NIejadkowy poniedziałek
Przebeczałam pół nocy, rano w pracy wyglądałam jak zombie. I to pochlipujące od czasu do czasu. Masakra, tak się dać facetowi wyprowadzic z równowagi...
Przez to zupełnie nie miałam apetytu. Wlałam w siebie kefir Zotta i dwie kawy z mlekiem. Po pracy wmusiłam w siebie obiad pod tytułem ryż basmati i kilka krążków papryk w trzech kolorach. Wiem, niezdrowo tak. Od jutra obiecuję poprawę.
Przed chwilą też skończyłam trening. Słabo się dziś czułam, więc 30 min kardio i 10 min stretchingu. A teraz wracam do kibicowania naszym na olimpiadzie. I porządkowania pod czerepem. Czasem trzeba odkurzyć zwoje i emocje...
Dobry sposób na stres i wkurw
to trening. Mój facet podnosił mi ciśnienie w ciągu ostatnich dni, a dziś wręcz trafił jackpota. Pierwsza reakcja - wkurw totalny i ryk w poduszkę. Druga reakcja- przecież nie będę się dołować przez jakiegoś kurde bele samca! (właśnie, chyba sobie dziś Seksmisję obejrzę...) Więc zrobiłam sobie trening - dziś Pump it up - Aeroburn. Chciałabym móc się pochwalić, ze zrobiłam całość... Cóż, poszła rozgrzewka, toning, pierwsze aeroburn (z 3), cool down (brzuch i rozciąganie). Łącznie 50 min. Mało płuc nie wyplułam pod koniec kardio... Ale fajne to było! Jutro zrobię z drugim aero, następnym razem z trzecim, a potem spróbuję połączyć :) Całość trwa 1h15min. To będzie wyzwanie!
Mam jednak nadzieję, że motywem do kolejnych treningów będzie zwykła chęć ruszenia czterech liter, a nie problemy osobiste... Eh ci faceci, kto ich zrozumie...
Tyci w dół
I waga, i trochę obwodów. Od dwóch miesięcy utrzymuję generalnie jedno i drugie. Czas na bardziej zdecydowany ruch w dół. Najważniejsze, że udało mi się wreszcie przebić przez 75, dotychczas to była moja "zaklęta liczba", zbliżałam się do niej, a potem zawsze szło w górę. A dziś wreszcie!
Z tej okazji dziś może nawet dwa treningi zrobię :) Mam dzień wolnego, mleka w domu nie mam więc muszę iść do kawiarni i tak :) a ją otwierają o 10tej. Więc teraz śniadanko, chwilę się pokrzątać po mieszkaniu, a potem trening numer jeden :) A wieczorkiem kolejny :)))
Miłego piątku!
Ze skrajności w skrajność?
Mam nadzieję, że uda mi się uniknąć tej pułapki.
Jak na razie trochę za mało jem... Ale nie miałam nawet kiedy zrobić zakupów, a w lodówce było pusto. Dziś zakupiłam papryki w trzech kolorach, ogórka i sałatę, jutro będzie do pracy ładna sałatka :)
Przed chwilą dosłownie skończyłam radosne podskoki - tym razem na tapecie trening z serii pump-it-up - Beach Body. lubię ich treningi, bo się przy nich nie nudzę i mogę sobie nieco potańczyć :) Jak na razie to był jedyny w moim zasięgu kondycyjnym, ale że dziś poszło mi naprawdę dobrze, to pojutrze wypróbuję jakiś bardziej intensywny. Jutro za to planuję Jillian.
Jestem ciekawa piątkowego ważenia i mierzenia... :)
Miłego wieczora moje drogie!
Masakra mobilizuje
Dziękuję kochane moje za miłe wpisy :)
Nie wytrzymałam, kolano wytrzymało, zrobiłam Jillian Shred in 30 poziom 1 i poprawiłam rozciąganiem z Tamilee Webb. Od razu mi lepiej :)
W ostatni weekend waga poszła lekko w dół - 0,3kg. Ale akurat miałam @ więc to i tak dobrze. Zaparłam się jak osioł, będę się ruszać - jutro najwyżej pójdę spać o północy, bo na trening przed 19tą nie ma szans... Ciekawa jestem efektów w piątek rano... :)
Cel najważniejszy na czas najbliższy: ma być 6 z przodu. Jak sie uda - to do września. Najpóźniej do jego połowy. No.
:)
Z lepszym już humorem życzę wszystkim miłego wieczora :)
Masakry odsłona druga
Nie wiem czy pamiętacie - dwa miesiące temu byłam na weselu znajomych. No więc właśnie dzisiaj zobaczyłam zdjęcia. Całe szczęście że jestem tylko na trzech... I pisze to całkiem serio. Wyglądałam jak wielka łososiowa beka pełna sadła!!!! Kurde, tak być nie może!
