Nowy Rok
Ok. Kupiłam dietę. Zaczynam
NIE MAM CO PISAĆ
Qrcze, nudne to jest tak codziennie pisać o tym co się zjadło i ile kalorii na siłowni wypaliło. Może bym Wam napisała o tym, że:
- umarł sąsiad z naprzeciwka dziś rano. Niezły prezent zrobił żonie na walentynki, nie ma co. Chory był już od dłuższego czasu i stary też dość (po siedemdziesiątce dobrze), był też dość antypatyczny i mało kto go lubił, ale jednak człowiek to był, znajomy, rozmawiało się czasem w windzie i dzieci chwalił, że rosną na potęgę. A dziś umarł.....i nie ma gościa. Ot tak....
- w sobotę pojadę do Torunia. Zrobię niespodziankę koledze (a może przyjacielowi nawet) i pojawię się niespodziewanie na jego koncercie. Gra muzykę celtycką a właściwie bardziej inspirowaną celtycką nutą. Oprócz tego jest jednym z czterech Aniołów, które strzegą mojego życia przed autodestrukcją i dają mi poczucie bezpieczeństwa bądź piękna. Każdy Anioł ma kolor: biały, czarny, zielony i błękitny, każdy jest mężczyzną i każdy zajmuje w moim życiu miejsce specjalne (napiszę Wam kiedyś o nich). Ten z Torunia jest błękitny, jak niebo, jak jego oczy. Już nie mogę się doczekać kiedy Go zobaczę i dotknę.
- tęsknię do Muzyki, w której będę miała swój udział. Niesłychanie rzadko spotykam ją koło siebie kiedy nagle wyłania się spośród dźwięków kolorowa i materialna. Póki trwa, nie ma nic piękniejszego. Boję się oddychać by jej nie przepłoszyć, ale niestety dźwięki nie potrafią zbyt długo utrzymać jej przy życiu. Są tak dalece niedoskonałe.....
Dział dywagacji zamykam.....
Czas wspomnieć o głównych bohaterach tego portalu: tłuszczu i żarciu.
Chcę Wam powiedzieć, że w gotowaniu ryżu osiągnęłam stan bezwstydnej doskonałości.
Chcę Wam powiedzieć, że weganizm puka coraz głośniej do moich drzwi. Otworzyć i pozwolić mu przegonić mleko z mojego życia?
Chcę wam powiedzieć, że mój wielki brzuch stęchł i nie rozumiem czemu tego nie widać na wadze skoro kurtka luźniejsza. Wytłumaczy mi ktoś?
STAGNACJA
Oczywiście. Oczywiście niczego innego się spodziewać nie powinnam była. Po tych pączkach czwartkowych i tradycyjnym już folgowaniu w weekend (upiekłam nawet sernik w mordę jeża) dziś na wadze zaledwie o 20 dkg mniej. Jak będę chudnąć 20 dkg tygodniowo to 70 kg będę ważyła, zaraz zaraz, kiedy?....za dwa i pół roku mniej więcej. Nie, no nie jest źle :-)
Oczywiście nie chcę tak wolno.
Wczoraj nabawiłam się kontuzji w prawym tricepsie. Byłam w Calypso na zajęciach, które się nazywają PUMP. Całkiem fajne są. Machamy sobie sztangą leciutką w takt muzyki ćwicząc różne fragmenty umięśnienia. Tyle, że mnie się nie chciało zmieniać obciążenia i na wszystko robiłam tym samym, na nogi i na triceps. Jak łatwo się domyśleć natychmiast triceps przeciążyłam co dziś poskutkowało niemożnością podniesienia szklanki z herbatą do ust. Tak mnie boli, że chyba jakiś ibuprom łyknę.
Weekend upłynął mi na czytaniu multum niepochlebnych artykułów na temat mleka. Tak....mięso przestałam jeść w zeszłym roku w kwietniu, więc niebawem minie rok odkąd nie miałam w ustach żadnych martwych zwierząt. O przepraszam, oszukałam Was, jem ryby, zatem jestem klasycznym jaroszem. Wegetarianką się nazywać nie mam prawa. No i teraz czytam o tym mleku i jestem przerażona. To całkiem mądre stwierdzenie, że mleko krowy jest dobre dla cieląt a dla nas, ludzi, już niekoniecznie. Zupełnie prawdopodobne wydają się wszystkie zarzuty dotyczące szkodliwości tego rozreklamowanego ze wszech miar produktu. Wygląda na to, że nie powinniśmy mleka i jego przetworów używać. Serio, serio...
