Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie chcąc żyć między wzlotami a upadkami warto zacząć żyć normalnie w każdym tego słowa znaczeniu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2803
Komentarzy: 34
Założony: 12 stycznia 2014
Ostatni wpis: 4 sierpnia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
SpaceShipOne

kobieta, 34 lat, Warszawa

171 cm, 81.20 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

4 sierpnia 2017 , Komentarze (1)

To byl fajny dzien. Bez korpo-biura, asapow, fakapow i innych tego typu rzeczy. Oczywiscie w normalnych warunkach to i tak by mnie nie dotyczylo, bo jestem aktualnie na macierzynskim. Jednak piatek obliguje. Zaczyna w koncu weekend, ktory obecnie od reszty tygodnia rozni sie tylko tym, ze w domu jest maz. Ale weekend to weekend, prawda?

I tak czilowalysmy sie z Mala w okolicznym parku. Slonce, fontanna, biegajace psiaki, spacerujacy ludzie. Wszystko fajnie i pieknie, ale nie o tym mial byc wpis. Otoz wracajac z tegoz parku (ja, Mala i moja kuzynka) spotkalysmy pewna babcie. Tuptala sobie pomalu o kulach. Widzialam, ze zwrocila na nas uwage. Wcale mnie to nie zdziwilo, gdyz ostatnio mnostwo osob wodzi wzrokiem za Mala - maly, slodki bobas, wiadomo. 

I wyobrazcie sobie, ze ta oto babcia, starsza babulenka, zaczela nagle mowic cos z przejeciem i zazenowaniem, co przykulo moja uwage. I nie, nie mowila o tym, ze zle ubralam dziecko, ze jem cos, co zaszkodzi Malej, ze powinnam jako matka to czy tamto (mamy wiedza o co chodzi, przeciez brzuch ciazowy a potem dziecko to dobro narodowe i kazdy ma prawo wtracic swoje trzy grosze). Ale nie, nie mowila o tym. Mowila, ze jej chce sie rzygac. I zdalam sobie nagle sprawe z tego, o czym mowi. Otoz, tej starszej, pomalu maszerujacej o kuli babci, nie podobalo sie, ze moja kuzynka miala na sobie krotkie spodenki. A nie ma ona filigranowych ksztaltow.

I wiecie co? Kiedys mi sie wydawalo, ze czlowiek powinien ubierac sie majac swiadomosc jak w czyms wyglada. Ale przeciez, do cholery, nie wiemy co stoi za tym wygladem. Naprawde sa ludzie (i moja kuzynka jest tego dobrym przykladem), ktorzy tyja od zjedzenia liscia salaty, bo ich organizm nie dziala sprawnie. Czy to oznacza zatem, ze maja ubrac sie w pokutny worek i stac na tym sloncu przepraszajac ludzi za to jak wygladaja?

Otoz nie. To mloda i ladna dziewczyna. Mega fajna, madra i kochana. I szanuje ja za to, ze ma do siebie i do swojego zycia dystans. Bo mi go bardzo brakuje, a jestem sporo starsza. I tak sobie pomyslalam, ze mi tez chce sie rzygac jak widze i slysze ludzi poktoju tamtej pani.

Pozostaje zyczyc i sobie i Wam dystansu i do siebie i do innych. 

17 lipca 2017 , Komentarze (3)

Cześć,

dawno mnie tu nie było, wiele się zmieniło.

Ostatni wpis dotyczył mojego szanownego tyłu, a raczej chęci walki o niego. Ostatecznie zdążyłam trochę nad nim popracować, po czym zmieniłam pracę, tryb życia, obroniłam wreszcie mgr, pojechałam na wakacje i dowiedziałam się, że... jestem w ciąży.

Aktualnie jako mama małego dziewczęcia powracam żeby nie tyle wrócić do stanu sprzed ciąży co jeszcze sprzed sprzed jej trwania, czyli z okolic przedślubnych. A jakiś czas temu to było ;)

Tak pokrótce - jako nastolatka doszłam do wagi 92 kg. Zawzięłam się, schudłam 20 kg. Po kilku latach zaczęłam ćwiczyć i pilnować menu i zeszłam do 65 kg. Moim celem były wtedy okolice 60, ale niestety do mety nie dobiegłam. Także czas na start ponownie i osiągnięcie celu.

Zdecydowałam się na dietę vitalii żeby usystematyzować z powrotem sposób jedzenia. Skorzystam z planu treningowego + dołożę pewnie coś od siebie.

