Ogarnęłam redukcję, nie popłynęłam! To pewnie dzięki Waszemu wsparciu 🥰 Przez ostatni tydzień o wiele słabiej u mnie z chodzeniem do łazienki, you know what I mean, nr 2 raz na 2-3 dni, nie chcę brzmieć zbyt hardcore’owo, bo może ktoś akurat je 😁🙈
Nie wiem już co mam w sumie zrobić, żeby ruszyło. A zawsze mnie frustruje taka sytuacja 🙄 macie jakieś sprawdzone sposoby? miłego wieczorku kochane ❤️
Byłam z siebie dumna przez te kilka dni, że te święta są wyjątkowo spokojne i odchudzanie idzie w dobrym kierunku pomimo pokus itp. 🥺 zjadłam dziś około 2900 kcal zamiast 1800 kcal. Więc mocno przegięłam, a nawet nie czuję się najedzona, gdybym mogła to zjadłabym coś jeszcze, ale chcę żeby ten dzień już się skończył. Wolę do Was napisać zamiast iść do kuchni i dalej jeść. 😓
Dzisiaj pękłam, choć już kilka kg udało mi się schudnąć i całe święta super się trzymałam i byłam w deficycie kcal lub przynajmniej w 0 kcal (czyli ani nie chudłam ani nie tyłam). Dziś poległam. Zjadłam za dużo. Wpadły chrupki Cheetos pizza, 1 sztuka ferrero, te ciastka ze zdjęcia bez cukru - pół paczki, orzechy włoskie garść… Ostatecznie zjadłam ponad 1000 kcal więcej niż dziś powinnam i jest mi z tym mega źle 🥺 Leżę i zastanawiam się, dlaczego tak dzisiaj się stało, skoro utrzymywałam już jakiś czas deficyt i było w porządku. Święta też były oki, nie przejadałam się i byłam w deficycie do dziś. Myślałam, że nad sobą panuję, nad zachciankami. 😓 Skupiałam się ostatnio na tym, aby nie mieć żadnych wyrzutów sumienia, planowałam posiłki i nie odmawiałam sobie raz na jakiś czas czegoś słodkiego etc. bo uważam, że wszystko możemy jeść, tylko w ograniczonych ilościach.
Kiedyś bym się załamała w taki dzień, jak dziś. I pewnie od jutra zaczęłabym obżeranie się aż przywalę z 5 kg.
Chciałabym jutro zacząć dzień na spokojnie, nie mieć wyrzutów sumienia i kontynuować odchudzanie. A tak naprawdę nie wiem jak będzie. W takie dni jak te - mniej sobie ufam. Bo dlaczego nie umiałam się kontrolować? Miałam dziś więcej sprzątania, będę miała gości w Nowy Rok (dużo rodzinki) i jestem lekko zestresowana, że coś pójdzie nie tak, a i moja mama i teściowa są bardzo… dokładne. Więc daję z siebie wszystko, żeby było jak najlepiej, jak najczyściej w każdym zakamarku i szufladzie.
Często tak mam, że polegam, gdy mam problem z załatwianiem się przez 2-3 dni. Czuję się wtedy ciężko i na wadze oczywiście więcej (nie powinnam się wtedy ważyć). Tak było wczoraj. Dziś trochę lepiej, a i tak się poddałam. Chciałabym żeby od jutra było już ok i nie przeginać.
Przykro mi dziś i jestem sobą zawiedziona. Wiem, że to tylko jeden dzień, ale mi źle.
