Ostatnio poczyniłam taką refleksję, że sposób myślenia związany z jedzeniem w naszym społeczeństwie się zmienia. W sumie ewoluowanie jest wpisane w naturę człowieka, ale na szczęście wpadanie w skrajności przechodzi do lamusa i powraca racjonalność. Kiedyś ludzie jedli dużo i tłusto (chodzi mi o nawyki żywieniowe pokolenia moich rodziców i ich rodziców mówiąc kiedyś), potem zaczęły się głupie, restrykcyjne, głodówkowe diety. Tak, tak - ja również przeżyłam kopenhaską, monotematyczne jedzenie i niska kaloryczność. Swego czasu jadłam również tylko śniadania a przez resztę dnia zalewałam żołądek herbatą i wodą. Kupowałam też jakieś głupie pastylki i czytałam o cudownych środkach odchudzających. Jak sobie o tym myślę, to nie wierzę, że mogłam być tak naiwna. A teraz ludzie naprawdę są świadomi. Obserwuję wiele osób i mnie to cieszy. Dobrze, że zdrowy styl życia, zdrowe jedzenie i zdrowe nawyki stały się trendem. Mam nadzieję, że to nie przeminie.
Dla mnie temat związany ze zdrowym stylem życia jest moją małą pasją. Mój mąż się śmieje, że w głowie mam tylko koty i wegańskie strony, a prawda jest taka, że poniekąd rzeczywiście tak jest. Weganizm jest mi bliski, ponieważ uwielbiam ten sposób żywienia. Często buszuję więc w sieci i wyszukuję kolejne przepisy, inspiracje, informacje.
Weganką nigdy pewnie nie będę, ale zgłębiając tajniki tego sposobu życia dowiedziałam się tylu ciekawych rzeczy i moja świadomość wzrosła tak bardzo, że uważam to za cenne doświadczenie
Odnosząc się do tematu wpisu przywołam moją pierwszą wizytę u dietetyka, która miała miejsce w sierpniu zeszłego roku. Otóż udałam się do dietetyka wegańskiego. Wspominałam, że z mięsa okazjonalnie jadam wyłącznie ryby. W mojej diecie było jednak za dużo nabiału, który źle wpływał na stan skóry. Pomyślałam więc, że wolałabym żywić się pod okiem specjalisty, ponieważ niewiedza może doprowadzić mnie do niedoborów. I w taki oto sposób trafiłam do pani dietetyk. Oprócz zadbania o cerę chciałam schudnąć i zaskoczeniem było dla mnie to, że dostałam jadłospis na 2000 kcal. Ostatecznie nie jadłam zgodnie z wytycznymi diety, ponieważ słabe zarządzanie czasem, w połączeniu z pracą bez limitu godzin uniemożliwiło mi regularność i trzymanie się schematu. ALE wyeliminowałam nabiał, choć zdarza mi się grzeszyć. Zaczynając wegański detoks z początkiem Nowego Roku, o którym pisałam, podjęłam jednak walkę z powrotem. Po detoksie waga mi się zatrzymała, zupełnie. Co prawda moje odchudzanie z założenia jest raczej produktem ubocznym, ponieważ diety odchudzającej jako takiej prowadzić nigdy nie potrafiłam i nie potrafię nadal, mimo że nie raz udało mi się schudnąć. Jem zatem wg swoich potrzeb i zasad pilnując, żeby nie przesadzać i mając na uwadze to, że chcę się czuć dobrze i schudnąć.
Okazało się jednak, że pani dietetyczka miała rację i jem za mało. Deficyt kaloryczny sprawia, że mój organizm się broni i waga stoi w miejscu. Obwody trochę mi zmalały, ubrania są luźniejsze, ale ogólnie był przestój. Do obecnego tygodnia, kiedy w poniedziałek wieczorem najadłam się urodzinowej pizzy, którą poprawiłam lodowym tortem. Mąż z dumą stwierdził "mamy dziś prawdziwy cheat day" :) W środę na kolację zjadłam kanapki z dwóch sporych bułek żytnich z masłem roślinnym (które zaczęłam jeść nagle po 15 latach, choć do najzdrowszych nie należy może), pomidorem i szczypiorkiem i dopakowałam wegańskim deserem. Po czym wczoraj po wielkiej misce spaghetti razowego z sosem warzywnym na obiad, na kolację zjadłam zupę z batatów i cukinii, pieczone ziemniaki z surówką i poprawiłam kolejną porcją jaglanego sernika i... waga ruszyła i pokazała dziś półtora kg mniej.
