Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Odwiedzam Vitalie czesto i z ciekawoscia zagladam do Waszych pamietnikow kibicujac Waszym sukcesom i porazkom zarowno w odchudzaniu jak i zyciu osobistym.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 21467
Komentarzy: 275
Założony: 13 sierpnia 2010
Ostatni wpis: 23 grudnia 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
marga2

kobieta, 43 lat, Południowa Europa

165 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2018 , Komentarze (16)

Jestem. Żyję. Wszystko poszlo źle.Straciłam Maluszka, choć mój organizm nie chciał na to pozwolić. Po dwukrotnym potwierdzeniu i czekaniu na naturalne poronienie, były próby farmakologiczne, dwa zabiegi i w międzyczasie wylądowałam w szpitalu z infekcją. Ból fizyczny znikomy w porównaniu do pustki w sercu. Wróciłam do pracy i jakos żyję. Nawet się uśmiecham czasem, a potem przypominam sobie i tak bardzo mi żal. Że już się nie poznamy. Że się nie przytulimy. Że nie będę mogla patrzeć jak rośnie i doswiadcza życia. Dzień po zabiegu miałam sen - widzialam piękną kobietę, która uśmiechała się do mnie łagodnie. Bylo mi dobrze i spokojnie, gdy tak na mnie patrzyła. W pewnym momencie wypowiedziała tylko jedno zdanie,a potem zniknęła. Powiedziała: "To była córeczka". Tak bardzo mi żal...

7 marca 2018 , Komentarze (14)

Dziecku nie bije serduszko... Byłam na USG dwa razy i bez zbędnych ceregieli powiedziano mi, że to koniec. Nadzieja nie umarła. Poszłam dwa razy sprawdzić betę. Niestety dzisiejszy wynik pokazał spadek hormonu o 50%. Nie czuję nic, jakbym już nie miala serca. Nie ma mnie.

26 lutego 2018 , Komentarze (13)

Pod wplywem chwili zadzwoniłam w piątek do lekarza i łamanym hiszpanskim umówilam się na wizytę :) Czekanie do 12 tygodnia na skan i wizytę u lekarza w miejscu, gdzie mieszkam zaczęło mi sie wydawać niedorzeczne i postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręcę. Poszłam dzisiaj do laboratorium, żeby zrobic sobie podstawową morfologię i betę. Wiadomo, że lekarzem nie jestem, ale potrafię chyba odczytać, czy nie mam anemii i czy beta rosnie odpowiednio do mojego tygodnia ciąży. Czytam polskie fora i dziewczyny w 9-10 tygodniu są już zwykle po rutynowych badaniach i pierwszym USG. Jutro będę tez miala skan, więc usłyszymy serduszko :) :) :) Wtedy chyba ta ciąża stanie się bardziej realna. Czasem, gdy się budzę rano, zapominam, że jestem w ciąży, a potem sobie przypominam i za każdym razem jestem tak samo ucieszona :) Lubię te momenty.

Znalazłam fajną klinikę położniczą w Łodzi i chyba tam będę rodzić. Troche mnie to uspokoiło, bo czytalam juz rózne horrory o porodach od ktorych miałam gęsią skórkę. Kobieta w ciązy powinna chyba odciąć się od neta, bo naprawdę niektóre historie sa przerażające.

Jedzeniowo  średnio. Nie wymiotuję, ale mam mdłości i tylko jedzenie je uspokaja. Jem więc trochę za dużo i chyba musze powoli zacząć to kontrolować...

22 lutego 2018 , Komentarze (22)

Taka sytuacja. Niby nic, a jednak przykro. Mam koleżankę, wydawało mi się, że dość dobrą i bliską. Ona wie, że mieliśmy się starać na początku roku o dziecko, nie wie jednak, że od razu w styczniu zaszłam w ciążę. Bardzo chcę powiedzieć najpierw rodzicom i bratu, ale osobiście, więc czekam z tym do Wielkanocy, az będe w Polsce. Póki co, wie tylko mój P. i dwie najbliższe przyjaciółki. 