Ta porcja miała ok. 570 kcal. Na obiad dziś był pyszny ryż basmati z groszkiem, do tego chude piersi z kurczaka (delikatnie podsmażone na małej łyżeczce oliwy na patelni teflonowej), trochę sosu słodko-kwaśnego z super składem i warzywa :)
Uwielbiam warzywa, bardzo dużo ich jem, często mam jeszcze osobno porcję warzyw na talerzu do obiadu i jem „ile wlezie”. ☺️
Załatwiłam dziś jak najwięcej mogłam odnośnie umawiania wizyt w Polsce. Ortodonta, chirurg, ginekolog, stomatolog. Zapisałam się też na paznokcie od razu po przyjeździe, bo nie chce mi się tym razem robić samej (mam cały zestaw do paznokci żelowych i hybrydowych, robię czasem mamie gdy chce, ale samej sobie czasem ciężko idzie, nie jestem profesjonalistką ale mam całkiem dobre poczucie estetyki). 😄
Jestem najedzona. A jest już po 23 i mam jeszcze spory zapas kcal na dziś, ale na siłę nie będę nic jeść. Dziś może mniej zjem, ale za to mogę mieć jutro większy apetyt i się wyrówna. :)
Rozmawiałam wczoraj z siostrą, która mieszka w UK. Planuje ze swoim mężem i dziećmi lecieć do PL w lutym i namawiała, żebyśmy zrobili rodzinny wypad do Zakopanego. 😅 a ja od razu sobie teoretycznie liczyłam jaką będę miała pod koniec lutego wagę 🤣 niby nigdzie mi się nie spieszy, ale wiadomo - chciałabym być w jak najlepszej formie mogę, bo widzimy się kilka razy w roku. 😄 Więc wychodzi na to, że mogę ważyć za 2 miesiące około 80 kg. Na pewno ponad. Nie chcę się odchudzać na szybko. Ale to nic 😎
Dziś się zważyłam i waga wahała się między 88.4-88.5 kg 😬
Przechodzą mnie dreszcze na myśl, że po ostatnim wypadzie do Polski ważyłam już 94.5 albo coś takiego. Nie chcę o tym nawet myśleć - najwyższa moja waga w życiu i bardzo źle się czułam. Pierwsze kilka dni po zważeniu się i ujrzeniu tak wysokiej wagi to miałam ochotę nic nie jeść, bo się wręcz załamałam. Po tym zaczęłam jeść za dużo i znów wchodzić na wagę i dalej to samo. Ze 2 tyg tak minęły. Autentycznie się przestraszyłam.
Przestraszyłam się, że skoro przekroczyłam granicę najwyższej mojej wagi w życiu, to może za rok będę wracać z Polski z wagą 100+? Co oczywiście dla mnie było absurdalne czy ważyłam 60 kg, czy 80… ale kto wie? Granica była już coraz bliższa… Lepiej o siebie zadbać jak najszybciej.
Ale cieszę się, że jestem już na dobrych torach. Zaraz będę blisko 85. Później 80. Następnie 75. I tak dalej... To nie jest wyścig szczurów. :) musimy o siebie dbać i dać sobie czas. ❤️
Na święta wysłałam przyjaciółce tydzień temu taką kartkę świąteczną. Zdjęcie nie oddaje jak pięknie wygląda w rzeczywistości i jak się mieni. Kilka lat temu weszło nam w nawyk wysyłanie sobie raz w roku małych paczek urodzinowych (jeśli nie możemy się spotkać) i kartek świątecznych. :)
:)
Muszę jechać do mojej ortodontki w Polsce jak najszybciej, bo moje gumki są już totalnie przebarwione i brzydkie. Jak dobrze, że na zdjęciach aż tak tego nie widać! 😅 Jestem już zapisana, nie mogę się doczekać wymiany gumek! 🙈
W ten weekend znów byłam u rodziców. Zwykle dojeżdżamy w sobotę i wyjeżdżamy w niedzielę po obiedzie. I znów ugotowałam z mamą rosół, do tego ziemniaczki, kotlety z piersi kurczaka, buraczki, surówka. Dość mało zjadłam, a kocham takie kotlety. Nie jem ich zbyt często, sama nie pamiętam kiedy ostatnio coś smażyłam (poza jajecznicą na oliwie w sprayu, co się nie wlicza w takie smażenie jak smażenie kotletów).
Tata ostatnio bardzo dużo pracuje. Od rana do wieczora, nawet w weekendy. Więc po przyjeździe w sobotę mój A. zaproponował, że zje obiad i pójdzie do sklepu posiedzieć za mojego tatę, a tata przyjdzie do domu na 2-3 godziny i z nami spędzi czas. Zdarza się, że tak robi raz na jakiś czas. A. sam proponuje, za co jestem wdzięczna. Szkoda mi taty. Miał pracownicę Polkę, której bardzo dużo pomógł, aby stanąć na nogi (aby odzyskać dzieci, które socjal zabrał, dał jej i jej mężowi pracę i mieszkanie, znalazł adwokata itd) ale nie umiała tego docenić. Żyje tu od chyba 15 lat, a nadal niczego się nie dorobiła i nieraz mieszkała pod mostem, w garażach z mężem, na klatce schodowej, ale najwidoczniej nie chce im się pracować. Dawał jej długi czas ostrzeżenia, przychodziła w kratkę, przestała przychodzić i wyłączała telefon, nie odzywała się tydzień i nagle jak gdyby nigdy nic pojawiała się w pracy. Tatę irytuje takie zachowanie (i słusznie), bo bardzo dużo tej rodzinie pomaga. Ta kobieta nigdy na stałe chyba nie odzyska dzieci, bo nawet nie chce się postarać, aby mieć pracę, umowę, mieszkanie i zapewnić im bezpieczeństwo, a bez tego dzieci nie zostaną jej oddane. Dziwny człowiek. Rozumiem, że ktoś może mieć w życiu ciężko, ale Ci ludzie są dorośli, mają chyba 4 dzieci, powinni ponosić odpowiedzialność za to, co robią.
