A czas zasuwa jakby go coś goniło
Rzut beretem od połowy lipca. Kiedy ja się pytam???
Byłam teraz w weekend w Zurychu u chłopa. Nie wiem, zupełnie się rozkleiłam przy wyjeździe. Nie wiem gdzie wylądujemy od października, nie wiem czy nie jeszcze dalej od siebie niż obecnie... Ciężko mi z tym.
Za trzy tygodnie mam rozmowę kwalifikacyjną i chcę wyglądać trochę bardziej jak "kobieta sukcesu" a mniej jak coś co Greenpeace chce wrzucić z powrotem do morza. Jak na razie kolor włosów zmieniłam na brązowy. To był bardzo dobry wybór.
Po ponad dwóch miesiącach bez ćwiczeń wreszcie się dziś zabrałam. CHodakowska jest wszędzie na tapecie, jako że polskiego Shape'a tu kupić nie mogę, to się zabrałam za darmowy program z jej strony. Całe dwie serie mi wyszły. Zawsze coś :)
Przywiozłam sobie od chłopa opakowanie kaszy gryczanej. Uwielbiam! a tu nie ma. Dziś była na obiad kasza z pieczarkami i do tego surówka z pora i rzodkiewek. Pycha!
I namiętnie oglądam MASHa. Pierwszy sezon mi się kończy, muszę pożyczyć kolejne od kolegi :)
Bez tłumaczeń
Waga utrzymana, obwody również. Drenaż limfatyczny ♥
Poprzedni weekend miałam urlopowo przedłużony i szwajcarski. Pięknie było. J. mnie zabrał do włoskiej części - ciepło, palmy i totalny wywczas... Eh... Z tygodnia na tydzień coraz bardziej tęsknię za tym moim chłopem... Dobrze, że to jeszcze tylko 2 miesiące na tym zesłaniu. A co potem - się zobaczy.
Plan podstawowy - to utrzymać wagę na poziomie mniejszym lub równym obecnemu. Od miesiąca waga jest stabilna, więc czas zejść nieco w dół znów. Odżywanie całkiem niezłe, mam tylko wyskoki meczowe - niestety w postaci frytek z piekarnika... Na szczęście zakończyłam je na początku ćwierćfinałów. Z grzechów większych zostało mi piwko - no ale mecz bez niczego to nie jest mecz :P Jutro finał i - mam nadzieję - ostatnie piwo wieczorne.
Ograniczyłam kawę do tylko 1 dziennie. I nawet nie mam ochoty na więcej. Może to kwestia pogody... Zresztą nieważne, grunt, że piję tego mniej.
Muszę jeszcze tylko zwiększyć ilość wlewanej w gębę wody.
Rachunek sumienia zrobiony. To teraz do roboty :)
Weekendom i wieczorom mowie stanowcze - ale
dlaczego????
O weekendach juz bylo. Takich w domu. Moglabym sie przykleic do drzwi lodowki i nie wychodzic w ogole z kuchni.
Gorzej, ze i wieczory bywaja ciezkie. Caly dzien sie czlek trzyma, nawet nie jest glodny - ale jak kurde bele wchodze do mieszkania po pracy, to mi sie takie ssanie wlacza, ze moj odkurzacz moze mi pozazdroscic. Resztkami zdrowego rozsadku nie trzymam w domu nic co by moglo stanowic wieksze zagrozenie, wiec ostatnio zazeram sie salata z sosem cezar... Sos na szczescie domowej roboty, wiec nie dosc ze bez dodatkow chemicznych, to jeszcze na jogurcie naturalnym a nie na majonezie. Ale parmezan w tym mimo wszystko jest...
Dzis sie ladnie trzymam. Na czczo z rana szklanka swiezo wycisnietego soku z grejpfruta. Potem koniecznie kawa. Na lunch salata ze wspomnianym wyzej sosem :D (uzaleznilam sie chyba :P), a teraz jeszcze przegryzka w postaci dwoch kromek Wasy zytniej z rzodkiewkami, zeby wlasnie sprobowac powstrzymac dziki napad glodu po przekroczeniu progu domostwa.
Dzis ostatnia rehabilitacja. W weekend pouskutecznialam nieco rozciagania i cwiczen na plecy, ktore sama wynalazlam - i widac efekty lepsze niz po 3 tygodniach chodzenia do specjalisty. I nie smierdze masciami leczniczymi. Duuuzy plus.
I niech mi ktos da dobrej kawy...
