Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

chociaż raz...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3500
Komentarzy: 30
Założony: 13 września 2010
Ostatni wpis: 22 kwietnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
liscjesienny

kobieta, 36 lat, Nibylandia

154 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 kwietnia 2015 , Komentarze (1)

Wróciłam po dwóch latach. Z tymi samymi problemami, z wagą 70 kg. Ale to nic, z tym znów muszę coś zrobić i tyle. Przede wszystkim muszę przestać traktować jedzenie jako pocieszyciela. U mnie to zawsze bierze górę. 

Wróciłam, bo się duszę. Bo, mówiąc wprost - rozpier***a mnie od środka! Dwa lata temu pisałam, jak ciężko mi pogodzić niesatysfakcjonującą pracę ze studiami i innymi problemami. Zaparłam się jednak wtedy jak nigdy i osiągnęłam więcej niż myślałam. Studia ukończyłam z bardzo dobrymi wynikami i udało mi się dostać wymarzoną pracę, której to teraz z ogromną radością potrafię poświęcać się bezgranicznie! 

Ale ta rysa na szkle pozostała... i się zwiększa i zwiększa wprost proporcjonalnie do częstotliwości uwag otoczenia na temat dzieci... Ale pomijając już to, jak bardzo wścibskie jest to otoczenie, zastanawia mnie, dlaczego sama wolę udawać, że jestem wygodna i dobrze mi narazie bez dzieci, zamiast przyznać, że mamy z tym problem! A właściwie powinnam powiedzieć "przyznać się do tego"... jak do jakiejś winy... Bo tak właśnie czuje się osoba, która nie może mieć dziecka. WINNA. A tym udawaniem, że to wyłącznie mój wybór, a nie problem, w oczach społeczeństwa ta wina będzie bardzo wyraźna, bo już wszyscy mi "grożą", że nie powinnam przedkładać pracy nad urodzenie dziecka. Tylko do cholery, ja tego dziecka i tak nie urodzę! Więc owszem, chcemy za jakiś czas starać się o adopcję, ale w związku z tym naprawdę muszę w chwili obecnej skupić się na pracy, bo w tej sytuacji stabilna sytuacja finansowa jest bardzo ważna. A te ciągłe pytania i niby żartem rzucane uwagi naprawdę powodują, że czuję, jakbym miała wybuchnąć... A mimo to nie potrafię. Nie potrafię wybuchnąć. Ewentualnie płaczem... ukradkiem w toalecie. 

Niedawno powiedziałam wychodząc z pracy, że jedziemy z mężem w góry na weekend. Od razu padł żart, żebyśmy "wrócili we troje". Odwróciłam się na pięcie, zacisnęłam gardło i wyszłam. Miałam to już na końcu języka... Ale nic nie powiedziałam. Może jak przebierze się miarka, to tylko zapytam, czy tymi docinkami chodziło im tylko o to, żebym im powiedziała to wprost i czy do cholery mam obowiązek się spowiadać i "usprawiedliwiać" moją bezdzietność! Dlaczego ludzi to tak interesuje? A może ludziom sprawia przyjemność fakt, że mogą kogoś skrzywdzić? 

Problem w tym, że ja nie potrafię o tym mówić. Nawet własnej matce o tym nie powiedziałam....

17 lipca 2013 , Komentarze (4)

Być może robię coś głupiego, ale mam zamiar teraz w miesiąc schudnąć maksymalnie tyle ile dam radę. Może powiecie mi - a co z jojo? Uwierzcie mi, odchudzałam się już milion razy, właściwie nie wiem czy był taki okres w moim życiu kiedy się nie odchudzałam. Raz schudłam chyba z 8 kg w trochę ponad miesiąc. Wróciło, oczywiście. Ale kiedy schudłam 4 kg w 4 miesiące - również wróciło.... Zawsze wraca... ZAWSZE ZAWSZE ZAWSZE. Kodeks dietetyczny mam w głowie od 14 roku życia. Dlatego mam to gdzieś! wróci? a niech sobie wraca, zawsze wraca.