To mały dowód:
Kolano mnie boli od kilku dni, dziś na szczęście już mniej.. Ale od jutra treningi. Koniec kropka.
No żesz kurde, nie mogę uwierzyć jak się spasłam....
Dziękuję :*
Kochane moje Vitalijki, jak dobrze, ze jesteście!
Powoli wdrażam plan poprawy wyglądu. Zmniejszyłam porcje jedzenia i bardzo dbam, by jeść zdrowo i jak się uda to rzeczy organiczne. Obniżyłam temperaturę prysznica i będę kontynuować, bo faktycznie, dotychczas brałam gorący a to na pewno nie pomaga.
Masaże też już są :)
Z ruchem chwilowo gorzej, bo zostałam kobietą miesiąca, co w połączeniu z temperaturą ponad 30C mocno demotywuje... Ale weekend długi przede mną, pogoda nadal ma byc piękna a ja powinnam być już dysponowana, więc planuję się wybrać na dwie czy może nawet trzy wycieczki całodniowe w plener :) Bo to jest to co Lori lubią najbardziej.
Jeszcze tylko na powrót ograniczyć kawę by pasowało, bo ostatnio się rozżłopałam na całego...
Totalna załamka
Nocowałam jedną noc w hotelu z dużym lustrem. Gdzie dokładnie widziałam całe swoje ciało. Nie powiem, żeby to był ładny widok...
Kurde, jak mój chłop to wytrzymuje... Jak się poznaliśmy, ważyłam dobre 10 kg mniej i zdecydowanie byłam bardzie "w sobie".
Przeraziły mnie moje ramiona - sflaczała, nierówna skóra, jak u zaniedbanej 50latki... Nie obrażając 50latek, bo np. moja Mama ma zdecydowanie lepsze ramiona niż ja. W ogóle ma fantastyczną figurę i zero cellulitu...
W ogóle moja skóra się chyba poddała. Jest wysuszona i zupełnie utraciła jędrność. Zbyt dużo jojo, obawiam się. Jest szansa, żeby to jakoś naprawić? Słyszałyście o jakichś sposobach? Bo jestem zdołowana, nieważne ile schudnę, jak skóra nie będzie jędrna to dupa blada...
A w ogóle od jutra biorę się bardzo ostro za siebie. Jem zdrowo. Jem mniejsze porcje, bo mój żołądek ma zdecydowanie za dużą objętość. Nawet, kurde bele, liczę kalorie, chyba po raz pierwszy w życiu. Regularnie się masuję i peelinguję. Pije dużo wody i herbatek owocowych i ziołowych. Regularnie trenuję - właśnie się przymierzam do przejrzenia wszystkich ujędrniających programów jakie posiadam. Może nawet zacznę znów marszo-biegać. Tak, jestem zdesperowana.
Rano się zważę, pomierzę i obfocę (zdjęcia zachowam dla siebie :P) i zobaczę za miesiąc. Kurde bele no!
Wieczorny update
Jestem z siebie dumna :) Zrobiłam całkiem konkretny zestaw ćwiczeń - kardio przemieszane z siłowymi, łącznie wyszło 40 minut - i na koniec 10 minut stretchingu.
Mało płuc nie wyplułam przy podskokach :P ale jedno musze przyznać - kwietniowe katowanie się z Jillian dało efekty w postaci całkiem konkretnych mięśni! W środę ćwiczyłam pierwszy raz po ponad dwóch miesiącach - dziś drugi trening i już widać kurde bele efekty! A i mięśnie się tak nie zmęczyły - tzn. zmęczone są, ale zakwasów mieć nie będę :)
Tylko kondycja kuleje, ale wszystko po kolei :)
Az sobie z tej radości jakiegoś Monty Pythona obejrzę :)
Za dużo kawy
Złopię to paskudztwo z pracowej maszyny. Żeby to choć smaczne było... No ale życie towarzyskie w robocie trza jakoś prowadzić, a że nie palę - to to jest moja wymówka...
W każdym razie wiem co mogę poprawić w pierwszym rzucie.
Powinnam jeść większe śniadania... A raczej - powinnam regularnie jadać śniadania. Ostatnio jak rano wchodzę do biura to zasuwam jakbym motorek miała w czterech literach i zanim się obejrzę - czas na lunch. Zło. Zdecydowanie. Do poprawy!
Na obiad dziś znów kasza gryczana - do tego micha białej poszatkowanej kapusty skropionej oliwą. Uwielbiam takie jedzenie!
Stopa mnie cokolwiek boli nadal, ale mimo to chcę dziś zrobić mały trening - choćby nawet średnio intensywny, ale dupsko ruszyć trzeba.
A jutro piąteczek! :D Ah! :D