To juz oficjalne
Na Euro jednakowoż mam drużynę której kibicuję. Niemcom mianowicie... Komentarze zbędne :P
I mam też nierówno pod kopułą. Poranne ważenie i mierzenie wyszło pięknie, więc żeby to przypieczętować zeżarłam pół opakowania śmietankowego ptasiego mleczka.
Nic dodać, nic ująć.
Weekendy w domu jednakowoż źle na mnie działają :P Trza się będzie gdzieś za tydzień wybrać... :D
Waga powoli ale w dół
CO mnie cieszy bardzo, bo np. wczoraj wieczorem zjadłam pizze i popiłam ją piwem... Do tego nie ćwiczę poza rehabilitacją, mało się ruszam ogólnie a diety za bardzo też nie trzymam.... Najwyraźniej późna wiosna mi służy.
Kręgosłup po pierwszych postępach stanął w miejscu i się zaparł na całego. Skoro reha nie pomaga, to sama sobie wynajdę ćwiczenia żeby go nieco uelastycznić. Bo mnie już wkurza, że wyglądam i ruszam się jak paralityk...
Za dwa tygodnie długi weekend w Zurychu. I chcę wyglądać absolutnie bosko! Planuję zrzucić co najmniej dwa kilo i do tego ujędrnić się nieco. Jestem bardzo zmotywowana, jest więc szansa, ze dam radę :)
Zapisałam się na serie masaży pt. drenaż limfatyczny. Po początkowych masażach na rehabilitacji ciało nabrało lepszego kształtu i byłam mniej opuchnięta, więc idę za ciosem. Pierwszy seans 20 czerwca.
W ten weekend odpoczywam i zajmuję się domem. Zaniedbałam go ostatnio mocno, do tego jestem zmęczona wyjazdami i chorobą. Czas się trochę porozkoszować czasem wolnym.
Miłego i zdrowego łykendu moje drogie!
Córa marnotrawna
Z pisaniem tutaj jest u mnie podobnie jak z dietą - idzie całkiem nieźle a potem rzucam wszystko w cholerę. Cóż... :P
Mam za sobą dwa weekendy wyjazdowe, odżywiam się całkiem przyzwoicie, ćwiczyć na razie nadal nie mogę, trochę się rozciągam tylko. Ale wyglądam całkiem całkiem :) Na wagę na razie nie wchodzę, ale jeśli idzie o konsystencję i objętość to jestem nawet zadowolona z postępów :)
Wesele było wręcz wyborne! Nie potańczyłam za dużo - wskoczyłam na parkiet dopiero jak się już mocno znieczuliłam... Rzecz jasna dzień po cierpiałam z obydwu powodów :P ale było absolutnie genialnie i te wszystkie wyrzeczenia i wydatki etc. były tego warte!
Na razie nie mam żadnych zdjęć z wesela, jeśli coś będzie to się pochwalę jak wyglądałam :) A, nie chwaląc się - całkiem nieźle ;P Aż mi głupio było, bo przed kościołem zostałam wzięta za pannę młodą :P No ale ale - panna młoda w pomarańczowej sukience? :P
Tydzień wcześniej z kolei byłam w Szwajcarii na długi weekend. J. mi pstryknął świetną sesję w Rapperswilu. Wał sadła na brzuchu nadal widać, ale wg mnie jest lepiej :D
Dobra, koniec z tym sadyzmem, więcej fot nie będzie :D
I co z tego?
Co z tego, ze rano ważenie było całkiem-całkiem, skoro na obiad zjadłam hamburgera.... A teraz mam jeszcze w planach otworzyć piwo pszeniczne...
Jestem niereformowalna :(
Z tym hamburgerem to był kompuls, wracałam z zakupów z dorszem i ogórkami w plecaku, przed wyjściem z domu przetrąciłam jeszcze trochę kapusty żeby nie iść na pusty żołądek - i co z tego? skoro i tak weszłam do baru i zeżarłam to paskudztwo :(
Z plusów - zakupy dzisiejsze udały się wyśmienicie! Kupiłam sobie buciki - sandałki konkretnie, na obcasie, kolor granatowy. Do kiecki wyglądają super! i ciemnogranatowe bolerko do tego. Jeszcze potrzebuję tylko torebki na to wesele :)
No i stroju na poprawinowe śniadanie... Jak się w ogóle na coś takiego ubrać? Panna młoda sobie zakupiła na tą okoliczność sukienkę, no ale to jej święto, więc wiadomo, że chce wyglądać super w każdym momencie. Myślę, że u mnie stykną jakieś eleganckie spodnie i bluzeczka... Możecie coś doradzić?