Zrobiłam mamie laminację brwi, położyłam jej hennę. Tydzień temu kupiłam teściowej farby do włosów, a dziś nałożyłam hennę na brwi, bo miała już siwe i zaproponowałam jej to. Wyglądała na szczęśliwą. :) Wygląda znacznie lepiej. Miała dużo siwych odrostów na głowie i siwe brwi, a teraz jest super. Powiedziałam jej, że wygląda o 10 lat młodziej i sama była zadowolona. Pytała się, gdzie kupiłam te farby, bo cudny kolor i zapach. Więc dokupię jej jeszcze kilka na zapas i dam w prezencie.
Zjadłam rosół, a później jednego kotleta, ze 2-3 łyżki ziemniaków ubitych i duuużo surówki i buraczków. Uwielbiam taki obiad. Zawyżałam raczej kcal (w gościach nie ważę jedzenia), więc zmieściłam się na pewno w deficycie. Kolejny weekend uważam za udany, a nie wróciłam przejedzona ani nie jadłam słodyczy (no, poza jedną śliwką w czekoladzie w sobotę! Haha)
Zazwyczaj wracałam z Polski z kilkoma kilogramami więcej. 2, 3… jak na dłużej (gdy robiłam tam prawo jazdy) to i 4-5 kg. no, ale tym razem postaram się, żeby było inaczej :) zrobię wszystko, co w mojej mocy!
będę musiała pracować nad odmawianiem ciotkom ciast do kawy/herbaty itd. Bo cała rodzina chce mi tam dogodzić i albo coś ktoś upiecze i wpadnie, albo kupi coś pysznego i zaprosi na herbatkę. Pokusy na każdym kroku. Ale muszę być wytrwała w postanowieniach.
Postanowiłam, że podwyższę sobie kaloryczność diety na czas wyjazdu do Polski. Będę chudła troszeczkę dłużej, ale będę się bardziej najadała wiedząc, że nadal jestem na redukcji. Bo gdy zwykle jestem w Polsce i ustalam, że będę jadła np. 1700 kcal, a tam jem bardziej kaloryczne jedzenie, to mi tyle nie starcza… i gdy już przekroczę i zjem np. 2200 kcal, to odpuszczam dietę i tydzień leci na nadwyżce kalorycznej albo dłużej. 🤷🏽♀️ miałam takie podejście zero-jedynkowe, co było absolutnym błędem, bo nawet jak raz się „potknę”, to nowy dzień powinnam zaczynać inaczej niż np. głodówka i kolejne dni jedzenia w ogromnych ilościach. To jest niezdrowe. I psychicznie i fizycznie.
Wolę sobie te 2 tygodnie w Polsce chudnąć wolniej, ale na kaloryczności 1900 kcal. W Polsce mam więcej ruchu, ciągle gdzieś chodzę, wizyty, lekarze, rodzina itp. Więc pozwolę sobie od razu jeść przez te 2 tyg więcej niż tutaj ale nadal zostać w deficycie (mam tu pracę siedzącą i dość mało ruchu poza spacerami)
Kalkulator online mówi, że powinnam zredukować z 2205 kcal do 1905 kcal, aby schudnąć 4 kg w ponad miesiąc (42 dni). Więc tego się trzymajmy :)
„Aby stracić 4 kg w czasie 42 dni, potrzebujesz zredukować dzienne zapotrzebowanie kaloryczne potrzebne do utrzymania aktualnej wagi z 2205 kcal, do 1905 kcal na dzień”
Ustawiłam w kalkulatorze „praca siedząca/brak ruchu” więc ewentualny większy ruch = większy deficyt = szybciej coś zleci. Ale kalorii będę miała więcej do wykorzystania niż jem tu na codzień i psychicznie już teraz jest mi z tym lepiej. :) Wolę chudnąć dłużej, ale niech to już będzie zdrowe odchudzanie, bo najbardziej cierpi na tym moja psychika, gdy chcę się karać za zbyt duży apetyt lub przez nadmierne jedzenie robiłam nieraz głodówki za karę. To było złe, ale wyciągnęłam wnioski i idę dalej!
