? Ktos cos mowil o jakiejs diecie? W sobote do poznego popoludnia zgodnie z planem, ale na psim placu zjadlam przepyszna swinie w sosie wlasnym z salatka ziemniaczana, no nie dalo rady, po prostu jak tylko poczulam, to dostalam slinotoku i nie moglam myslec o niczym innym, ale w koncu urodziny mialam, tak czy nie:))) Kilka godzin na te swinie czekalam, nie musze chyba dodawac, jak mi kiszki marsza graly i w brzuchu mi burczalo. No i wczoraj tylko ten kawalek tortu milki, ale cos strasznego sie ze mna stalo, bowiem zjadlam go bez zadnego entuzjazmu, ot tak, i nawet mi juz tak nie smakowal. Bez dokladki, i mam wrazenie, ze kierownik bedzie musial go wykonczyc, bo mnie na sama mysl robi sie... mdlo. Acha, ptasie mleczko tez nie tkniete, mimo ze wczoraj gdzies wyczytalam, ze wcale nie ma tak duzo tluszczu i czekolady.
Nie wazylam sie, wiec nie wiem, jak jest.
Chwilowo czuje lekki glod, aloe za cholere nie mam apetytu. Ale trzeba cos wciagnac na sniadanko, dzisiaj müsli egzotyczne, dodam sobie kawalek ananasa, ot co, jeszcze mi go duzo zostalo. Chce mi sie za to chodzic, spacerowac, wiec zaraz porywam Malego Psa i lecim na Szczecin, ale tym razem zaloze kalosze, bo musimy sie przedrzec przez trawe do szyi prawie. Wiec chyba w ogole powinnam jakis kombinezon gumowy zalozyc.
Milego dnia kochane:)