...na pewno na miesiąc. A czy na dłużej? Zobaczę :) Wiele się pozmieniało a nic się nie zmieniło...
Dzień dobry wszystkim, którzy jeszcze mnie pamiętają :)
Buziaki środowe.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 395441 |
Komentarzy: | 5717 |
Założony: | 4 czerwca 2007 |
Ostatni wpis: | 18 marca 2015 |
kobieta, 47 lat, Gdynia
167 cm, 89.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
...na pewno na miesiąc. A czy na dłużej? Zobaczę :) Wiele się pozmieniało a nic się nie zmieniło...
Dzień dobry wszystkim, którzy jeszcze mnie pamiętają :)
Buziaki środowe.
...i to by było na tyle, co u
mnie. Bardziej rozbudowana wersja: w pracy takie zmiany, jakich nie było przez
12 lat, jak tu pracuję, Maciek w robocie też ma armagedon, dzieciaki raz
chorują raz są zdrowe, ja ostatnio non-stop chora (psychosomatyczne to, jak nic),
pozytywy jakieś tam są - a i owszem, ale nie mam życzenia dzisiaj ich sobie
wymyślać. Żeby nie było - nie dół żaden i nie rów mariański, tylko marazm i szaro-buro. Don't like.
Oby do wiosny.
...dzisiaj było 11:54 minuty, 101,1 kcal, prędkość (zazwyczaj) 6,5 km/h, czyli 1,23 km :)
Choram. Normalka znaczy. Dlatego tylko tyle marszu a i przez ostatni tydzień aktywności fizycznej nie było wcale - nawet windą wjeżdżałam w biurze zamiast na piechotę latać (z -1 na +4 ;)). A nie, wróć, wczoraj poszłyśmy z przyjaciółką (tą ze zdjęcia poniżej) na pilates. Taki dedykowany kręgosłupom. Będziemy chodzić mimo, iż przerażone jesteśmy obie stanem naszych kości :| mimo tego albo dlatego :)
Chudnę wcale, ale przynajmniej nie tyję. Mam nadzieję, że przy bieżni trochę ruszę wagę w dół.
Pędzę się oporządzić, bo dzisiaj mamy zaległy obiad imieninowy mojego tatusia a jeszcze chcemy odwiedzić chociaż jeden cmentarz.
Buziaki listopadowe.
...mnóstwo wrażeń, emocji, zakwasów (przepraszam Zbylu: mikrourazów, zakwaszenie organizmu nie boli :)), postanowień i działań. Byłyśmy we trójkę w Odargowie - tak, jak w styczniu. Cudnie było. Zmieniła się osoba od zajęć ruchowych i masażu (poprzednio była rzeźnicka Pani Lucynka od gimnastyk i nordic walkingów a od masażu jakiś młody chłopak; teraz był to jeden człowiek, zwany Zbyszkiem - rehabilitant, masażysta i "pan od w-fu" ;)) , kucharka była ta sama (bardzo smacznie i - mimo, że 1200 kcal / dzień - strasznie dużo jedzenia). Na moje oko - obie zmiany (brak zmian :P) dobrze wróżą. Wróciłyśmy wymasowane (Zbyszek ma "ręce, które leczo"), niewyspane, wyćwiczone, wynordicowane , nie głodne, z bolącymi mięśniami i kacem oraz z durną piosenką na ustach :D Czyli wszystko, jak trzeba :)
Idąc za ciosem - z radości, że kręgosłupy przestały nas napierdzielać - zapisałyśmy się z przyjaciółką na pilates . Zobaczymy, co z tego wyjdzie. W każdym razie cieszę się, że tyłek ruszę i zacznę cokolwiek robić. Czyli, oprócz fajnych wspomnień, wyniosłam z Odargowa coś jeszcze***
W ramach walki z tłuszczem oraz walki o lepsze samopoczucie (fizyczne i psychiczne) - czyli, tak naprawdę w ramach odzyskania kontroli nad kawałkiem życia - dalej latam na liposukcję ultradźwiękami. Efekt nie jest może oszałamiający, ale coś tam się ruszyło i spodnie mam nieco luźniejsze na brzuchu. Czyli dobrze jest :)
W ramach walki o lepsze samopoczucie psychiczne - czyli, tak naprawdę w ramach odzyskania kontroli nad kawałkiem życia - dalej latam na terapię. Czy pomaga? Jeszcze nie wiem ;) A poważnie - pomaga, chociaż łatwo nie jest. Szkoda mi, że musiałam zburzyć sporo, żeby teraz odbudowywać. Nowe przeraża... Czyli - standardowe rozterki terapiowe...