Jedzcie więc dziewczyny. Z głową, ale jedzcie ;))
Zupa z batatów i cukinii:
Podsmażamy na oleju (w moim przypadku rzepakowy) cebulę. Dodajemy pokrojone w kostkę:dwie cukinie, dużego batata, dwie marchewki, pietruszkę, zalewamy przegotowaną wodą. Jak warzywa zmiękną dodajemy dwa pokrojone pomidory lub koncentrat pomidorowy do smaku. Doprawiamy (sól, pieprz, papryka słodka/ostra lub jakiekolwiek inne przyprawy wg uznania). Można również dodać 3 łyżki śmietany do 12%, ja jednak pomijam ten składnik. Smakuje dobrze ze świeżym koperkiem.
Pyszka!
M.
88sweet88
1 lutego 2016, 10:40Tak to wlasnie jest trzeba jesc by schudnac!!
SpaceShipOne
1 lutego 2016, 14:37:)
SpaceShipOne
1 lutego 2016, 14:37Komentarz został usunięty
angelisia69
29 stycznia 2016, 14:33wiesz niestety obecnie 100kg kobieta idac do "cud dietetyka" otrzymuje diete 1000kcal i twardo sie jej trzyma oraz broni,wyszukuje argumentow ze inaczej nie schudnie.A to niestety blad!!
SpaceShipOne
29 stycznia 2016, 16:40Zdecydowanie bląd. Dla mnie dieta 1000 kcal jest glodowa. Wychodze z zalozenia, ze lepiej zjesc wiecej, ale nieprzetworzonych i zdrowych rzeczy niz mniej i w chwili slabosci rzucic sie na jedzenie. Poza tym jedzenie jest fajne - o ile sprawia radosc a nie jest lekarstwem na smutki, problemy i inne.
mucha81
29 stycznia 2016, 11:34jedzenie malo wynika z faktu ze gruba osoba ciagle slyszy "jestes gruba bo za duzo jesz", wiec je mniej, wytrzymuje ile sie da a potem rzuca sie na zarcie i zamiast chudnac tyje dalej (sama przerabialam). mam nadzieje ze w kocu ludzie zmadrzeja do konca i beda mowic "jedz inaczej ,zdrowiej to schudniesz".
SpaceShipOne
29 stycznia 2016, 12:17Osobiście doświadczyłam tylko wstydu jedzenia przy kimś i zajadania smutków w samotności. Ale to już dawno i nieprawda. I zgadzam się, też uważam, że rady ludzi powinny być udzielane tylko wtedy, kiedy stawiają na mobilizację do zmiany a nie pogłębienie poczucia winy. Zwłaszcza, że wiele osób borykających się z nadprogramowymi kilogramami jest niedożywionych.
fake-queen
29 stycznia 2016, 11:15Zgadzam się. Niestety wśród kobiet borykających się z nadwagą panuje przekonanie, że jedyną możliwością pozbycia się nadprogramowych kilogramów jest mordercza dieta 1000-1200kcal. Nieważne, że każdy organizm jest inny, nieważny jest wzrost, wiek, waga i aktywność fizyczna. Sama zjadam 1500-1700kcal dziennie przy tym poświęcam 50minut na ćwiczenia i wiem (sugerując się wynikami Vitalii), że to trochę za mało.
SpaceShipOne
29 stycznia 2016, 12:13Ponadto wiele osób nie słucha własnego organizmu. A obserwując go można osiągnąć bardzo dobre efekty. Też najadam się tą kalorycznością, choć z reguły kcal nie liczę. :)
fake-queen
29 stycznia 2016, 13:24Ja też nie liczę, korzystam z 'modnego' teraz cateringu dietetycznego, ale trochę drogo wychodzi i zastanawiam się nad wykupieniem diety Vitalii. :)
SpaceShipOne
29 stycznia 2016, 16:55Ja dzielnie gotuję, ale ostatnio stwierdziłam, że muszę przeorganizować trochę sposób gotowania lub rodzaj przyrządzanych rzeczy, bo... kwitnę w kuchni. Lubię gotować, ale ile można? ;) z cateringu nigdy nie korzystałam, bo jednak wychodzi sporo drożej, choć na pewno jest niemałym ułatwieniem. Tylko jak obliczałam, to kwota za jedną osobę jest równowartością wyżywienia dwóch w naszym domu, więc uznałam, że jednak nie ma sensu. Z diet Vitalii nigdy nie korzystałam, ale smacznie dopasowana ma szerokie grono sympatyków z tego co widzę :)