Wprowadziłam mierzenie się jako element analizy postępów. Nie ważę się (od kilku lat), a mierzenie pozwala mi mniej więcej ocenić, czy jestem na dobrej drodze. Mierzę się raz w tygodniu, zwykle pod koniec, w dzień nietreningowy (albo w dzień treningowy przed treningiem). I z radością i satysfakcją odnotowuję kolejne spadające cm - zwłaszcza z brzucha. :) Jest to zasługa dobrego jedzenia i podkręcenia śruby na treningach. Zauważyłam, że wcześniej leciały jak szalone cm z ud - gdy w moich treningach było więcej siłowni. Teraz gdy dołożyłam sobie masakryczne ;) treningi biegowe, a rzadziej jestem na siłowni, więcej leci z brzucha. :) Tylko z łydkami mam problem - albo nic nie chudną, albo wręcz przeciwnie - rozrastają się. Mam nadzieję, że to przejściowe. ;)
PS. W zeszłym tygodniu jak byłam w Decathlonie kupiłam nie tylko spodnie o rozmiar mniejsze, ale i koszulkę. Kurczę, coraz fajniej wyglądam. :) A w tej poprzedniej, większej bluzce to wyglądam teraz jak w sukience. :D
czarnaowca001
10 września 2017, 17:34Dzięki za dobre słowo. :) @kukurydz!anka - dzięki za sugestię, tak zrobię, sprawdzę łydy za parę dni :)
czarnaowca001
16 września 2017, 20:57Sprawdziłam w dzień regeneracji - zupełnie bez ruchu - faktycznie łydki też schudły :)
VITALIJKA1986
10 września 2017, 13:58Gratuluje!
Zabcia1978v2
10 września 2017, 11:55Super! :)