Ostatnio tak mi się poukładało w życiu, że muszę więcej pracować. Siedzę na portalu od rana do wieczora z krótkimi przerwami, ale kokosów nie zarabiam. Niech ten jowisz w końcu pójdzie dalej, bo tylko kłopoty mi przynosi. Lepiej będzie dopiero po 20 III. Jeszcze masę czasu trzeba się będzie męczyć. Prawie dwa miesiące. Później kłopoty powinny się skończyć te co mam, ale czy nie przyjdą następne. Na tym polega życie, że raz jest lepiej, a raz gorzej.
Na razie wszystkie moje plany wzięły w łeb, a raczej są odłożone, bo muszę oszczędzać. Nie lubię tego i jestem przygnębiona. Niby wszyscy mi mówią, że będzie lepiej, karty to pokazują, ale ja jestem czarnowidzem jak zwykle i na razie się zamartwiam. Dziś ma przyjechać brat Krzyśka, bo trzeba pogadać o sprzedaży mieszkania w Warszawie. Nie jest duże, ale mamy 1/4 udziałów. Mieszkanie nie jest nowe, ale w atrakcyjnym miejscu. No zobaczymy.
Wczoraj było mi tak zimno rano, że założyłam kurtkę. Oszczędność to oszczędność i nawet grzejnika nie włączyłam.
Wczoraj był żurek z białą kiełbasą i dla mnie i dla Krzyska. Dziś dla Krzyśka wątroba z kaszą a dla mnie zupa z wątrobą. Muszę przeczyścić lodówkę i spiżarnię, bo zapasów za dużo. Waga spada...
Gdyby kociak został toby była za darmo kastracja i to narkoza wziewna. Ja ze względu na bezpieczeństwo robię tylko wziewne.
Mam nowe saszetki dla Kajtusia. To karma weterynaryjna. Wypadków na łóżku jakby mniej, ale obserwujemy.
Wczoraj byliśmy na spacerze i trochę topnieje. Na bocznej drodze tam gdzie są ślady kół w niektórych miejscach widać drogę.
Udało się złapać 3 kociaka. Są wszystkie u mnie. To ten na dole. Jest z pyszczka podobny do Megusi.