Powiem Wam, że tak się na siebie za to przytycie wkurzyłam, że wstąpiła we mnie moc porównywalna do szarżującego słonia. Do wyglądu słonia jeszcze mi daleko, ale czuję, że gdybym się nie ogarnęła to niedługo ziema mogłaby pod moimi krokami drżeć. A tak na marginesie to nic do słoni nie mam, urocze zwierzęta.
Dzisiaj zjadłam takie proste dania:
- jajecznica z dwóch jaj, roszponka, pomidorki + czereśnie
- indyk na parze w marynacie z sosu sojowo-limonkowego i pasty z tamaryndowca + fura kalafiora i czereśnie
DENAT PRZED:
I PO UPAROWANIU:
Po drodze wpadła mi jeszcze butelka kefiru i ok. 1,5L wody + jedna kawa.
Kolacja mi się nie zmieściła po powyższej kalafiorowej rozpuście.
Aktywność fizyczna: godzinny spacer po parku.
Moja dietowa ZASADA NR 2 to: przynajmniej połowa talerza musi być zajęta przez warzywa.
Pierwszy dzień za mną, teraz już z górki, haha!
Barbie_girl
21 czerwca 2018, 11:49Pysznie :-) teraz tylko spadki !! :-))))
ola05
20 czerwca 2018, 22:40Pyszności :-) powodzenia
KaczkaDaisy
20 czerwca 2018, 22:47Dzięki! :)