Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Parę lat temu udało mi się schudnąć i wyglądać super. Niestety, przez zajadanie depresji kilogramy w końcu wróciły. Chcę wrócić do tamtej, lepszej, wersji siebie. Wracam więc do diety i aktywności, które doprowadziły do sukcesu. Waga, którą wpisałam, nie jest aktualna - nie uaktualniam jej ponieważ obecnie mierzę postępy rozmiarami, a nie wagą. Uaktualnię dopiero gdy dojdę do wymarzonego rozmiaru. Od czasu, gdy wpisałam wagę do końca czerwca 2014 r. schudłam o 5 rozmiarów. :-) Życzę powodzenia w zmaganiach z kilogramami, sobie i Wam. :-)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26110
Komentarzy: 332
Założony: 9 września 2012
Ostatni wpis: 9 maja 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
czarnaowca001

kobieta, 41 lat, Warszawa

173 cm, 94.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

9 maja 2019 , Komentarze (18)

To, że ułoży mi się relacyjnie z mężczyzną, gdy jeszcze będę miała nadwagę. Podobają mi się faceci, którzy ogólnie uwielbiają laski. Zresztą - każdy je uwielbia. Co z tego, że pojawiło się kilku, którzy byli zainteresowani, skoro ostatecznie nic z tego ostatnio nie wyszło. A potem widziałam jak się afiszują znajomościami z pięknie zbudowanymi kobietami. Wniosek jest prosty.

Do czasu zgubienia bebzola i uzyskania normalnej sylwetki będę kumpelą, siostrą, koleżanką... wróć! Nie, sorry. Będę kumplem, bratem i kolegą w wersji niemęskiej. :D Bo na miano kobiety w opinii wielu nie zasłużyłam (o tych z nadwagą mówi się per baby a nie kobiety).

Wiem, że niektórym udaje się zakochać ze wzajemnością nawet jeśli mają o wiele za dużo kg. Zazdroszczę, też bym tak chciała, nawet przez pewien czas wierzyłam, że i w moim przypadku to jest możliwe. Teraz nie wierzę. Żaden facet, który mi się spodoba, nie da mi szansy ze względu na inteligencję, wrażliwość czy poczucie humoru - na nie najgorszym poziomie. Bo dla niego będę "babą", a nie kobietą. Nie będzie pożądania, nie będzie związku.

Czy jest mi z tego powodu przykro i źle? Tak. No ale co, z faktami się nie dyskutuje.

9 maja 2019 , Komentarze (7)

Ostatnio gdy pisałam, miałam całkiem niezłe postępy. Wszystko szło dobrze (choć dość wolno) do momentu, gdy zaczął się cykl przeziębień i kontuzji, który wyłączył mnie ze sportu na 3 miesiące. Szybko przytyłam, choć nie aż tak dużo. Za to gubienie tego zaczęło mi zajmować dużo czasu. Może dlatego, że przestałam biegać.

Teraz, od jakichś 3 miesięcy jestem znów na fali spadku kg i znacznego rozwoju formy - głównie za sprawą cross fitu. Bardzo pomógł, ale w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że bez zwiększenia cardio i większego pilnowania jedzenia, nadmiar kg nie spadnie. Czyli znów włączę bieganie. Ale nie z jakimiś grupami, tylko sama. Wolno ale długo. Bo teraz mam śmieszną figurę - nogi i tyłek bardzo schudły i się wyrzeźbiły (zwłaszcza moje megaśne uda), za to bebzol niet. :D Jak wypuszczę powietrze będąc ubraną w strój sportowy wyglądam jakbym była w ciąży. Dołożyć z powrotem bieganie i będzie miodzio (czyt. normalna waga i figura). Być może utrzymanie samego cross fitu też by mnie doprowadziło do celu - bo mięśnie się tworzą tam pod spodem i potrzebują energii więc ten tłuszcz się jakoś spala. Ale mam wrażenie, że z bieganiem będzie szybciej.

Żałuję, że dość późno w swoich zmaganiach wzięłam się za cross fit. On buduje wytrzymałość, a wytrwałe ćwiczenia skutkują nadzwyczajną moim zdaniem zwyżką formy. Na przykład takie stanie na rękach opierając się o ścianę. Ja już to umiem, mimo ciążospożywczego bebzola. :D I parę innych rzeczy. Zatem polecam na zmagania z nadwagą.

