No to mam stres z głowy. :)
Historia mojego rozwodu jest taka: zbierałam się do złożenia pozwu 2 lata od rozstania. Dlaczego? Rozstaliśmy się pokojowo, nie mamy dzieci ani wspólnego majątku, więc nic mnie nie "goniło", ale najbardziej hamował mnie wstyd przed przyznaniem się do porażki. Miałam wyrzuty sumienia, że odeszłam, ale nie miałam innego wyjścia. Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale zrozumiałam, że sprawa jest beznadziejna, gdy błagałam żeby (wtedy jeszcze) mąż poszedł ze mną na terapię, a on uparcie twierdził, że to ja mam problem, bo on się przyzwyczaił, że nam się nie układa.
Nigdy nie żałowałam tej decyzji, nadal się czasem widujemy i jesteśmy dobrymi znajomymi, bo nie da się wymazać 10 wspólnych lat. Rozwód przebiegł szybko, ale i tak było to bolesne i okropne przeżycie. Opowiadanie obcym o najintymniejszych uczuciach i wystawianie się na ich osąd... Było ciężko, ale dałam radę.
Nie miałam głowy do diety. Zajadłam ten stres i nie mogłam się w żaden sposób opanować. Trudno, było, minęło. Liczy się tylko przyszłość.
Właściwie to od teraz wszystko w moim życiu układa się dobrze. Mam dobrą pracę w której jestem doceniania i ciągle się rozwijam. Bardzo też lubię ludźi z którymi współpracuję. Czasem bywa stresująco, ale w jakiej pracy nie ma napięcia?
Mam cudownego chłopaka, który mnie wspiera, troszczy się o mnie i jest moim przyjacielem. A do tego niesamowicie mnie pociąga. :) Ma tylko jedną "wadę", a mianowicie jest wolnym strzelcem (jak ja) i nie zawsze może sobie wziąć wolne kiedy chce (jak ja), w związku z czym musiałam sobie zorganizować wakacje sama. Postanowiłam pojechać na tygodniowe warsztaty jogi. Będzie to mój pierwszy raz i nawet cieszę się, że pojadę sama, bo potrzebuję poukładać sobie myśli w głowie. Razem byliśmy na mini-urlopie w czerwcu i planujemy wspólny wyjazd we wrześniu.
Jakiś czas temu zmieniłam też mieszkanie na wygodniejsze i świetnie usytuowane.
Mam też szafę pełną nowych ciuchów, bo wymieniamy się z koleżankami co jakiś czas.
Tak więc prawie wszystko się układa. Prawie, bo te 5 zbędnych kilogramów sprawia, że czuję się brzydka i nieatrakcyjna. Myślę o tym prawie non-stop i wyolbrzymiam problem, którego rozwiązanie jest proste: schudnąć.
Zaczęłam od szukania inspiracji i zagłębiłam się w lekturę książek Gillian McKeith z serii You are What You Eat. Zgadzam się z większością jej zaleceń, więc mam nadzieję, że ta lektura zmotywuje mnie i pomoże wytrwać w diecie.