Dieta? W sumie jest. Nie restrykcyjna, raczej zgodnie z planem V., nie objadam się jakoś przesadnie. W Odargowie włączyły mi się wyrzuty sumienia a propos jedzenia, ale starałam się pacyfikować je w zarodku. Jednak zwerbalizowanie emocji i uczuć pomaga :) Czyli uczę się still i wciąż.
Żałoby po Plucie nie przeżyłam, nie przepłakałam, zepchnęłam gdzieś głęboko ten smutek i nie mam odwagi doń sięgnąć. Czyli po staremu :(
Buziaki wtorkowe!
__________________________________________
***Nie mówię tu o winie, które w nocy ukradłyśmy z pensjonatowego baru (się nam skończyło było), bo primo: kradzione nie tuczy, secundo: zapłaciłam za nie rano, kiedy pojawił się ktoś z obsługi :P Plakietkę także ukradłam. Także oddałam... Wino było smaczne :)
Psy też muszą mieć swój raj...
...no bo indziej gdzie trafił rudy "mały źrebaczek" o złotym nosie? Rodzice wczoraj musieli uśpić Pluta - psa teoretycznie mojego**, irlandzkiego setera wielkości śmieciary. Naprawdę był wielki - mogłam go na luzaku głaskać na stojaka :)
(za)Pluty był stary, nie słyszał, miał raka, niedowład nóg i wczoraj już chyba nawet nie kontaktował. Ale i tak przykro i smutno. Bardzo.
EDIT:
___________________________________________
** Dostałam na urodziny. Gdy się wyprowadzałam na studiach, to mi go Rodzice nie dali, bo "sobie nie poradzisz". Tak naprawdę nie chcieli się z nim rozstawać.
...zosiakowy :) Od razu człowiekowi lepiej na duszy.
Niekoniecznie chudnę tak, jak bym sobie tego życzyła. Pracuję nad sobą, żeby nie chcieć chudnąć a zaakceptować to, co mam. Idzie mi to tak samo opornie, jak chudnięcie...
Buziaki październikowo-wtorkowe
PS. Mam w robocie taki zapierdziel, że aż miło. W poniedziałek zapomniałam zjeść lunchu. ZAPOMNIAŁAM!!!
Nie zjadłam wczoraj kolacji...
...i na wadze dzisiaj rano 59,1 kg. Wystarczyło tylko tyle! "Tylko" i "aż". Ale jak nie jeść kolacji, skoro wtedy ma się tak naprawdę czas na spokojne upichcenie i swobodne zeżarcie? Hm hm hm... Wczoraj nie miałam ani weny na gotowanie ani możliwości - dół okupowało sześcioro dzieciaków w wieku trochę przed czterdziestką. Grali sobie w CS ;) Maciek mówi, że skończyli jakoś 4.30. Rano :)
Urodziny dzieciowe udane - Zosia stwierdziła, że były "doskonałe". Bardzo się cieszę :)
Zmykam ogarnąć: się, Zosiaka i chatę. Łołoś zażyczył sobie spania, WSzPM ogarnia się sam. Chociaż po krótkiej nocy i kilku piweczkach nie jest to łatwe, he he :)
Buziaki sobotnie!