21 stycznia 2018 , Komentarze (7)

Jeśli komuś kiedykolwiek udało się dużo zrzucić to będzie wiedział o co chodzi, ja to odkrywam dopiero teraz. Po zrzuceniu x kg z brzucha jak również z ud okazało się, że mam dłuższe nogi niż mi się wydawało. :D Odkrycie jest miłe i zabawne.

W ogóle to całe "wyłanianie się" różnych części ciała podczas odchudzania jest fajnym przeżyciem. Np. gdy pojawi się linia szczęki i dostrzeże się, że nie ma się wcale twarzy okrągłej lub kwadratowej. Przez długi czas nie umiałam określić jaki mam kształt twarzy bo w lustrze był po prostu księżyc w pełni. :D Z dwoma podbródkami w 2016 r. Albo gdy zejdzie opuchlizna wokół oczu i okazuje się, że nasze oczy wydają się większe niż tych x kg wcześniej.

Oczywiście jeszcze cisnę dalej, ponieważ nie doszłam jeszcze do mojego docelowego rozmiaru. Mam wrażenie, że teraz idzie wolniej. A do tego jest chłodno i ciągle jestem jakaś głodna. Trzeba się dalej pilnować. I patrzeć czy organizm pozwala na zmianę biegu na wyższy w sporcie czy jeszcze nie.

10 grudnia 2017 , Komentarze (4)

Gdy się chudnie, pojawiają się nowe wyzwania. A to znalezienie ciuchów "przejściowych", a to obwisła czasem skóra, a to trudności w przyjęciu nowego obrazu siebie. :) Zupełnie zapomniałam o jeszcze jednym - zazdrości grubszych od siebie. Przekonałam się o tym gdy kupiłam sukienkę do pracy i założyłam ją zamiast zbyt dużych, potężających mnie spodni i bluzek. Panowie - szerokie uśmiechy i kopary w dół, za to panie, zwłaszcza te większe... oj było widać, że by mnie utopiły w łyżce wody.

Też zazdroszczę tym szczuplejszym, ale nie na zasadzie zawiści, tylko że chciałabym tak wyglądać - u mnie pojawia się podziw bo wiem, co to znaczy dojść nawet do obecnego rozmiaru, to co mówić do mniejszego. Wiem, że często to są wyrzeczenia, wiele godzin na siłowni, wiele odpartych pokus jedzeniowych. Albo "tylko" dbałość o to, co się dostało w prezencie od natury.

W tamtym momencie poczułam, że gdyby w pracowej kuchni pojawiła się taczka z kamieniami, to zaczęłyby we mnie rzucać i taczka szybko byłaby pusta. Warto jednak pomyśleć o szczuplejszych / schudniętych koleżankach raczej jak o inspiracji dla siebie. Zwłaszcza gdy widziało się je parę miesięcy wcześniej w większym wydaniu. O tym, że z wysiłkiem, ale - da się. A zawiść lepiej wyrzucić do kosza, zamiast kolejnego opróżnionego pudełka lodów.

12 listopada 2017 , Komentarze (3)

W końcu, po wielu trudach, wchodzę już w ten rozmiar i brzuch tylko trochę odstaje. :) Startowałam z XXL. Zbliżam się też do rozmiaru, w którym wreszcie będę mogła się zważyć. ;) Nie wiem czy będzie to jeszcze w tym roku - nie planuję ile chcę schudnąć w danym miesiącu, tylko trzymam się planu treningowego i staram jeść dietetycznie.

Może będzie też szansa na jeszcze jedno M? Bo panowie zaczęli mnie w końcu widzieć i chcą mnie widzieć. Nie ma tygodnia żeby nie było jakiejś próby podrywu czy flirtu. Niestety na razie albo ze strony zajętych facetów, albo takich którzy nie są w moim typie. Więc robię (ćwiczę :D) swoje i mam nadzieję, że w końcu napatoczy się ktoś fajny tylko dla mnie...