Wagę mam ciut niższą niż na pasku, bo po wymianie w niej baterii okazało się, że nawet jedząc mało racjonalnie waga zeszła mi do 82 kg, czyli po ciąży zostało jakieś 3-6 kg. Plus w gratisie nieźle obkurczony choć dość wiotki brzuch i podstępna skórka pomarańczowa, która zrobiła inwazję na cały tyłek i uda :(

Nie ma co się żalić, trzeba działać. 

M.

18 lutego 2016 , Skomentuj

Daruję sobie uzewnętrznianie się na temat minionych dwóch tygodni, może nawet trochę więcej niż dwóch. Ćwiczyłam trochę, owszem. Sprawiało mi to dużo radości również, aaaale dieta, no cóż - puk puk puk, dzień dobry, Pani Czekolado, dzień dobry, Pyszne Merci. Zaprosiłam, rozgościli się. Było miło :)

Nie dramatyzujmy jednak, to nie pierwszy raz w moim życiu. Czy żałuję? Jasne, że nie! Może trochę zamulonego żołądka, ale nie popadajmy w paranoję.

Zaopatrzyłam się w kettlebell 10 kg. Tak, tak, od dziś w ofercie Lidla. I wiecie co? Będę robić sobie fajny tyłek! Załączam zdjęcie, pierwszy raz w historii jakiejkolwiek mojej aktywności w internecie w samych majtkach :)

Natura obdarzyła mnie hojnie okrągłą dupką, która niestety przez moje lenistwo jest sflaczała z lekka, ale śmiem przypuszczać, że już niedługo. Na zdjęciu flaka nie widać, ale wolałam uchronić Was od ujęć ukazujących wszystkie walory mojego tyłu, łącznie z cellulitem, który zagościł również na udach. 

Wiecie, za młodu zawsze słyszałam, że mam tyłek jak kaczka i nogi jak kołki. Hahaha. O ile nogi rzeczywiście mam średnio zgrabne, tak teraz stwierdzam, że z tyłka się cieszę, ponieważ ma potencjał. Czas go ukształtować odpowiednio! Czy ktoś się do mnie przyłącza? :)

Pozdrawiam,

M.

1 lutego 2016 , Komentarze (9)

Przyjaciółka wyciągnęła mnie dziś na basen. Nie zastanawiając się długo skorzystałam. Co tam, że pół godziny z godziny spędziłyśmy w saunie... uczucie, kiedy weszłam do wody - bezcenne. Kiedyś trenowałam kilka długich lat. Przestałam, potem chodziłam sporadycznie, Bywały miesiące, że mobilizowałam się i chodziłam regularnie. Ale ostatni raz byłam - nie pamiętam - pewnie ponad dwa lata temu.

Dwa lata bez czegoś, co naprawdę kocham. Postanowiłam wrócić do pływania. Chociaż raz w tygodniu, chociaż pół godziny, ale będę. Złapałam wiatr w żagle!

Obwody zmalały mi przez miesiąc łącznie o 16 cm :) a moje życie jest lepsze, zdrowsze, weselsze. Pod każdym względem, nie tylko diety i wyglądu.

Z odkryć minionego tygodnia - kupiłam książkę "Warzywo". Fajne przepisy, ładna oprawa. Dla mnie, jako miłośnika roślinnej kuchni super. 

I odkryłam ciekawy blog świetnej dziewczyny, która zmieniła swoje życie o 180 stopni i teraz jako mama dwójki małych dzieci realizuje się mieszkając na wyspie Gran Canaria i rozwija swoje żywieniowe pasje. Polecam. Lubię czytać takich ludzi, cieszę się, że można być szczęśliwym zapaleńcem. :)

https://vitalia.pl/

Pozdrawiam!

M. 