...szkoda tylko, że przesunęłam w lewo a nie w prawo. No, ale ściemniać nie mam co - jeśli nie schudłam a przytyłam (na diecie V., braaawo :|), to przecież nie będę oszukiwać. Niefajnie mi z tego powodu, ale drzeć szat nie zamierzam. Co ciekawe niepowodzenie mnie wcale nie motywuje - wiatru w żagle dostaję w momencie sukcesu. Jaki wniosek? Ano taki, że trzeba ten sukces mieć :) Co mi się spodobało, to fakt, że najpierw napisałam "Co ciekawe porażka mnie wcale nie motywuje", po czym zamieniłam "porażka" na "niepowodzenie". Zdrowieję? :)
Dzisiaj impreza urodzinowa dla przedszkolaków mojej Zosi. Pierwszy raz takową robię i nieco się denerwuję, czy wszystko pójdzie gładko. Pomijając niepokój, czy mojej córeczce będzie dobrze, to dwie godziny spędzę z rodzicami dzieciaków - obcymi mi ludźmi. Dzikus ze mnie, mam po prostu tremę, he he :)
Co do ciuchów z poprzedniego posta. Jeśli mi się wszystko poskłada, to chyba jednak kupię jedną z tych sukienek. Raz się żyje. O! Chciałabym wszystko, ale chcieć a móc sobie pozwolić, to dwie różne sprawy. I tak się cieszę, jak gwizdek, że mam kurteczkę :D:D:D
Dobra, wpadłam na chwilę, żeby się zameldować wagowo.
Buziaki piątkowe :)
Aha, i przefarbowałam zupełnie włosy...
...nie jestem już blond. Znaczy - fryzjersko, to jeszcze mieści się w palecie blondów, ale wygląda, jak jasny brąz. W lutrze patrzy na mnie obca baba, ale nie uciekam z krzykiem na jej widok ;) Chciałam ZMIANY, ale bez cięcia, rudego, czerni i bardzo jasnych. Czyli się wszystko zgadza :) Maciek niestety średnio zadowolony (woli blondy zdecydowanie, przy rudym też nie-ten-tego), Wojtuś chyba nawet nie zauważył (ale nie płakał w każdym razie, hi hi) a Zosia wykrzyknęła, że "rudy! mamo! czemu masz rude?". Po czym przyznała, że to rzeczywiście raczej brąz, niż rudy, powiedziała, że ładnie. I zmieniła temat :)
W pracy za to, ludkom się podoba. I naprawdę się podoba :)
Kolor wygląda tak:
Do pracy, Rodacy ;)
...przyznać się. Chwaliłam się spadkiem wagi? No to się pochwaliłam. Dzisiaj na wadze smutne 60, 2 kg. Kurza twarz :( No nic to, przeżyję :)
Endokrynolog oblukał wyniki i bardzo się ucieszył - mam "wzorcowe". I, co też bardzo ważne, stabilne :) Czyli - dawka w porządku. Też się cieszę :)
Realizacji marzeń z podstawówki i liceum - c.d.** W maju, na urodziny, dostałam od przyjaciółek kartę do Reserved. Kupiłam sobie nawet buty *** . I oddałam, bez obcinania metki - bardzo niewygodne były, chociaż przepięknej urody :) Wczoraj miałam kilka minut w zapasie, popędziłam do sklepu, wykorzystałam kartę i nabyłam: ramoneskę oraz sweter długi, w dodatku kołnierzem :) Kurtka była szaleństwem, prezentem bez okazji dla samej siebie, ale nie żałuję :) Wygląda tak : Chciałam takową od lat dwudziestu (dwudziestu!!!), ale jakoś nigdy się nie złożyło. To teraz mam, o! :) Swetropłaszczyk kupiłam za kaskę na karcie od przyjaciółek i jest taki: Ten kołnierz nieco mnie przeraża, ale zawsze można go odpiąć... ;) Chociaż próbowałam i wtedy sweterek wygląda raczej, jak szlafrok, hłe hłe :P Od kurtki zresztą też można kołnierz odpiąć. Niestety, zachorowałam jeszcze na to : i na to : + to jeszcze : czyli: i na to : , ale nie kupię wszystkiego przeca. Szkoda. Popatrzę sobie :)
Dobra, dosyć tego dobrego. Buziaki czwartkowe!
_____________________________________________
** "c.d." a nie pamiętam, o co chodziło poprzednio! Jestem stara, mam demencję... Żeby nie pamiętać, co się zrobiło, o czym się myślało kilka lat?? Yyyy...
*** na zdjęciu są śliwkowe, ja nabyłam ecru