Każdy, kto jako dziecko miał troszkę ciałka tu i ówdzie zapewne niemile wspomina zajęcia z wychowania fizycznego... "Niemile" może wręcz brzmieć zbyt łagodnie! Dla niejednego z nas zajęcia fizyczne były koszmarem, traumą... Trudno więc się dziwić, że jako dorośli ludzie mamy wiele oporów przed wyjściem na basen, siłownię, przed nawet zwykłym joggingiem! Powiedzieć trzebaby - ale jak to? przecież sport ma nas odchudzić, poprawić kondycję i samopoczucie, a co za tym idzie - samoocenę!
Dla mnie wf w szkole podatawowej był traumą! Lecz co dziwnego - nigdy nie byłam jakoś szczególnie duża czy otyła. Byłam, możnaby stwierdzić - "okrąglejsza". Nie byłam nawet wyjątkowym obiektem drwin czy wyzwisk ze strony koleżanej czy kolegów. Byłam w zamian za to poniżana przez nauczyciela wf-u. Pamiętam szczególnie jedną lekcję, kiedy to wykonałam jakieś tam ćwiczenie dokładnie tak samo jak inna koleżanka - bardzo chuda. Ja jednak dostałam o dwa stopnie niższą ocenę. Kiedy zapytałam, dlaczego mam niższą ocenę pan "wuefista" odpowiedział mi: "to spójrz na Karolinę a później na siebie i zrozumiesz". Byłam w 3 albo 4 klasie, nie jestem pewna, jednak te słowa zawsze będą brzmieć w mojej głowie. Na dodatek ten pan wciąż pracuje w tejże samej szkole i bardzo często mam z nim do czynienia.
Czy nauczyciel nie powinien zachęcać do ćwiczeń? Uczyć czerpania z nich radości? Wpajać, że nie ważne jak, lecz ważne, że się poruszamy, poskaczemy...? Czy nie powinien zwalczać ewentualnej dyskryminacji czy nietolerancji wśród dzieci zamiast sam ją inicjować? Powinien... powinien... powinien... Lecz większość nauczycieli wychowania fizycznego jest dokładnie taka, jak opisany przeze mnie NAJGORSZY NAUCZYCIEL.
Sama pracuję z dziećmi oraz studiuję pedagogikę... Na zajęciach wpaja się nam zasady postępowania, metody i formy prowadzenia zajęć gimnastycznych! Dlaczego więc nauczyciele łamią te zasady? Dlaczego zamiast zachęcać, motywować, uczyć czerpania radości z ruchu nauczyciele niejednoktrotnie sami dyskryminują, obrażają, poniżają... Nie wiem...
Skorupaa
13 marca 2013, 00:31Ja zawsze miałam szczęście do włefistów ;) w liceum uczył nas p. Olaf; te, którym sie nie chciało ćwiczyć, miały u niego przekichane; ja chciałam, ale nie byłam w stanie zrobic ćwiczeń tak, jak on wymagał-ale wystarczało, ze widział, ze sie staram i zawsze powtarzał, ze wlasnie o to mu chodzi. Dawać z siebie 110%. Wg swoich mozliwosci, ale uczciwie. Fajnie z nim było :)