...dzisiaj było 11:54 minuty, 101,1 kcal, prędkość (zazwyczaj) 6,5 km/h, czyli 1,23 km :)
Choram. Normalka znaczy. Dlatego tylko tyle marszu a i przez ostatni tydzień aktywności fizycznej nie było wcale - nawet windą wjeżdżałam w biurze zamiast na piechotę latać (z -1 na +4 ;)). A nie, wróć, wczoraj poszłyśmy z przyjaciółką (tą ze zdjęcia poniżej) na pilates. Taki dedykowany kręgosłupom. Będziemy chodzić mimo, iż przerażone jesteśmy obie stanem naszych kości :| mimo tego albo dlatego :)
Chudnę wcale, ale przynajmniej nie tyję. Mam nadzieję, że przy bieżni trochę ruszę wagę w dół.
Pędzę się oporządzić, bo dzisiaj mamy zaległy obiad imieninowy mojego tatusia a jeszcze chcemy odwiedzić chociaż jeden cmentarz.
Buziaki listopadowe.
heket
10 lipca 2014, 21:00Ja tej bieżni jakoś nie umiem oswoić. Trochę się czuję jak chomik w kółku i ma wrażenie, że spadnę zaraz ;)
mimiiii
19 listopada 2013, 17:13jak już przetestujesz tę bieżnię z każdej strony, daj znać jak się sprawuje,bo sama nie wiem czy nawet warto zbierać na taka domową bieżnię, a tanie to one nie są - jak dla mnie.
carrie1986
7 listopada 2013, 22:39super inwestycja :) gdybym miała miejsce chyba też bym tak zaszalała ;)
gachew
1 listopada 2013, 12:42Wow! No to powodzenia! Biegaj kobieto :-)
kilarka
1 listopada 2013, 11:15Ja też choram. Rozłożyło mnie równo. Rano się nie poddałam i pojechałyśmy na cmentarz, przed dzikimi tłumami. Wróciłyśmy do domu o 8,10 ;) i teraz już leżakuję. A bieżnia fajna sprawa. Przy takiej przestrzeni jak Wasza to nawet jest gdzie ją wstawić :D właśnie wczoraj jedna z moich koleżanek vitalijek rozpływała się nad marzeniami o bieżni - że może kiedyś będzie w życiu w takim miejscu, gdzie takowa się zmieści ;) buziak