Dawno nie pisałem - ponad tydzień. Moja waga utrzymała się na poziomie 101,5 kg - czyli jest dobrze, zważywszy, że po drodze miałem wyłączenie klasycznej diety (kawalerski szwagra, jakieś dziwne obiady okolicznościowe, wesele itp.)
Z jednej strony nie starałem się jakoś pilnować, z drugiej ... po prostu zachowałem umiar i rozsądek. Nie jadłem na siłę, nie piłem ponad logikę itd. Także jestem zadowolony.
Dzisiaj kolejne wesele, ale zero alkoholu (akurat to mi się podoba - można samochodem jechać i o 1 w nocy wrócić do własnego łóżka, nie martwiąc się o nic), zero jedzenia ponad to, czego organizm będzie potrzebował. I generalnie powinno dzisiaj też być fajnie.
Wczoraj był krótki basen (raptem niecałe 20 długości), trochę sauny. Nie pilnowałem też specjalnie diety (obiad, tradycyjnie, duży, śniadanie małe, mała kolacja), a i tak nie utyłem ;). Dzisiaj chyba sportu nie będzie, bo fizycznie na niego czasu mi zabraknie ze względu na kolejne wesele, tym razem w najbliższej rodzinie - o dosyć wczesnej porze), ale może jutro... A tymczasem trzymajcie kciuki i życzę wszystkim miłego weekendu!