To dopiero 2 dzień mojej "diety", a ja już nie mogę przestać myśleć o jedzeniu. Dziś zjadłam pół paczki wafelków ryżowych (oczywiście poza śniadaniem). Ysz... Muszę ustalić sobie jakieś granice. Granice posiłków, kalorii. Czytałam, że dzienne zapotrzebowanie wynosi ok. 2500 kcal. Dla mnie jest to o wiele za dużo.
Nie mam chyba konkretnego planu, ale na początek wyznaczę sobie jakieś zasady.
1. Jeść 4 posiłki dziennie. Śniadanie (9:00), II śniadanie(12:00), obiad (16:00), kolacja (19:00). Żadnego podjadania, żadnych przekąsek. Może wydać wam się śmieszne, że rozplanowuję godziny, kiedy będę mogła coś zjeść, ale to tylko na początek. Muszę po prostu przyzwyczaić i siebie, i organizm do nowego funkcjonowania.
2. Zmieścić się w granicy 1500 kcal dziennie. Szczerze, to nie wiem, czy to nie za mało, ale na pewno dam radę.
3. LICZYĆ KALORIE!!! Wiem, że wiele osób uważa to za głupotę, ale w tym początkowym stadium odchudzania muszę mieć jakieś punkty zaczepienia- muszę wiedzieć, ile kalorii mają produkty w mojej lodówce, aby fajnie je rozłożyć na cały dzień
4. ŻADNYCH SŁODYCZY!!! Przynajmniej teraz. Muszę się tego wystrzegać. Dziś wypiłam wielki kubek herbaty z Biedronki z 2 łyżeczkami cukru. I szczerze mówiąc- czuję się sobą zniesmaczona.
5. Być szczerym wobec siebie. Wiem, że chcę schudnąć, ale mam też swoje nawyki. Często wstawałam w nocy, żeby ugotować sobie parówki i zjeść je z kilogramem musztardy. Never again!
6. Ruszać się!!! Moja aktywność fizyczna ogranicza się w sumie to pójścia do wc, kuchni albo pokoju koleżanek (mieszkamy na stancji) oraz do pójścia na uczelnię. Nie wierzę, że nagle zacznę ćwiczyć z Mel B, ale mogłabym się chociaż trochę poprawić.
Hmm, na razie to chyba tyle. Czas poszukać smacznych przepisów na zdrowe jedzonko