Schudnę w dłuższym czasie, nie na wariata, na spokojnie.
Gdybym 2 lata temu miała takie podejście jak dziś, to zamiast ucinać jak najwięcej kcal i jak najmniej jeść, to dziś miałabym już moją wymarzoną wagę. A miałam wagę jak sinusoida. 10 kg na minus i 15 kg na plus. I jeszcze raz […] 🤪 to się nazywa zaburzenie odżywiania.
Dziś, ważąc te 88,6 kg… chcę chudnąć małymi krokami. Nie chcę myśleć tylko o wadze, którą miałam kiedyś (63 kg, umięśniona sylwetka, niemal codziennie treningi, a wymiary miałam np. w udzie takie, jak moja koleżanka która wówczas ważyła 53 kg ale nie była zbyt aktywna), tylko chcę najpierw osiągnąć wagę 85 kg, następnie 80 kg, później 75 kg […] i tak dalej. Małymi krokami, a będę w końcu z siebie zadowolona! 😊 Jak zbiję trochę wagę, to zacznę ćwiczyć. Mam duży problem ze stawem skokowym i same długie spacery przy tej wadze to i tak dla mnie czasem wyczyn. Nie mam chrząstki w stawie. Zdarza się, że rano z łóżka wstać nie mogę z bólu po zbyt długim spacerze dzień wcześniej. Ale nie będę tutaj zrzędzić, bo żyję, mam wspaniałych rodziców i ogólnie mam się dobrze! 😊
Hej :) Na razie spadło 1kg/tydzień, ale wiem, że w moim przypadku to się niedługo zatrzyma i będzie 1kg/2 tygodnie lub więcej. Przez co będę traciła cierpliwość.
Waga (piątek 03/12/21): 91.5 kg
Waga (piątek 10/12/21): 89.6 kg 🥰
Waga (piątek 17/12/21): 88.6 kg 🥳
Ostatnie dni mijają mi spokojnie. A. się gorzej czuje. Chce zrobić test na covid. Nie jest tragicznie, wygląda mi to na zwykłe przeziębienie, ale niech sprawdzi dla pewności.
Za 2 tygodnie płyniemy do Polski. Cieszę się i mam lekki stresik, żebym nie wróciła cięższa. Będę w Polsce prawie 3 tygodnie.🙈😁
Będę musiała usunąć ósemki. Kto z Was miał usuwane? Jak wrażenia? Może schudnę jak jeść nie będę mogła haha 😁🥰
Odwiedziliśmy wczoraj teściową. Było ok. Pochodziliśmy po sklepach, Ikea i inne. Po powrocie do niej ugotowaliśmy ziemniaki, upiekliśmy łososia i zrobiłam sałatkę. Nie ważyłam jedzenia, kcal policzyłam na oko, ale nie przesadziłam i nie zjadłam dużo. Najadłam się.
W drodze do teściowej zjadłam pół ciastka, które kupiłam ostatnio w Polsce. Smakuje obłędnie. 🥰 wcześniej wsunęłam kanapkę (chleb razowy + sałata, pomidor + wędlina) i sałatkę do kanapki.
Wieczorem pojechaliśmy do moich rodziców. Było super, jak zawsze. Dziś wstaliśmy około 9:30. Poleżeliśmy, pogadaliśmy, tata wychodził do pracy. Mama poszła do sklepu kupić kurczaka i włoszczyznę na rosół. Zapomniała kupić seler i więcej marchewki, więc my postanowiliśmy się przejść i kupić też ziemniaki do drugiego dania.
Pomogłam jej z gotowaniem. Wyszło przepyszne. Rosół bardzo aromatyczny, pyszny. Uwielbiam, gdy jest dużo marchewki i natki pietruszki. Zrobiłyśmy domowy makaron.
Makaronu mama nałożyła mi za dużo. Ale zostawiłam sobie i dolałam później samego rosołu i warzyw. Byliśmy na spacerze. Zaniosłam tacie do pracy obiad.
Później zjedliśmy kotlety z piersi kurczaka, ziemniaki, domowe buraczki i surówka.
To drugie danie zjedliśmy z A. razem na pół, bo oboje po rosole nie byliśmy już głodni. Nic więcej dziś nie zjadłam. Jest prawie 18, jesteśmy w drodze do domu. Nie czuję głodu.