29 stycznia 2016 , Komentarze (14)

Ostatnio poczyniłam taką refleksję, że sposób myślenia związany z jedzeniem w naszym społeczeństwie się zmienia. W sumie ewoluowanie jest wpisane w naturę człowieka, ale na szczęście wpadanie w skrajności przechodzi do lamusa i powraca racjonalność. Kiedyś ludzie jedli dużo i tłusto (chodzi mi o nawyki żywieniowe pokolenia moich rodziców i ich rodziców mówiąc kiedyś), potem zaczęły się głupie, restrykcyjne, głodówkowe diety. Tak, tak - ja również przeżyłam kopenhaską, monotematyczne jedzenie i niska kaloryczność. Swego czasu jadłam również tylko śniadania a przez resztę dnia zalewałam żołądek herbatą i wodą. Kupowałam też jakieś głupie pastylki i czytałam o cudownych środkach odchudzających. Jak sobie o tym myślę, to nie wierzę, że mogłam być tak naiwna. A teraz ludzie naprawdę są świadomi. Obserwuję wiele osób i mnie to cieszy. Dobrze, że zdrowy styl życia, zdrowe jedzenie i zdrowe nawyki stały się trendem. Mam nadzieję, że to nie przeminie.

Dla mnie temat związany ze zdrowym stylem życia jest moją małą pasją. Mój mąż się śmieje, że w głowie mam tylko koty i wegańskie strony, a prawda jest taka, że poniekąd rzeczywiście tak jest. Weganizm jest mi bliski, ponieważ uwielbiam ten sposób żywienia. Często buszuję więc w sieci i wyszukuję kolejne przepisy, inspiracje, informacje.

Weganką nigdy pewnie nie będę, ale zgłębiając tajniki tego sposobu życia dowiedziałam się tylu ciekawych rzeczy i moja świadomość wzrosła tak bardzo, że uważam to za cenne doświadczenie 

Odnosząc się do tematu wpisu przywołam moją pierwszą wizytę u dietetyka, która miała miejsce w sierpniu zeszłego roku. Otóż udałam się do dietetyka wegańskiego. Wspominałam, że z mięsa okazjonalnie jadam wyłącznie ryby. W mojej diecie było jednak za dużo nabiału, który źle wpływał na stan skóry. Pomyślałam więc, że wolałabym żywić się pod okiem specjalisty, ponieważ niewiedza może doprowadzić mnie do niedoborów. I w taki oto sposób trafiłam do pani dietetyk. Oprócz zadbania o cerę chciałam schudnąć i zaskoczeniem było dla mnie to, że dostałam jadłospis na 2000 kcal. Ostatecznie nie jadłam zgodnie z wytycznymi diety, ponieważ słabe zarządzanie czasem, w połączeniu z pracą bez limitu godzin uniemożliwiło mi regularność i trzymanie się schematu. ALE wyeliminowałam nabiał, choć zdarza mi się grzeszyć. Zaczynając wegański detoks z początkiem Nowego Roku, o którym pisałam, podjęłam jednak walkę z powrotem. Po detoksie waga mi się zatrzymała, zupełnie. Co prawda moje odchudzanie z założenia jest raczej produktem ubocznym, ponieważ diety odchudzającej jako takiej prowadzić nigdy nie potrafiłam i nie potrafię nadal, mimo że nie raz udało mi się schudnąć. Jem zatem wg swoich potrzeb i zasad pilnując, żeby nie przesadzać i mając na uwadze to, że chcę się czuć dobrze i schudnąć.

Okazało się jednak, że pani dietetyczka miała rację i jem za mało. Deficyt kaloryczny sprawia, że mój organizm się broni i waga stoi w miejscu. Obwody trochę mi zmalały, ubrania są luźniejsze, ale ogólnie był przestój. Do obecnego tygodnia, kiedy w poniedziałek wieczorem najadłam się urodzinowej pizzy, którą poprawiłam lodowym tortem. Mąż z dumą stwierdził "mamy dziś prawdziwy cheat day" :) W środę na kolację zjadłam kanapki z dwóch sporych bułek żytnich z masłem roślinnym (które zaczęłam jeść nagle  po 15 latach, choć do najzdrowszych nie należy może), pomidorem i szczypiorkiem i dopakowałam wegańskim deserem. Po czym wczoraj po wielkiej misce spaghetti razowego z sosem warzywnym na obiad, na kolację zjadłam zupę z batatów i cukinii, pieczone ziemniaki z surówką i poprawiłam kolejną porcją jaglanego sernika i... waga ruszyła i pokazała dziś półtora kg mniej.

Jedzcie więc dziewczyny. Z głową, ale jedzcie ;))

Zupa z batatów i cukinii:

Podsmażamy na oleju (w moim przypadku rzepakowy) cebulę. Dodajemy pokrojone w kostkę:dwie cukinie, dużego batata, dwie marchewki, pietruszkę, zalewamy przegotowaną wodą. Jak warzywa zmiękną dodajemy dwa pokrojone pomidory lub koncentrat pomidorowy do smaku. Doprawiamy (sól, pieprz, papryka słodka/ostra lub jakiekolwiek inne przyprawy wg uznania). Można również dodać 3 łyżki śmietany do 12%, ja jednak pomijam ten składnik. Smakuje dobrze ze świeżym koperkiem.

