Waga spada
W porównaniu z wczorajszym dniem, straciłam 0,5 kg. Ale ponieważ mam @ być może jeszcze będzie trochę mniej. Czyli wyrzeczenia dają efekty.
Wczoraj wieczorem byłam bliska rzucenia się na lodówkę (tak około godz. 22), ale jednak nie dałam się. Muszę się tego nauczyć, bo to jest mój największy grzech. Dzisiaj mam dzień hardcor, ale za to weekend czeka mnie wspaniały, leeeeeniwy (nie licząc mycia okien, ale to w ramach gimnastyki więc się nie liczy). Wiosna idzie, i u mnie też w końcu ją widać.
Najchuuuuuudszego.
Postq
Jako, że wczoraj się zaczął to trzeba było zrobić jakieś wyrzeczenie. Ja się wyrzekłam słodyczy, chleba i mięsa. Dziś pięknie było warzywka, owocki, jogurcik a na kolację rybka. Dobrze będzie
Czyżby wiosna?
Od wczoraj pogoda jest coraz ładniejsza (czytaj w dzień jest powyżej zera). I choć śniegu jeszcze lezy sporo, to jakby go po trochu zaczynało ubywać. To mnie wprawia w troszkę lepszy nastrój i nawet odchudzać bardziej mi się chce. Niestey nie wiem ile ważę, bo baterie w mojej wadze wysiadły, a szanowny małżonek mimo moich usilnych próśb jeszcze nie miał czasu zakupić nowych.
Właściciele mojego lokalu, od których wynajmuję biuro, tez juz chyba poczuli wiosnę, bo kaloryfery są po prostu zimne. A co miesiąc po trzy stówki za ogrzewanie kasują Echhhhh trzeba się rozejrzeć za czymś swoim.
Najchuuuuuudszego.
Nawet zachorować nie można
Cały poprzedni tydzień zmagałam się z nasilającym się przeziębieniem. Udało mi się dopracować do piątku. W piątek po południu przygotowałam jeszcze imprezę imieninową mojego taty a wczoraj myślałam, że najzwyczajniej w świecie się wykończę. Tak mnie zwaliło z nóg, że pół dnia chodziłam nieprzytomna, zużyłam 2 rolki papieru toaletowego (do nosa bo chusteczki się skończyły). Dzisiaj jest trochę lepiej, ale do całkowitego wyzdrowienia to mi oczywiście jeszcze daleko. Rzecz jasna pochorować w spokoju nie można, bo bachory jak do szkoły nie idą to małpiego rozumu dostają. U nas jeszcze zima w pełni, więc nawet nie ma ich jak na podwórko wygonić. Mąż też jakoś się nie garnie żeby mnie w chorobie pielęgnować. Do dupy to wszystko. Na dodatek zamiast schudnąć przytyłam 1,5 kilo i to mnie najbardziej wkurza. Pocieszam się, że post idzie i jak się wyrzeknę słodkiego i chleba, to może do świąt coś mi się uda zrzucić.
Zazdroszczę tym, u których już wiosna. Do nas to chyba dopiero w kwietniu zawita.
Jestem słaba
Po fazie euforii, znów odpuściłam. Nie wiem co mi jest. Marzę o tym aby schudnąć, a nie jestem w stanie nic zrobić. Mam chwilowo nie najlepszy okres. Zmęczona jestem tą zimą. U mnie ciągle mróz i to nie tylko w nocy ale i przez całe dnie. Nieduży to prawda, ale męczący jak diabli. Ja tak juz bym chciała wiosny. Echhhhhh.
Wścieczka
Dziś miałam od rana wścieczkę. Po prostu aż mnie nosiło. Z mężem prawie się rozwiodłam, a dzieci prawie do domu dziecka oddałam. Że to oczywiście gruba jestem, nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi i nikt mnie nie rozumie. Wieczorem jednak zamiast zalec przed telewizorem poszłam na spacer. Zrobiłam 5 kilometrów przy -14 stopniach mrozu (ale spokojnie byłam ciepło ubrana). Chyba mi się endorfiny wydzieliły, bo już nie jestem taka nabuzowana. I mam znów wiarę, że w końcu schudnę, że w końcu mi się uda.
sadło się broni
Nie wiem, skąd w książkach Dukana podają wskaźniki spadku wagi dla pierwszej fazy. Ja od trzech dni jestem na Dukanie i nie oszukuję i robię wszytko tak jak trzeba a waga spadła o 100 gram. Trochę jestem podłamana, bo myślałam, ze będzie tego więcej. Dzisiaj byłam na rozprawie. pan sędzia ma chyba męskie klimakterium, bo dwa tygodnie temu na mnie wrzeszczał, a dziś był taaaaaki miły, ze prawie mnie zemdliło.
Dzisiaj na kolację rosołek z kurczaczka bez skóry. Czasem tak sobie myślę, za jakie grzechy ja się tak katuję? Jakoś nie mogę wbić sobie do głowy, że to dla zdrowia. Ogólnie to chyba nie mam dziś najlepsego nastroju, bo wkurzona jestem na tę zime, na te mrozy i wszechobecny ziąb. Wiooooooooosny już!!!!!
Dobre się kończyło
Skończył się tydzień wolnego w pracy. Skończył się już we wtorek. Od jutra mam tak zapchany kalendarz, że sama nie wiem jak poradzę. ale no cóż więcej pracy więcej kasy. Ta prosta zasada mi przyświeca od kiedy mam własną firmę, dlatego żadnej pracy się nie boję.
Dietka dukanowa nadal jest. do piątku mam pierwsza fazę. gimnastykuję się jak mogę. Niestety najgorsze jest to, że przepisy z moich dukanowych książek są takie, że za co sie nie wezmę, to albo nie wychodzi, albo jest niezjadliwie. robię więc żarcie po swojemu i tak jak mi smakuje, oczywiście przestrzegając zasad dietki. Dziś na obiad będą placuszki dukanowe. Jak mi nie wyjdą to się pochlastam. A nawet jak nie wyjda to zrobię coś innego, albo serek wijski light zjem. Będe chuuuuda, będę laską i będę zdrowa. Bo przy mojej pracy to ja zdrowie końskie muszę mieć.
Najchudszego.
No, nareszcie
Z czystym sumieniem wlazłam dziś na wagę. Szklana małpa pokazała 84,5 kg. To zupełnie inaczej niż w ubiegłym tygodniu. Teraz wiadomość dla wszystkich troszczących się o moje zdrowie. Odstąpiłam od kopenhaskiej. Zaczęłam Dukana. Wczoraj naczytałam się książek, bo ma 3 o tej diecie i zamiaruję sobie jeszcze 4 kupić, żebym świadomie odchudzała się. Mam zamiar dobić do tej wagi, którą mam założoną.
Zgrzeszyłam
Wczoraj niestety zgzrzeszyłam. O ile na imprezie u siiostrzeńca było jeszcze w miarę dobrze, to wieczorem poległam. Korzystając z tego, że dzieciaki pojechały do mojej siostry na nockę, mąż zaprosił mnie do kina. No i przed kinem skusiłam się na mrożoną kawkę z bitą śmietaną i orzechami. Nie mogłam się powstrzymać. Ale dziś jestem bardzo grzeczna, baaaardzo.
Będę chuuuuuuda. Jeszcze w tym roku