Ostatnio wpadam tu trochę rzadziej. Zauważyłam, że im częściej myślę o odchudzaniu, diecie, liczeniu kalorii to tym bardziej się napędzam w negatywnych myślach. Żyję z dnia na dzień, ciesząc się zaliczonym dniem (zachowaniem deficytu). Dzień za dniem lecą, wakacje to trudny moment na odchudzanie. W mojej głowie były już kolejne bariery kilogramowe odhaczone, a tu rzeczywistość zapukała w moje drzwi. Okazało się, że na urlopie jadłam jak chciałam, potem wracałam do domu i wracałam do wagi sprzed wyjazdu, potem znowu jakiś wyjazd i tak w kółko. Zamiast stracić 6 kg, straciłam 3 🤔
W planach było już 80 kg, jest 84kg.
Ale tak sobie myślę, czy jednak nie skorzystałam na tym czasie wolnym. Mimo braku wyrobienia zaplanowanej normy kilogramowej, mam wspomnienia dobrego i miłego czasu, dobrego jedzenia. A waga i tak spadła i tak, ale no mniej. Rekordu czasu odchudzania i tak nie pobiję, bo są i będą lepsi ode mnie😁😄
Takie jakieś przemyśliwania.
Dodatkowo osiągnęłam kolejny próg:
-25kg :)
1 luty ->109,2.
1 sierpień ->84,2