BARSZCZ UKRAIŃSKI
Trudno uwierzyć, ale ugotowałam dziś barszcz ukraiński po raz pierwszy w życiu. Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, że może mi się udać, ale ostatnimi dniami mój organizm rozpaczliwie domagał się buraków, tych pachnących, barwiących na różowo kuchnię całą i mnie również kul. Upiekłam je (w celu zatrzymania koloru, który podczas gotowania wycieka do wody). Przepis podglądnęłam u mojej wegetariańskiej blogini: http://wegetarianka.blox.pl/html,
ale dałam dużo mniej kapusty, właściwie to wcale nie było jej trzeba dodawać. Z reszty, która mi została niewrzucona do barszczu zrobiłam curry, też od wegetarianki. Obiad był dziś zaiste kapuściany i z dwóch dań. Zupa wyszła bajecznie pyszna. Moja Aśka zajadała się wspominając przedszkolne czasy i mówiła "mama rób częściej, bo jestem znowu małą dziewczynką". Małżonek mój, Ludomir, jeszcze był z pracy nie wrócił (jest 19.12 :-/) więc jego opinią pewnie się z Wami nie podzielę.
Słucham sobie Nicka Cavea, trawię w spokoju obiadek i rozkoszuję się zmęczeniem, które rozgościło się w moim ciele po dzisiejszej wizycie na siłowni. Zrobiłam ten sam zestaw co we wtorek, z tym, że na steperze maszerowałam 45 minut. Wraca mi forma, przyznać to muszę. Niechybnie zacznę godzinne sesje.
Znalazłam dziś w internecie wspominany przez Ananiasza i parę innych osób Skalpel Ewy Chodakowskiej. Wygląda fajnie, będę musiała się przymierzyć do niego. Podstawowymi jego zaletami są brak konieczności wyjścia z domu, by go uskutecznić, oraz brak dodatkowych atrybutów w postaci sztangietek itp.
Jutro wraca Majeczka z nart w Poroninie. Stęskniłam się już za nią. Tuli tuli, córeczki moje:
(uprzedzając pytania, córeczki mam dwie, na tym kolażu każda występuje dwukrotnie :-))
TRALALA PĄCZE DWA
Po tym filmie o grubasach poszłam odreagować do telewizora i włączyłam sobie "Powiedz tak" na Polsacie z cudownym Matthew Mcconaugheyem (w zeszłym tygodniu był Kontakt, naprawdę lubię na gościa patrzeć). Byłam jeszcze dobrze najedzona dwoma naleśnikami z burrito a tu mąż przynosi pachnące pączusie od Czubaka. No nie mogłam nie zjeść
Czytam wasze pamiętniki i widzę, że nie popuściliście sobie dziś i tylko ja jedna pączyłam i to podwójnie. No cóż, jak w poniedziałek waga będzie stała w miejscu to sama sobie jestem winna. Jutro spróbuję odreagować te pączki na siłowni chociaż zakwasy mam po wczorajszym niczego sobie, nie powiem.
Oglądałam dziś ofertę Bon Prix i bardzo mi się spodobał jeden kostium. W zeszłym roku nie wyszłam na plażę bo wstyd mi było założyć cokolwiek. We wszystkim co mam wyglądałam jak owinięta materiałem foka. Myślę sobie, że do wakacji zmienię rozmiar z 48/50 na 44/46 i kupię sobie ten kostium. Sami zobaczcie:
SZOKUJĄCY FILM
Widziałam dziś film, który mną wstrząsnął. Ogląda się go jak dokument o przemocy. Kiedy skończyłam położyłam się na dywanie i czym prędzej machnęłam 150 brzuszków.
Świat jest zły.......
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=_kR3E7r5x9s#!
P.S Nie zjem dziś ani jednego pączka!!!!!!!!
ROZCIĄGANIE I SCHODY
Zamiast brzuszków poszłam dziś rano do Calypso na stretching. Powyginałam się trochę. Dużo figur wyjętych z jogi laska zapodawała, szkoda, że 3/4 nie byłam w stanie wykonać z powodu tłuszczu blokującego ruchy w różnych częściach ciała, hehe :-)
Nawet fajnie się poczułam po tej godzinie rozciągania, jakaś taka bardziej.....wiotka. Zachciało mi sie jeszcze coś zrobić skoro już tam byłam. Weszłam zatem znowu na steper i tym razem 45 minut właziłam na niewidzialny wieżowiec po niewidzialnych schodach. Spaliłam 840 kcal i wypociłam chyba litr wody bo kapało ze mnie jak z zepsutego kranu. Prawie się wyczołgałam z sali. Musze Wam powiedzieć, że jak weszłam do szatni to świat nagle stał się jaśniejszy a nieznośna ciężkość bytu ulotniła się niepostrzeżenie. To szczera prawda, że wysiłek wyzwala w człowieku endorfiny. Ledwo powłócząc nogami zeszłam piętro niżej na koktajl truskawkowo-bananowy do Grycana bo po dwóch godzinach aktywności zgłodniałam niemiłosiernie. Teraz siedzę przy kompie i czuję jak moje nogi wypełnia powoli acz skutecznie kwas mlekowy.
SIŁOWNIA
Tak jest, poszłam dziś do Calypso, jak się okazało pierwszy raz od roku. Przypominam sobie moje wielkie zamiary rok temu, nawet fotkę zrobiłam w kostiumie, którą możecie oglądać w pierwszym wpisie. Była fotka, siłownia i dieta i zostało gówno + kolejne 2 kg tłuszczu. Masakra.
Tym razem nie skończę tak, mam nadzieję, dzięki Wam i Vitalii.