Pyszka!

M.

16 stycznia 2016 , Komentarze (2)

Wspominałam, że detoksem zamierzam rozpocząć utratę wagi. Książka "Karolina na detoksie" udowadnia, że można pozbyć się nadmiaru wody, poczuć się lepiej i mieć mnóstwo energii będąc na diecie. Oczywiście detoks rozpoczęty w największe tej zimy mrozy nie jest dobrym pomysłem :) nie polecam więc, jednak sama nie żałuję. 

Głodna nie chodziłam, wycieńczona też nie. Wiele przepisów jest naprawdę fajnych, niesamowicie smacznych. Jadłospis uczy ciekawego (nie to, że jakiegoś odkrywczego) stylu żywienia i już wiem, że będę go kontynuowała. Mój mąż, zaciekły mięsożerca, również bardzo nie narzekał, mimo że początkowo porcje były dla niego zbyt głodowe. Po tygodniu przyzwyczaił się i już nie dojadał rzeczy spoza diety (dostawał dodatki w postaci chudej wędliny i pieczywa do śniadania oraz sztuki mięsa, np. piersi z kurczaka na obiad). Mówię po tygodniu, ponieważ u nas detoks trwał (właściwie jeszcze dziś trwa), 13 a nie 7 dni, ponieważ oprócz tego weekendu, gotowaliśmy sobie na dwa dni posiłki z jednego dnia diety. Mi waga zmniejszyła się o 3 kg, P. natomiast zgubił 4.

Wracając do przepisów część jest naprawdę fajnych, niektóre dla mnie nie do zjedzenia, np. krem z brokułów na mleku kokosowym, bataty na parze z gomasio, czy banany z olejem kokosowym i jagodami goji. Wiele potraw, koktajli i sałatek/surówek wejdzie na stałe do naszego menu, bo są smaczne, zdrowe i lekkie. W mojej kuchni natomiast na stałe będzie obecny olej z lnianki, olej kokosowy, mleko kokosowe, syrop z agawy, miód (polubiłam z akacji, ogólnie drażni mnie smak miodu, w tej wersji natomiast jest naprawdę ok) oraz spirulina do koktajli.

Podsumowując czuję się świetnie! Bóle głowy zniknęły, wysypiam się, czuję się wypoczęta, pełna energii i zapału do wszystkiego, 

Startuję z ćwiczeniami i walczę dalej - na każdym polu mojego życia. Jest dobrze, jest moc! :)

Powodzenia i dla Was!

M.

3 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Postanowiłam naprawdę o siebie zadbać. Nie chodzi wyłącznie o gubienie kg, a o całokształt mojego życia. Nowy Rok to dobry czas na start, ale nie dlatego decyduje się na krok w kierunku zmiany. Od długiego czasu planowałam wprowadzenie pewnych innowacji, dojrzałam już do rozpoczęcia tego etapu. 

Dietę zaczynam od detoksu z książką "Karolina na detoksie". Od roku w mojej diecie nie pojawia się mięso inne niż okazjonalnie ryba, ograniczyłam nabiał do minimum ze względu na problemy z cerą (działa;) ). Nie uważam siebie za wege, nie utożsamiam się z żadnym nurtem i filozofią życia. Robię i jem to, co uważam za słuszne.

Czas też na zmianę pracy, obronę mgr i powrót do aktywności fizycznej. Ponadto znalezienie czasu dla siebie i uwolnienie się od pracoholizmu i wiecznego podejmowania się miliona obowiązków, które zazwyczaj dają wiele innym a nie mi samej - może prócz pozornej satysfakcji.

Waga z dziś to 75 kg. Wszyscy mówią mi, ze chudnę, a okazuje się, że pobijam rekordy zarówno w kg jak i obwodach. Choć nie oszukujmy się - nie należę do ludzi grubych, więc nie będę prawiła o tragizmie mojego życia i samopoczucia. Zawsze jednak może być lepiej, dużo lepiej. Nic to, czas najwyższy coś zmienić.

Powodzenia dla wszystkich, którzy startują z postanowieniami i planami nie tylko ze względu na początek roku! :) 

M.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.