Jak za ok. 30 min dojadę, to wypakujemy zakupy, później prysznic, pewnie coś zjemy. A. dziś ma na nockę, więc przed północą wyjdzie z domu. Na pewno przed wyjściem jeszcze coś ze mną zje. Mama na siłę zapakowała nam jeszcze drugie danie i duużo surówki i buraczki. Uwielbiam. Pewnie jeszcze dziś zjemy.
Wczoraj się dowiedziałam, że siostra A. do nas przyjedzie w Sylwestra z mężem i noworodkiem, będą u nas spać. Do tego teściowa. Więc zaprosiłam też moich rodziców, żeby nie siedzieli sami w domu. Sylwester to też urodziny mojego taty, a skoro nie mogę do nich jechać, to chciałabym żeby przyjechali do nas też. Liczy się dla mnie każda minuta spędzona z nimi. Są dla mnie najważniejsi.
Piękna zima u nas. 🇸🇪
Redukcja ok. Nie przekroczyłam ani wczoraj, ani dziś kaloryczności mojej diety redukcyjnej, więc jestem zadowolona. Kiedyś jadłam dobrze i jakościowo i kalorycznie w tygodniu, a podczas takiego wypadu do teściowej i rodziców, pozwalałam sobie na zbyt wiele, bo u nich wszędzie leżą jakieś słodycze. Wczoraj teściowa sporo wyjęła do herbatki po obiedzie, ale jedli sami z A. bo ja nawet nie miałam ochoty. Mogłabym zjeść. Tylko po co, jeśli mi się nie chce? :)
Na początek bardzo dziękuję za komentarze, wsparcie i słowa otuchy pod poprzednim wpisem. ❤️🥰
A. przeprosił wczoraj za swoje zachowanie. Długo rozmawialiśmy. Spędziliśmy przyjemnie cały dzień. Widać było, że faktycznie żałuje, że tak powiedział. Ulżyło mi. 😊
Zanim się obudził po nocce, to zrobiłam sobie spa, kąpiel, maseczki, peeling, ładny delikatny makijaż, założyłam nowe ubrania. Czułam się kobieco i pewna siebie.
Zrobił dla mnie wyśmienite sushi z łososiem, serkiem Philadelphia light i warzywami, które uwielbiam. 🍱🍣
Wliczyłam sobie całość (3 rolki) w dzienne zapotrzebowanie i uznałam, że jak później zgłodnieję, to będę sięgać po sushi z mojego wyliczonego talerza. Zjadłam połowę i zostawiłam na później. A później już nie odczuwałam głodu, więc schowałam do lodówki na następny dzień.
Waga sprzed tygodnia (piątek 03/12/21): 91.5 kg
Waga obecnie (piątek 10/12/21): 89.6 kg 🥰
Zdaję sobie sprawę z tego, że to głównie woda, ale i tak bardzo cieszy mnie taki spadek. 😊 miłego dnia Wam życzę! ❤️
Obudziłam się, poczekałam, aż A. wstanie i wypijemy razem kawę. Obudził go telefon, bo zapomniał wyciszyć, a miał nockę i był zmęczony, chciał dłużej pospać.
Wstał więc lewą nogą. Podczas picia kawy zwróciłam uwagę na to, że zapomina odłożyć słodyczy/chrupek na miejsce, gdy zmienia zdanie i zostawia je na widoku, a ja wiecznie chowam takie rzeczy, bo chcę je zjeść kiedy mnie najdzie ochota, a nie dlatego, że leży na wierzchu w każdym możliwym pomieszczeniu i kusi. A. odpowiedział, że to moja wina, że takie rzeczy są w domu i że w ogóle nie powinno ich być i że ja nigdy nie schudnę. Zrobiło mi się przykro, zamilkłam. Pierwszy raz usłyszałam z jego ust takie słowa.
Nadal z nim rozmawiałam jak zwykle, może trochę mniej miałam ochotę, ale starałam się nie dać po sobie poznać, że jest mi gorzej. Taki ze mnie typ, wolę pośpiewać z gulą w gardle, niż płakać.
Później starał się być milszy, chciał mi zrobić śniadanie, ale nie wiem, czy powiedział rano te słowa z premedytacją - czy faktycznie tak uważa, że nie schudnę, czy może chciał mnie takim tekstem zmotywować, żebym mu udowodniła? Jego ton wskazywał na to, że raczej to 1.