19 czerwca 2013 , Komentarze (6)

Pracuję, zasuwam, uczę się, udzielam harytatywnie... męczę wiecznie i ciągle w pocie czoła... Po co? by mieć cel, by robić COŚ... A teraz nawet i to staje pod znakiem zapytania..... praca - niepewna, studia - nie daję rady, na dodatek mogą się okazać bezużyteczne w obliczu niektórych sytuacji... Gdybym jednak miała dziecko - mogłabym być dumną panią domu i nikogo by to nie gorszyło, mogłabym nie studiować i nikomu by to nie przeszkadzało... Byłabym kimś, robiłabym COŚ. Nie musiałabym robić tylu rzeczy, by udowodnić innym i sobie, że coś jestem warta... Czemu więc sobie nie "zrobię" dziecka? to przecież takie proste, każdy mi powie... Sęk w tym, że NIE MOGĘ... NIE MOGĘ MIEĆ DZIECI... I zawsze już będę musiała wypruwać sobie flaki, by nie nienawidzić samej siebie......

22 marca 2013 , Komentarze (3)

Której wadze wierzyć? Waga elektroniczna (dodam, że nie pierwszej nowości) pokazuje mi 65 kg, zaś waga mechaniczna - nowiutenka, nienajtańsza  62-63? Skąd te różnice? Wagi mechaniczne okłamują? Czy elektroniczne zawyżają?

13 marca 2013 , Komentarze (2)

Każdy, kto jako dziecko miał troszkę ciałka tu i ówdzie zapewne niemile wspomina zajęcia z wychowania fizycznego... "Niemile" może wręcz brzmieć zbyt łagodnie! Dla niejednego z nas zajęcia fizyczne były koszmarem, traumą... Trudno więc się dziwić, że jako dorośli ludzie mamy wiele oporów przed wyjściem na basen, siłownię, przed nawet zwykłym joggingiem! Powiedzieć trzebaby - ale jak to? przecież sport ma nas odchudzić, poprawić kondycję i samopoczucie, a co za tym idzie - samoocenę! 

Dla mnie wf w szkole podatawowej był traumą! Lecz co dziwnego - nigdy nie byłam jakoś szczególnie duża czy otyła. Byłam, możnaby stwierdzić - "okrąglejsza". Nie byłam nawet wyjątkowym obiektem drwin czy wyzwisk ze strony koleżanej czy kolegów. Byłam w zamian za to poniżana przez nauczyciela wf-u. Pamiętam szczególnie jedną lekcję, kiedy to wykonałam jakieś tam ćwiczenie dokładnie tak samo jak inna koleżanka - bardzo chuda. Ja jednak dostałam o dwa stopnie niższą ocenę. Kiedy zapytałam, dlaczego mam niższą ocenę pan "wuefista" odpowiedział mi: "to spójrz na Karolinę a później na siebie i zrozumiesz". Byłam w 3 albo 4 klasie, nie jestem pewna, jednak te słowa zawsze będą brzmieć w mojej głowie. Na dodatek ten pan wciąż pracuje w tejże samej szkole i bardzo często mam z nim do czynienia. 

Czy nauczyciel nie powinien zachęcać do ćwiczeń? Uczyć czerpania z nich radości? Wpajać, że nie ważne jak, lecz ważne, że się poruszamy, poskaczemy...? Czy nie powinien zwalczać ewentualnej dyskryminacji czy nietolerancji wśród dzieci zamiast sam ją inicjować? Powinien... powinien... powinien... Lecz większość nauczycieli wychowania fizycznego jest dokładnie taka, jak opisany przeze mnie NAJGORSZY NAUCZYCIEL. 

Sama pracuję z dziećmi oraz studiuję pedagogikę... Na zajęciach wpaja się nam zasady postępowania, metody i formy prowadzenia zajęć gimnastycznych! Dlaczego więc nauczyciele łamią te zasady? Dlaczego zamiast zachęcać, motywować, uczyć czerpania radości z ruchu nauczyciele niejednoktrotnie sami dyskryminują, obrażają, poniżają... Nie wiem...

