Dziś trochę nietypowo, bo w sumie nie tylko o odchudzaniu będzie. Waga spada, forma rośnie, zawsze mogłoby być szybciej, ale jest spoko i nie ma narzekać.
Co więc mnie tak wkurzyło? Regularne ataki pustactwa intelektualnego i emocjonalnego, którym ostatnio jestem poddawana w dość bliskim otoczeniu. Ostatnio ciągle wysłuchuję o tym, jak to jedna przez drugą (bo niestety to problem głównie kobiecy, aż wstyd) prześciga się w narzekaniu, jak bardzo odbiega od ideału. Bo jest za gruba i "musi" się odchudzić. Bo może nos ma "niewłaściwy" kształt albo brwi za jasne. Bo ma nie taki kolor włosów albo ciuchy z - o zgrozo! - poprzedniego sezonu. I jak to jej ogólnie jest przez to trudno.
Nie wiem jak Wy, ale w momencie gdy zgrabna laska rozmiar 36-38 mówi, że "musi" się odchudzić i to przy takiej mnie (rozmiar X, jak się domyślacie "trochę" większy) i podkreśla przy tym jak bardzo ONA odbiega od norm i jakie to straszne, to mam ochotę jej jebnąć między oczy prawym prostym. I do tego te narzekania na wygląd i zaznaczanie jak bardzo jest istotne żeby się wpasować w te normy: chuda jak Rubik, fit jak Chodakowska, sexy jak Małgonia. Bo, w domyśle, w innym przypadku będzie - cytat za Gretkowską - "niejebalna", a przez to gorsza. Wiadomo wszak, że im więcej facetów chce Cię przelecieć z powodu wyglądu, tym większą masz wartość.
I po takim pierwszym, piątym, dziesiątym komentarzu o istocie jebalności w życiu nasuwa mi się ta sama refleksja - no dobra, załóżmy, że kilku paniom się uda zbliżyć do "ideału" atrakcyjności. I? Co wniesie taka osoba do społeczeństwa? Raczej nic, bo skoro aż taką uwagę poświęca wyglądowi, to nie ma jej na inne sprawy. A może by się tak zastanowić nad własnym charakterem? Kim jestem? Co lubię? Co mogę dać z siebie i czego naprawdę potrzebuję? Albo chociaż - czy naprawdę potrzebuję tego wyścigu o tytuł nieoficjalnej miss Mokotowa Dolnego? Dlaczego tak wiele osób tak bardzo skupia się na wyglądzie i wpasowaniu w jakieś kanony tylko po to, żeby czuć się lepszą od x miliardów obcych ludzi, którzy są poza kanonami, ale mają pełne miłości związki, pasje i świadomość, że są kwestie ważniejsze niż wygląd? Po co komu to poczucie "lepszości" od innych? Dla mnie ta cała postawa to zwykłe pustactwo!
wiolaWRG
26 maja 2017, 11:27A ja uważam, że te osoby mają bardzo niską samoocene i narzekają po to, żeby je pocieszać. Po prostu są złaknione komplementów. Szkoda mi takich osób, wiecznie niezadowolone z siebie i z życia. Ja czasami takie koleżanki specjalnie jechałam typu "no, przydałoby się coś z nosem zrobić.. ale chyba jakiś b. dobry chirurg by był potrzebny, może za granicą?". Wtedy taki piękny foch i koniec narzekania przez m-c może dwa ;)
czarnaowca001
26 maja 2017, 21:28To mocny sposób - trochę się boję bo jak pół biura będzie miało na mnie focha to nie wiem. ;) Komplementowanie takich ludzi nic im nie da bo za chwilę będą chcieli więcej i nigdy się nie nasycą - dopóki nie poczują się wartościowi tak po prostu, bez żadnego "tuningu"...
mudid
26 maja 2017, 08:37Zgodzę się z Tobą w 100%. Denerwuje mnie ta wciąż marudzeniowo-roszczeniowa postawa ludzi, którym praktycznie nic nie brakuje. Ciągle mało, ciągle nie tak, nie dostrzegają i nie cieszą się z tego co mają. A z tym wiecznym odchudzaniem to już zaburzenia psychiczne są, no bo jak inaczej nazwać osoby szczupłe patrzące w lustro i twierdzące, że muszą schudnąć? tak mają anorektycy. Rozumiem ciało wymodelować, ale to nie zawsze kwestia schudnięcia. Moja rada? Jak znów ktoś tak będzie Ci marudził powiedz, żeby przestali gadać a zaczęli działać, bo ciągłe gadanie o tym nie zmieni stanu rzeczy a tylko wkurza :)
czarnaowca001
26 maja 2017, 21:26Na razie jeszcze dzielnie się powstrzymuję ale może faktycznie to jest myśl :)