A co tam u Was? :)

16 września 2017 , Komentarze (8)

Tak mniej więcej reagują na mnie osoby, które mnie dawno nie widziały. :) Najpierw jest opadnięta szczęka a potem robi się z tego rozdziawa. ;) "Heeeeee? Owca?". Ano Owca, z coraz mniejszym nadbagażem i lepszą formą. Bieganiem sobie mocno dokręciłam śrubę. Teraz tylko nie przesadzić, mieć też dni odpoczynku i regeneracji. :)

Śmieszna sprawa wyszła z ciuchami. Cieszyłam się, że wbiłam się w stare spodnie, ale moja radość może się skończyć, bo zrobiły się jakieś długie i mogę je nosić tylko w butach na lekkim obcasie. :) No i nie wiem co zrobić z odstającym pasem, niedługo będzie można tam włożyć worek ziemniaków. ;) Do tego jeszcze spodnie od piżamy... Mogę w nich tylko siedzieć i leżeć, przy chodzeniu zjeżdżają mi z tyłka. :D

10 września 2017 , Komentarze (5)

Wprowadziłam mierzenie się jako element analizy postępów. Nie ważę się (od kilku lat), a mierzenie pozwala mi mniej więcej ocenić, czy jestem na dobrej drodze. Mierzę się raz w tygodniu, zwykle pod koniec, w dzień nietreningowy (albo w dzień treningowy przed treningiem). I z radością i satysfakcją odnotowuję kolejne spadające cm - zwłaszcza z brzucha. :) Jest to zasługa dobrego jedzenia i podkręcenia śruby na treningach. Zauważyłam, że wcześniej leciały jak szalone cm z ud - gdy w moich treningach było więcej siłowni. Teraz gdy dołożyłam sobie masakryczne ;) treningi biegowe, a rzadziej jestem na siłowni, więcej leci z brzucha. :) Tylko z łydkami mam problem - albo nic nie chudną, albo wręcz przeciwnie - rozrastają się. Mam nadzieję, że to przejściowe. ;)

PS. W zeszłym tygodniu jak byłam w Decathlonie kupiłam nie tylko spodnie o rozmiar mniejsze, ale i koszulkę. Kurczę, coraz fajniej wyglądam. :) A w tej poprzedniej, większej bluzce to wyglądam teraz jak w sukience. :D

2 września 2017 , Komentarze (6)

Mija już kolejny tydzień po moim pierwszym detoksie. Sam detoks był trudny, ze względu na brak normalnego jedzenia, przy jednoczesnym zachowaniu aktywności fizycznej (bez ćwiczeń siłowych, ale zawsze). 

Wnioski:

- jestem w stanie wytrzymać więcej niż mi się zdaje (zwłaszcza jeśli chodzi o rezygnację z kawy i energetyków),

- detoks działa jak dodatkowa śrubka, która poprawia efekty "zwykłego" odchudzania (czyli diety i sportu),

- toksyny schodzą z organizmu partiami - nie jest tak, że od razu po detoksie wszystko wyłazi i jest spokój na kilka miesięcy (pod warunkiem dbania o siebie, trzymania diety itp.).

I to naprawdę jest warte rezultatów. Centymetry, które lecą kolejny tydzień po detoksie dowodzą, że dobrze pracowałam i że warto się pomęczyć. Jeśli chodzi o samopoczucie, to też działa - i faktycznie tak, jak mówili na filmiku, który widziałam na siłowni: człowiek czuje się źle, gdy toksyny wychodzą z organizmu (no i gdy wchodzą), ale gdy kolejna część toksyn już wyjdzie następuje zwyżka energii. I chce się trzymać dobre nawyki, wypracowane dzięki detoksowi, żeby czuć się dobrze, a nie źle.

PS. Właśnie ruszam na trening, a po nim jadę do Decathlona po spodnie do ćwiczeń - w mniejszym rozmiarze. :)

6 sierpnia 2017 , Komentarze (1)

U mnie do przodu, czyli w dół. ;) Po krótkiej przerwie spowodowanej wyjazdem i wcześniejszą przerwą w chodzeniu na siłkę spowodowaną pracą. No ale dobrze, widocznie tak mam, że co jakiś czas muszę mieć przerwy i po prostu dłużej się regenerować.

