Wstrętne Grubasy !
Drogie dziewczyny ! Od razu przepraszam za tytuł wpisu, ale zrobiłam to z premedytacją, chcąc was sprowokować do przeczytania wpisu, napisania waszych opinii i mam nadzieję wsparcia.
Może to będzie brutalne co napiszę, ale mnie samej to też dotyczy więc idę po bandzie. Możemy wymyślać sobie wymówki, że to jak wyglądamy i ile ważymy to kwestia genów, hormonów, choroby i 1000-ca innych powodów, ale niestety fakt jest 1. Jesteśmy same sobie winne. Nasza nadwaga nie bierze sie z powietrza. Wiem że nie piszę nic odkrywczego, ale ja sama karmiłam się tymi bzdurami przez lata, że przecież "ja nic nie jem a tyję". Dziewczyny, ja znalazłam się już w takim punkcie mojego życia, że albo teraz, albo nigdy. Wiem, że jeśli nie uda mi się schudnąć tym razem to tylko moja wina bo jestem słaba, najzwyczajniej w świecie SŁABA!!! Właśnie zrozumiałam, że jeśli nie uda mi się tym razem schudnąć to nic innego w życiu, co wymaga siły, wytrwałości i determinacji mi się nie uda. Wiem, zdanie sobie z tego sprawy boli, bardzo boli. Ale tak na prawdę jest. Jak mogę osiągnąć coś wielkiego, ważnego, jak mogę stać się kimś wyjątkowym ( choćby w swoich oczach) jeśli nie potrafię zapanować nad najzwyczajniejszym w świecie obżeraniem się, lenistwem które przykleja mój wielki tyłek do kanapy i brakiem chęci do jakiegokolwiek ruchu? Fakt jest niezaprzeczalny, żadna super dieta, żaden cudowny środek nie zadziała jeśli same nie weźmiemy się w garść. Bilans musi się zgadzać. Jeśli zjemy więcej kalorii niż spalimy, to one na pewno gdzieś w nas pozostaną, pod wiadomą dla nas wszystkich postacią. Dziewczyny, nie gniewajcie się na mnie że tak ostro dziś, ale ten wpis to taki kopniak dla mnie samej. Mam już dość sinusoidy 10 kg w górę, 10 w dół i tak w kółko, dlatego ten wpis. Podejmuję ostatnią próbę, jeśli polegnę to na każdym życiowym polu, nie tylko w kwestii dchudzania. Dlatego tym bardziej jest to dla mnie mobilizujące. Trzymam kciuki za siebie i za każdą z Was która w końcu ma ochotę raz na zawszę wygrać tę wojnę, a nie tylko bitwę. Chudniemy i nigdy nie wracamy do poprzedniej wagi!!!!!
Od nowa
Zaczynam od nowa ! Nowy rok- nowe nadzieje - stare postanowienia- czyli do czerwca osiągnąć wagę 60 kg. Zaczynam ! Start!
powrót
Masakra, znów waga w górę, a do wakacji miało być tak pięknie...dziewczyny piszcie jak radzicie sobie z dietą na wyjazdach, wakacjach itp, bo u mnie to totalna porażka. Każdy wyjazd nawet na 3 dni wiąże się z dodatkowymi kilogramami. Nie potrafię sobie odmówić jedzenia podczas wyjazdów, kompletnie nie trzymam diety i pakuję w siebie co popadnie, a efekty są opłakane.
114 dzień
hmmm, chyba jakos sobie ostatnio odpuściłam i nie jest dobrze 71,4. nici z 58 kg na początku lipca, teraz mi pokazują że 30 sierpień to optymistyczna data. uuuuu płakać mi się chcę. grile, urodziny, weekendy, wyjazdy to wszystko mnie wykończy ! kupiła pulsometr i chodzę z kijami, zobaczymy... jak długo. z wirtualnym panem trenerem nie widziałam się już strasznie dawno, jedynie zmuszam się do półgodzinnego pedałowania, jakoś motywacja mi spadła. ale biorę się znów za siebie. do dzieła.!
85 dzień
waga 71,5- po miłym weekendzie troszkę skoczyło ale byle do przodu, tzn. w dół !
80 dzień
waga lekko w dół. 71,4, mało ale zawsze coś. wiosna idzie a ja wcale nie czuję żebym zrzuciła te 8 i pół kg. nie czuję ani nie widzę. chyba w pewnym momencie, powyżej pewnej wagi nie widać wcale ubytku 10 kg, u mnie chyba to właśnie te 80 kg, które osiągnęłam jest graniczne. wcześniej kiedy się odchudzałam i schudłam 9 kg , ojej co to był za eekt, a teraz-nic, nul, zero efektu. ale mimo to n ie poddaję się. wiem że do tego potrzeba czasu i tego sie trzymam. tylko strasznie nie chce mi sie ćwiczyć. nic nie robię od miesiąca i pewnie dla tego też nie ma takich efektów jakie powinny być. Muszę się zabrać za siebie.
72 dzień
waga 72,2 . gdzie jest wiosna????? grypsko mnie dobija od 2 tygodni, ćwiczyć mi się nie chce, waga tak sobie, jakoś nie widzę efektów. eeee
59 dzień
Masakra, fatalnie, beznadziejnie, itd.... po 5 dniach w Londynie przywiozłam dodatkowe 2 kg. Ratunku, spada mi motywacja !!!!! A na dodatek jeszcze święta. Jak ja to przeżyję????POMOCY!!!!!!
47 dzień
Super! 8,10 kg za mną !
46 dzień
Jestem z siebie dumna. Dumna z tego, że mimo kilku wpadek i odchyleń od diety nie tracę zapału i trzymam sie jednak postanowienia żeby schudnąć. Najgorsze są dla mnie wyjazdy i spotkania ze znajomymi. Wtedy zawsze pochłonę coś nadprogramowego i nie obędzie sie bez lampki wina, albo i nawet kilku, ale mimo to następnego dnia staram się wyrównać bilans energetyczny. Dziś waga pokazała 72,1 kg, to już prawie 8 kg za mną, cóż jeszcze z 15 by się przydało... dam radę. tylko z ćwiczeniami kuleję strasznie, jakoś straciłam zapałdo machania nogami, może jak przejdzie mi przeziębienie to znów zacznę, tzn. na pewno zacznę, muszę zacząć!