Zrobił jajka sadzone z pieczarkami, papryką i cebulą. Może nie wygląda super apetycznie, ale było bardzo dobre. Nie dojadłam, zostawiłam część na później. Jadłam dziś śniadanie, owoc, jogurt z muesli i w sumie jest prawie 22, a ja nadal nic więcej nie zjadłam, więc pewnie zaraz pójdę dojeść to, co mi na dzisiaj zostało. Zerknę w fitatu co tam mam. Późno zasypiam, jeszcze przynajmniej ze 4 godziny.
Żeby nie było zbyt długo, to streszczę nasz dialog wieczorny. Mianowicie znów coś mi niemiłego powiedział, na co odpowiedziałam, że kurczę od rana coś do mnie ma i nie podoba mi się to. Najpierw że nie schudnę, teraz znów jakiś uszczypliwy, „o co Ci chodzi?” Na co on, że taka prawda, że choćby świat wywrócił się „do góry nogami”, to ja i tak nadal nie schudnę, a jak schudnę, to na 2 tygodnie. I żebym nie traciła czasu, bo szkoda go na takie odchudzanie. 🤯
Wryło mnie to totalnie. Podziękowałam ironicznie za wsparcie, na co on, że wspiera mnie od 4 lat i wystarczy. Taka prawda, ale w ciągu tych 4 lat kilka razy chudłam, po średnio pół roku faktycznie waga mi wracała i tak wiecznie chudłam i tyłam, źle to robiłam, bo miałam zaburzenia odżywiania. Przeprowadziłam się 4 lata temu do niego, do obcego mi kraju, gdzie jest wiecznie zimno i ponuro, ludzie nie są zbyt otwarci na innych. Siedzą w domach, to małe miasteczko. Ale gdybym chciała, to z pewnością miałabym więcej znajomych. W Polsce byłam duszą towarzystwa, tutaj sama siebie blokuję. Wstydzę się swojego wyglądu i wstydzę się spotykać z ludźmi. Wstyd mi, że nadal nie uporałam się z dodatkowymi kilogramami. Najpierw ED, później kompulsy, emocjonalne jedzenie, zajadanie smutków/radości/złości itd…
Nie będę robić z siebie ofiary i jestem z Wami w 100% szczera - tym drugim razem, gdy „wbił mi nóż w plecy”, odpowiedziałam mu coś, co też mogło go zaboleć (mnie jego słowa bolały cały dzień i czułam złość, poniosło mnie). A mianowicie odpowiedziałam mu, żeby popatrzył na siebie i zastanowił się dlaczego nie mam motywacji do odchudzania, skoro on sam o siebie nie dba (jest szczupły, ale ma większy brzuch, nie ćwiczy regularnie). On na to, że zanim się poznaliśmy, to nie jadł słodyczy, a teraz je niemal codziennie (ja nie jem, on często w pracy je, bo zawsze ktoś przyniesie) i że to moja wina, bo „tego nie powinno w ogóle być w domu”.
Po czym wyszedł na papierosa, wrócił, wziął kołdrę i poszedł spać na sofę. Ma na 23:30 do pracy, więc poszedł od razu spać. Ja wzięłam się w garść. Zamknęłam się w innym pokoju, wzięłam słuchawki, włączyłam głośno muzykę i zaczęłam dość intensywnie tańczyć. Trwało to około godziny. Nabiłam w tym czasie dodatkowe 5560 kroków. W ciągu ostatniego 1,5 miesiąca schudłam około 5 kg.
Na tej redukcji niczego sobie nie zabraniam. Nie ma produktów zakazanych. Po prostu niektóre ograniczam, ale mam w domu na takie chwile, gdy najdzie mnie ochota. Przestałam się rzucać na takie rzeczy. Ograniczam. Nie jadam ich codziennie. Jem dużo warzyw. Moje porcje są sycące. Jestem zadowolona. 🥰
Dzisiaj po prostu mi nad wyraz przykro. Myślę, że oboje zawiniliśmy. Oboje powinniśmy niektóre słowa zachować dla siebie. Najgorzej będzie, gdy on po przebudzeniu/jutro będzie na mnie obrażony. Pęka mi serce w takich chwilach, gdy wiem, że to nie jest w 100% moja wina, a on chce sprawić, żebym była za wszystko odpowiedzialna i czuła się winna. Z drugiej strony wiem, że to dla najbliższej mi osoby musi być męczące. Wieczne zmagania z wagą. Czy to wszystko ma sens?