Koleżanka ta ma już jedno małe dziecko i właśnie oglosiła na babskim spotkaniu, że jest w drugiej ciąży (termin ma chyba tydzień wcześniej ode mnie). Wszystkie koleżanki bardzo sie ucieszyły i gratulowałyśmy jej. Potem w trakcie rozmowy powiedziała, że już nie ma na co czekać, bo przeciez ona ma już 30 lat, a po 30tce, to szanse są już minimalne. Wiem, że to bzdura, jestem tego żywym przykladem, ale tak mi przykro było, że to powiedziała przy mnie wiedząc, że my się staramy o dziecko. Jedna koleżanka zwrociła jej uwagę, że to nie halo tak mówić, bo ja mam przeciez 37 lat a ona się tylko zaśmiała.

Czasem sobie myślę, ze ludzie nie mają za grosz empatii, a ja jestem glupia, bo się nimi przejmuję...

19 lutego 2018 , Komentarze (9)

Mój cudowny apetyt i nieopisana radość jedzenia odeszły w siną dal. Na brokuły nie mogę patrzeć, Walentynkową białą rybę pięknie upieczoną przez P. wyrzucilam do kosza, a potem dokładnie wyszorowałam całą kuchnię, bo nie moglam znieść jej zapachu. Jem głównie węglowodany proste  - czytaj chlebek, ogórki kiszone i śledzie w śmietanie, jakimś cudem zdobyte w Lidlu (zakupienie śledzi w regionie, w ktorym mieszkam graniczy z cudem). Pięknie, po prostu wzorcowo! Przytylam 2 kg i na razie waga stoi. Mdli mnie wieczorami i wtedy naprawdę muszę coś zjeść, żeby się lepiej poczuć. Do tego wszystko mnie boli i czuję się jakbym miala grypę. Poziom energii - 2. ochota na aktywność 0. Pomijając te narzekania i stopień mojej drażliwości ostatnimi czasy - JEST SUPER :) Maluszek rośnie i czuje, że wszystko jest dobrze. Pierwszą wizytę mam dopiero w 10 tygodniu, więc za 2 tygodnie, a pierwszy skan za 3 tygodnie i nie mogę sie już doczekać. Bardzo mi brakuje polskiej opieki zdrowotnej, gdzie ilość badań i wizyt kontrolnych powoduje, że kobieta czuje się zaopiekowana. Będę rodzić w Polsce, to już postanowione. 

8 lutego 2018 , Komentarze (3)

Wchodzę właśnie w 7 tydzień ciąży i nie mogę sie wprost nadziwić, że czuję się tak wspaniale:) Nic mi nie dolega. Poza oczywistym objawem, jakim jest brak okresu i pozytywny wynik testu krwi (i kilku testów paskowych dla pewności ;) ) czuję sie rewelacyjnie. Żadnych mdłości, zgagi, rozbicia emocjonalnego. Jedynym objawem są wiecznie lodowate stopy i dłonie, ale termofor mam w ciągłym użyciu no i .... głód! Zjadłabym konia z kopytami, a nawet dwa konie. To nie sa zachcianki, ale uporczywy, dojmujący głód. Moje kubki smakowe nigdy nie były tak wrażliwe, a jedzenie nie dawało mi tyle radości, co teraz :) Co dziwne, nie ciągnie mnie do słodyczy w ogóle. Na tapecie są wiecznie pieczone ryby, najchętniej łosoś, szpinak duszony z czosnkiem i hektolitry soku marchewkowego.Maluszek, wie, co dobre :) Na okrągło bym to jadła. Konczę jeść obiad i juz myślę o obiedzie następnego dnia haha. Nie byłam nigdy w ciąży, więc wszystko mnie dziwi i zachwyca. Zawsze wydawało mi się, że kontrola wagi w ciąży to pikuś, jeżeli ma się odpowiednią świadomość i trochę samodyscypliny,a tu widze teraz, że istnieją siły wyższe...  A jak było /jest u Was?