No i tradycyjnie wydałam fortunę w Sephorze. Trzy cienie do powiek, baza utrwalająca pod te cienie, no i zestaw jednorazowych kremów pod prysznic. Jestem niepoprawna...
Mam nadzieję, ze Wasz weekend jest baaardzo miły :)
Sobotnie ważenie
Mocno się obawiałam - nie dość, że dwa tygodnie leżenia w łóżku, to jeszcze przez ostatni tydzień mój luby był i to on gotował - a niestety jest miłośnikiem węglowodanów...
A tu tylko 1kg na plusie, jakies połówki centymetrów w obwodach (poza cyckami, no ale one zawsze się powiększają na okres) - więc jest super!
Do wesela dwa tygodnie, dam rade :)
Nie wiem tylko jak zrobić to, żeby móc tam się normalnie poruszać. Kieckę mam taką, że obcasy są absolutnie konieczne, bo dość powłóczysta jest. A ja cały czas zasuwam o kulach. W poniedziałek pierwsza rehabilitacja, babeczka pewnie mnie op***oli słysząc moje plany taneczne w tak krótkim czasie :P ale myślę, że pomoże :D
Widziałam całkiem fajne butki - i sandałki, i pantofle - w srebrze naturalnie. Obcasy nie są jakieś zabójcze, a butki są nawet wygodne. Liczę na to, że się uda prześmigać noc na nich :) A do wyboru mieć warto bo prognozy mówią coś o deszczach etc. Zatem doskonała wymówka, żeby kupić dwie pary zamiast jednej :P
Dziś sobota, zatem czas na tradycyjną wycieczkę "do miasta" czyli do stolicy :) Zakupyyyy!!!!! :D
Dziękuję :*
Dziękuję moje kochane za wsparcie i słowa otuchy. Bardzo dużo to daje!
Dziś się już jakoś pozbierałam. Przez noc spałam raptem ze 2 godziny - wieczorna mieszanka leków powoduje u mnie bezsenność, za to brane osobno w ciągu dnia powoduję senność totalną, jeden lek musze wręcz zażywać w bezpośrednim pobliżu wyra, bo odpadam dosłownie po chwili i zasypiam na 2-3 godziny... Dziś w nocy miałam za to atrakcje dodatkowe - łazienka mi się sypie... Około pierwszej w nocy usłyszałam hałas - jakby coś spadło i się potłukło. Dotelepałam się do łazienki - a tam się okazało, ze mi dwa kafelki normalnie odpadły ze ściany i się rozbiły na podłodze... Do rana dołączyły do nich jeszcze cztery - i teraz nad klozetem mam czarującą wyrwę koloru błota. Bosko. Muszę zadzwonić do właściciela i go poinformować.
Dziś lecę pierwszy dzień bez leków. Odpukać - nie jest źle :) Swędzi, boli trochę - ale głównie przy skrętach tułowia, jak siedzę bądź leżę spokojnie to daje rade :)
A do tego odważyłam się dzisiaj wejść na wagę - a ona pokazała 0,3kg mniej niż 3 dni temu! Ja nie wiem jak mój organizm to robi, ale niech kontynuuje :D
Za chwilę kolejne wielkie wyzwanie - wybieram się na zakupy do miasta! Ciekawa jestem jak sobie poradzę, bo na razie poruszałam się z kulą tylko po mieszkaniu, zatem na bardzo krótkie odległości, a teraz nie dość, że będę musiała wspiąć się do autobusu to jeszcze przytargać na grzbiecie plecak z zakupami... No ale - co mnie nie zabije to mnie wzmocni i tego się będę trzymać :)
A wczoraj jeszcze do tego umówiłam się już do fryzjera w Krakowie przed weselem znajomych, a wizażystkę mam potwierdzić w przeciągu tygodnia :)
I do tego słońce świeci :)
Jest pięknie :)
Miłego dnia kobiety, ściskam Was mocno!!
Masakra :(
No na razie to zdjeć w kiecce nie będzie... Jestem z lekka podłamana, jeszcze kilka dni temu leżała nieźle - a dziś ledwo się w nią wbiłam! Jetem zdołowana tym jak w niej wyglądam... No ale mam jeszcze trzy tygodnie - albo zdarzy się cud, albo kupię kurde bele nową :(
To wszystko przez leżenie w wyrze i prochy :(((
Pranie się udało, tak nawiasem mówiąc. Było to wyzwanie z gatunku ciekawych :D ale dałam radę :)
A jutro przyjeżdża Mój J. :) Straszecznie długo się żeśmy już nie widzieli... Pomoże mi trochę a i pewnie do zdrowia szybciej wrócę :)
Miłego weekendu laseczki!