25 lutego 2013 , Komentarze (3)

Roztyłam się jak mała świnka. Mała bo mała, bo kurdupelek ze mnie - aczkolwiek bardzo okrąglutki. Niemniej nic tak nie daje po dupie jak prawda! Dziś zmyłam z siebie dzień dzisiejszy, wczorajszy i przedwczorajszy! Nasyciłam się byciem szczęśliwą żoną i wiecznie usprawiedliwiającą się brakiem magnezu studentką! 

KONIEC I BASTA! Nic "po trochu", nic powoli, nic kroczkami! Ruszam żwawo! 

30 sierpnia 2012 , Komentarze (3)

Moja waga póki co nawet nie drgnęła, mimo iż trzymam się moich zasad. Ale nie chcę się poddawać....

24 sierpnia 2012 , Komentarze (4)

Zjadłam dziś:

jogurt naturalny z ziarnami zbóż

barszcz z uszkami

kawałek (malusi) ciasta

Tak naprawdę musiałabym już nie zjeść nic nic a nic. Prawda jest taka, że tylko na absolutnym minimum moja waga drga... Odchudzam się juuż odkąd sięgam pamięcią. Nie działa już na mnie 1000 kcal, mało co działa.

Mam organizm taki jak moja mama. Moja mama, kiedy ja miałam około 10 lat, chorowała na anoreksję. Pamiętam jak dziś - jeden mały jogurt dziennie i godziny ćwiczeń. Non stop.Chowała jedzenie i je wyrzucała, wciąż uważała, że jest gruba. Wyniszczyła swój organizm tak bardzo, że do dziś są tego efekty. Do dziś walczy ze skutkmi tej choroby.

Ja niestety jestem spadkobierczynią jej przemniany materii. Gdyby jej organizm reagował na "zdrową dietę", być może nie doprowadziłaby się wtedy do takiego stanu. Ale diety nie działały, kilogramy stały w miejscu. Dopiero, kiedy przestała jeść praktycznie całkowicie, wtedy zaczęła chudnąć. U mnie jest podobnie. Na 1000 kcal conajwyżej utrzymuję wagę, gdy 1000 przekraczam tyję.... Jestem w stanie przytyć 5 kg na miesiąc jedząć około 1500 kcal (bo zawsze wszystko przeliczam).

Nie wiem, co miałabym jeszcze robić:(

16 sierpnia 2012 , Komentarze (4)

Dlaczego jestem taka słaba? Kiedyś potrafiłam, kiedyś non stop potrafiłam. Ćwiczyłam, byłam twarda. Teraz nie mam sił. Ale muszę, muszę się jakoś zmotywować. Oto moje dziesięć przykazań!

1. Nie zaczynam od poniedziałku, od jutra, od przyszłego tygodnia - ZACZYNAM OD TERAZ! TERAZ TERAZ TERAZ!

2. Pod żadnym pozorem nie przekraczam 1000 kcal

3. Piszę codziennie - co, ile zjadłam

4. Ćwiczę codziennie - chociażby 20 minut

5. Nie ważę się wieczorem - wiem, że dobrze byłoby raz w tygodniu ale to mi się nie uda, więc póki co - raz dziennie.

6. Piję wodę (zero coli) i zieloną herbatę

7. Nie podjadam między posiłkami - nic a nic

8. Nie usprawiedliwiam się, że przecież wcale tak źle nie wyglądam 

9. Nie dołuję się każdym gramem na wadze

10. ROBIĘ TO TYLKO DLA SIEBIE - CIESZĘ SIĘ TYM, ŻE ROBIĘ TO DLA SIEBIE!!!!

16 sierpnia 2012 , Skomentuj

Już dość, naprawdę już mam dość... troszkę sobie odpuściłam i od razu 62 kg:( niecałe 2 miesiące temu było chociaż te 58..w porywach do 57... szczęście nie trwało jednak długo:( Nie przekraczam 1200 kcal a mimo to tyję - bo nawet nie stoję w miejscu, tyję... To ile mam jeść, żeby nie tyć? Myślałam - może jem za mało - zaczełam jeść troszkę więcej i w rezultacie utyłam jeszcze więcej, jadłam jeszcze mniej - dalej nic....:( Jestem załamana, po prostu załamana... Już nie wiem co mam robić:(:(:(

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.