Jako się rzekło siłownia miała miejsce dziś wczesnym popołudniem.
Z wielkim strachem siadałam do każdego kolejnego urządzenia począwszy od wioseł poprzez atlas, machiny do przywodzicieli, pleców, brzucha, dupy skończywszy na steperze. Okazało się, że siły mi nie ubyło. Jednak bębny utrzymały formę, natomiast moja kondycja jest w strzępach, w stanie opłakanym a właściwie to chyba nie ma jej wcale. Wskoczyłam na pół godziny średnim tempem na steper i już po 10 minutach mdlały mi nogi a jęzor wywalony przydeptywałam sobie śmiało. Rozpacz i porażka. Trzeba to naprawić.
Miałam zacząć biegać, ale mnie Ananiasz wystraszył, że za dużo 10 minut. Na marszobieg i minutowe zrywy to mi się na ulicę nie chce wychodzić. Spróbuję na bieżni pojutrze, zobaczymy jak to jest z moim bieganiem. Obawiam się , że podobnie jak ze steperem. No cóż, nie jest łatwo ruszać się z 25-kilowym nadmiarem. A jutro w domu przywalę sobie serię brzuszków, taka solidną, żeby potem nie móc wstać z łóżka. Uwielbiam to :-)
PONIEDZIAŁEK
Ok, szmata jak się patrzy. Zanim się skończyła niedziela zjadłam: 14 szt. digestive z czekoladą (na dwa razy), 50 g chałwy pistacjowej i 2 opakowania sezamków. Chałwa jeszcze została bo było jej 400 g na poczatku, ale schowałam głęboko do szafki i nie mam prawa ruszyć do następnego weekendu.
Ściągnęłam sobie na komórkę Endomondo do biegania oraz na stronie http://bieganie.pl/index.php?show=1&cat=13&id=256
obczaiłam program odchudzający dla początkujących. Postaram się jutro przed śniadaniem pobiegać te inauguracyjne 10 minut. Chyba płuca wypluję, hehehe
Nie napisałam Wam jeszcze o mojej miłości do Bieszczadów, która też pomaga mi się zmotywować do odchudzania. Zeszłego lata miałam problem z wejściem na Tarnicę bez obciążenia (tzn bez dodatkowego obciążenia w postaci plecaka, który zwykle mam). Nogi nie chciały mnie nieść pod górę. Umęczyłam się koszmarnie. Trasę z Wołosatego do Ustrzyk G. przez Szeroki Wierch zrobiłam ostatkiem sił, ale opłaciło się, jak zawsze, dla takich choćby widoków:
LENIWA NIEDZIELA
Wczoraj Majka pojechała na obóz narciarski do Poronina, Asia poszła spać do koleżanki, Ludek cały dzień siedział na uczelni (nie, nie, nie mam aż tak młodego męża :-), kończy właśnie drugi fakultet, jest z mojego rocznika) a ja nagle cudownie osamotniona nie wiedziałam jak mam się tą samotnością cieszyć. Posprzątałam trochę domowy bajzel, w komputerze też kosz wypełniłam prawie jednym giga, puściłam sobie głośno Floydów, wykąpałam się z praniem fryzury na czele (muszę zacząć częściej myć głowę) a wieczorem poszłam do WolaParku i nabyłam narzędzia zbrodni w postaci wymienionych w nocnym wpisie łakoci (oprócz mleka wszystko jeszcze zostało na dziś + digestive z czekoladą i nie mam co liczyć, że Ludek się sam z tym upora bo też jest na diecie). Nie obiecuję, że dziś nic słodkiego nie zjem więc status SZMATY zachowam niechybnie.
A od jutra zmiany, zmiany.....
Po pierwsze nie pracuję już w Centrum Kultur Świata. Złożyło się na moją decyzję wiele czynników. Dwa najważniejsze to praca po południu i nieoglądanie rodziny przez cztery dni w tygodniu oraz nieumiejętność bycia tym, kim byłam (długo by wymieniać), a tym samym robienie firmie źle. Jestem zbyt leniwa i zapominalska na ogarnianie tego wszystkiego. Ostatecznie wolę chodzić tam dla przyjemności i płacić za to niż dostawać grosze, pamiętać o tysiącu rzeczy, marznąć w nieogrzewanym pomieszczeniu, myć kible, jeździć na szmacie i ciągle odbierać telefony.
Po drugie idę na siłownię. Pierwszy raz od trzech lat. Kiedyś byłam zwierzę siłowniane, wyciskałam 40 kg (hehe, jak na kobietę to wcale nie jest źle), brykałam na steeperze przez godzinę bez zadyszki i takie tam. Spędzałam na siłowni całkiem dużo czasu i to musi wrócić jeśli chcę zrzucić nadwagę.
Po trzecie szukam pracy, na pół etatu. Nie będzie to proste zważywszy na brak matury i języka obcego w odwodzie. Poza tym tak naprawdę od 17 lat nie pracuję i w ogóle nie wiem czy jeszcze umiem (w Strefie Rytmu to się nie liczy bo to raczej hobby było niż praca).
Dobrze, idę coś w domu porobić, wracam wieczorem....