Ostatnio doszłam do wniosku, że w powrocie do formy przyda mi się porządny detoks. Myślałam o nim już jakiś czas, ale do tej pory obawiałam się. W końcu się jednak odważyłam i teraz jestem w połowie. Schodzą te wszystkie syfy, jest lekki głód, ale z drugiej strony jest dodatkowa energia (nie do końca ogarniam skąd ;)).

Na czas detoksu zmieniłam swój fitnessowy rozkład jazdy i zamiast ćwiczeń siłowych + 30 min bieżni lub rowerku wprowadziłam sobie 1 h bieżni. Bez przerwy. Powiem, że robię to od zeszłego tygodnia i jestem w szoku, że daję radę. Do tej pory było krócej i z przerwami na marsz, a teraz normalnie biegam jak człowiek. ;) Pod koniec przyszłego tygodnia wracam do ćwiczeń siłowych. Zobaczymy jak będzie z bieganiem, czy zostawię te 30 min, które były przed oczyszczaniem, czy wydłużę trening.

Przyznam, że kolejny raz fitness wyciąga mnie z dołka relacji damsko-męskich. Straciłam już nadzieję na związek. W zasadzie jeśli pojawi się szansa na romans to będę to traktować w kategoriach cudu. Nie wiem o co chodzi, i grubsze mają relacje, i głupsze, i o różnych typach urody. Po prostu źle trafiam. Ale fitness poprawia mi nastrój. :)

25 maja 2017 , Komentarze (4)

Dziś trochę nietypowo, bo w sumie nie tylko o odchudzaniu będzie. Waga spada, forma rośnie, zawsze mogłoby być szybciej, ale jest spoko i nie ma narzekać.

Co więc mnie tak wkurzyło? Regularne ataki pustactwa intelektualnego i emocjonalnego, którym ostatnio jestem poddawana w dość bliskim otoczeniu. Ostatnio ciągle wysłuchuję o tym, jak to jedna przez drugą (bo niestety to problem głównie kobiecy, aż wstyd) prześciga się w narzekaniu, jak bardzo odbiega od ideału. Bo jest za gruba i "musi" się odchudzić. Bo może nos ma "niewłaściwy" kształt albo brwi za jasne. Bo ma nie taki kolor włosów albo ciuchy z - o zgrozo! - poprzedniego sezonu. I jak to jej ogólnie jest przez to trudno.

Nie wiem jak Wy, ale w momencie gdy zgrabna laska rozmiar 36-38 mówi, że "musi" się odchudzić i to przy takiej mnie (rozmiar X, jak się domyślacie "trochę" większy) i podkreśla przy tym jak bardzo ONA odbiega od norm i jakie to straszne, to mam ochotę jej jebnąć między oczy prawym prostym. I do tego te narzekania na wygląd i zaznaczanie jak bardzo jest istotne żeby się wpasować w te normy: chuda jak Rubik, fit jak Chodakowska, sexy jak Małgonia. Bo, w domyśle, w innym przypadku będzie - cytat za Gretkowską - "niejebalna", a przez to gorsza. Wiadomo wszak, że im więcej facetów chce Cię przelecieć z powodu wyglądu, tym większą masz wartość.

I po takim pierwszym, piątym, dziesiątym komentarzu o istocie jebalności w życiu nasuwa mi się ta sama refleksja - no dobra, załóżmy, że kilku paniom się uda zbliżyć do "ideału" atrakcyjności. I? Co wniesie taka osoba do społeczeństwa? Raczej nic, bo skoro aż taką uwagę poświęca wyglądowi, to nie ma jej na inne sprawy. A może by się tak zastanowić nad własnym charakterem? Kim jestem? Co lubię? Co mogę dać z siebie i czego naprawdę potrzebuję? Albo chociaż - czy naprawdę potrzebuję tego wyścigu o tytuł nieoficjalnej miss Mokotowa Dolnego? Dlaczego tak wiele osób tak bardzo skupia się na wyglądzie i wpasowaniu w jakieś kanony tylko po to, żeby czuć się lepszą od x miliardów obcych ludzi, którzy są poza kanonami, ale mają pełne miłości związki, pasje i świadomość, że są kwestie ważniejsze niż wygląd? Po co komu to poczucie "lepszości" od innych? Dla mnie ta cała postawa to zwykłe pustactwo!

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.