A WIĘC BYŁAM, ZALICZYŁAM !!!
Byłam w sobotę u kosmetyczki.
A było tak:
Rano z córką pojechałam jeszcze na zakupy ubraniowe. Na szczęście udało mi się kupić wszystko co chciałam: buty, spódnicę i dla córy też buty.
Buty upolowałam w Quazi takie jak sobie wymarzyłam: w kolorze skóry, na platformie i z niebotycznie wysokim obcasem, ale dziwo chodzi się w nich jak w papciach, takie wygodne.
Spódnicę kupiłam w Mohito, lekko za kolano, dopasowana, ołówkowa z wysokim stanem, kolor jasny beż. Jak będę miała chwilę umieszczę zdjęcia.
A teraz u kosmetyczki:
Najpierw było spa na dłonie.
Maska czekoladowa, masaż potem mnóstwo super wygładzającego i nawilżającego balsamu.
Potem oczywiście manicure i na koniec czerwony lakier.
Mam takie dopieszczone ręce i nawet dostałam pochwałę za zdrowe i mocne paznokcie.
Potem do pani Anety na „robienie mojej twarzy”.
Najpierw oceniła stan skóry i tu miłe zaskoczenie. Myślałam, że mam zmarszczki, stara skórę, itp.
Stwierdziłam, że takie zmarszczki (chodzi mi o bruzdy wargowo-nosowe) to ona miała szybciej niż ja i większe (matko a ma dopiero 28 lat) a u mnie to na razie bez tragedii.
Pochwaliła też mój dekolt, że jędrny a do niej przychodzą młode dziewczyny z takimi bruzdami starczymi, że za głowę się łapie. A co winne – solarium a raczej jego nadmiar.
A potem jeszcze nieumiejętna pielęgnacja.
Ja solarium zaliczam 2, 3 razy do roku, zimą tak dla polepszenia koloru i samopoczucia. No a biust jednak smaruję codziennie.
Więc moje zabiegi nie poszły na marne.
Zaczęła od mikrodermabrazji i to takiej intensywnej: twarz, szyja, dekolt (zabieg średnio przyjemny ale nie bolesny)
Jak mi twarz „poszorowała” to nałożyła maskę a raczej wylała mnóstwo jakiejś mazi (były tam różne substancje kolageny, melisy, i kurcze więcej nie pamiętam).
No i to wszystko zaczęła wtłaczać w moją skórę za pomocą takiej głowicy. To było przyjemne, ciepłe i relaksujące. Najwięcej się skupiła na oczach bo jak zauważyła chyba się niewysypiam. No tak przy takim brzdącu ciągle mam sińce po oczami. Ot i cała mezoterapia bezigłowa.
Potem jeszcze maska żelowa, kremik i już.
Czułam się wyszorowana i nawilżona do granic możliwości. Skóra nie była czerwona ale raczej blada, wybielona i gładka jakby nie moja, na dekoldzie ciut podrażniona.
Ale najfajniejsze były oczy, sińce i wory zniknęły.
Skóra jeszcze może dziś nie doszła do siebie, ale gładziutka jest i super makijaż się nakłada, nic się nie łuszczy i taka przyjemna w dotyku.
Myślałam, że będzie mnie namawiać na kolejne zabiegi ale ona stwierdziła, że na razie jest ok i nie ma potrzeby za szybko powtarzać zabiegu.
Tak więc jestem bardzo zadowolona. Co prawda stwierdziła, że mezoterapia igłowa daje lepsze efekty ale też przez dwa dni wygląda się tak niespecjalnie.
E tam mi to wystarczy, czuję się wypucowana.
Mogę świętować.