No właśnie. Czy jest Ci to tak naprawdę potrzebne? Czy jest to niezbędne? Poczujesz się po tym szczęśliwa? Wczoraj wieczorem zaczęłam się nad tym zastanawiać. Dlaczego ja się odchudzam? Bo mówią, że mi się przytyło i mi tym dogryzają, bo w modzie są teraz "fit" figury, bo... bo tak. Czy jest mi to tak naprawdę potrzebne, jest to niezbędne? Nie. Czy poczuję się po tym szczęśliwa? Nie! Odpowiedź więc nasuwa się sama. Dlatego ZMIENIAM "strategię". Nie odchudzam się już. Ale to nie oznacza, że wracam do starych nawyków, że będę sobie żreć, tyć i #miećtowdupizm. Nie w tym sens. Na pewno będę się zdrowiej odżywiać, ale nie będę robiła żadnych "wyzwań bezsłodyczowych", bo po tygodniu odmawiania sobie potem rzucam się na słodycze. Po prostu będę je jeść z umiarem. Nie będę liczyć kalorii (i tak tego nie robiłam, ale pilnowałam się), nie będę pilnować ilości posiłków ani godzin w których je jeść. To wszystko mnie stresowało. Po co sobie mamy odmawiać, skoro i tak kiedyś umrzemy? Wiem, pomyślicie sobie "poszła na łatwiznę", macie nawet do tego prawo, ale ja po prostu mam zamiar zaakceptować swoje ciało takim jakie jest. Będzie ciężko, to nieuniknione, ale nigdy nie będę szczęśliwa, jeśli nie nauczę się akceptować swoich wad. Nawet gdybym kiedyś schudła i miała wymiary modelki - to nie sprawi, że się zrobię się nagle szczęśliwa jeśli teraz nie potrafię kochać siebie. Bo tak naprawdę największy problem nie tkwi na zewnątrz, lecz wewnątrz - a konkretnie w tym co się dzieje w mojej głowie. Muszę wyluzować, zacząć mieć dystans do siebie i nauczyć się akceptować swoje kompleksy (każdy jakieś ma) oraz docenić to co mam. No bo kurczę... życie mamy jedno! Owszem, trzeba je szanować, dlatego będę starała się nabierać zdrowych nawyków, zdrowiej jeść i jak najczęściej się ruszać. Moim największym kompleksem są nogi, a konkretnie to cellulit, dlatego nie zrezygnuję z ćwiczeń na mięśnie nóg czy ud i będę sumiennie walczyła z cellulitem. A brzuch? Moim największym błędem jest chodzenie w obcisłych bluzkach, które niestety, ale powinny być przeznaczone tylko dla szczupłych osób - dlatego więc zaopatrzę się w luźniejsze bluzki, które również potrafią uwydatniać kobiecość. Czas zmienić nastawienie!
Chciałabym zaznaczyć, że nie jest to post mający na celu zniechęcić wszystkich do odchudzania. Nie mam nic do odchudzania, a wręcz podoba mi się jak ktoś uparcie dąży do realizowania swoich marzeń. Post się odnosi tylko i wyłącznie do mnie - bo jak już mówiłam problem tkwi w mojej głowie i obsesyjne spalanie tłuszczu nie zmieni mnie w kobietę szczęśliwą.
Trzymam za Was wszystkie kciuki! Nie poddawajcie się, dążcie uparcie do celu i pokażcie wszystkim, że warto walczyć o marzenia! :)