26 stycznia 2018 , Komentarze (3)

Mój ostatni wpis miał miejsce w 2012 roku! A ja przeciez przez cały czas byłam na Vitalii. Czytalam, komentowalam pamiętniki, ale o sobie nie pisałam. Wiele się zmienilo i wszystkie zmiany pozytywne. W ciągu tych 6 lat udalo mi sie przeprowadzić na południowy kraniec Europy, dwukrotnie wyjsć za mąż (i to za tego samego faceta :)), odhaczyć kilka podróży moich marzeń - Australia i Japonia no i co najważniejsze i najpiękniejsze - dwa dni temu odkryłam , że będę mamą :)Radosć nie do opisania, czuję się jak SuperWoman, która da radę zrobić wszystko :) Odchudzać się nie będę, zresztą przez te lata moja waga wahała się w granicach 50 -52kg. Chcę pięknie i zdrowo przejsć przez następne 9 miesięcy i dać Maluszkowi, wszystko, co najlepsze. Bedziecie mi towarzyszyć Vitalijki? Pozdrawiam Was ciepło.

19 maja 2012 , Komentarze (6)

No to popłynęłam przy sobocie... Heh, aż się wstyd przyznać. Moi znajomi, u których pomieszkuję wybrali się na długi weekend do Hiszpanii, a jak kota nie ma, to myszy harcują. I tak... była owsianka grzecznie rano + wafel ryżowy z ciemna czekoladą, potem kilka krakersów z wędzonym łososiem. W południe potulnie pomaszerowałam na siłownię i przeżyłam (ledwo, ledwo) godzinne zajęcia - Boot Camp, a na dobicie zarzuciłam godzinny spacerek. Brzmi świetnie, ale potem wróciłam do domu i się zaczęło. Spora porcja kaszy grycznej z duszonymi warzywami na sałacie lodowej, deser z owoców, jogurtu naturalnego, wiórków kokosowych i ryżu preparowanego, kilka kolejnych wafli ryżowych z czekoladą. Należałoby na tym poprzestac, ale po co? Na kolację dorzucilam sałatke z warzyw i wędzonego łososia, a potem wygrzebałam z pamiętnika Ankaper przepis na orzechowe ciasteczka... Ona sama twierdzi, że są one bardzo syte i nie da się zjeść więcej niż cztery. Well... da sie. Zjadłam sześć (SĄ PRZEPYSZNE!), a teraz leżę na kanapie ze świeżo zaparzoną  miętą i zastanawiam się po co mi to było. Mogę sobie tlumaczyć, że stres, bo za dwa tygodnie będę dawać wypowiedzenie w pracy, że tęsknota za P., że zimno i szaro na dworze, że miałam się całą sobotę uczyć i jakoś się nie udało, a egzamin z hiszpańskiego niedługo, że jeszcze sto tysięcy innych powodów. Trzeba jednak powiedzieć sobie szczerze - nawaliłam. Nie odchudzam się, ale żeby sie tak napychać i folgowąć słabościom? Całe to jedzenie nie było złe jakościowo i kalorycznie (w miarę), ale ta ilość mnie powalila. Ja chyba jednak muszę  ciągle coś robić, bo leniwe dni jakoś na dobre mi nie wychodzą. Samotna się czuję i nadmiar jedzenia tego mi nie zrekompensuje, nawet, gdybym pękła. To nie powstrzymuje mnie jednak  od myślenia o siódmym ciastku. Ech... Miłego wieczoru Dziewczyny.

1 marca 2012 , Komentarze (3)

Odpowiedzią na moje wczorajsze narzekania jest przepiękne wiosenne słońce, które powitało mnie dzisiejszego ranka. Mordka od razu się śmieje i zapał do życia większy. Mam dużą chęć na jakieś ćwiczenia, ale niestety nie dam dziś rady, bo idę wieczorem na hiszpański. Oby do jutra mi nie przeszło, to poskaczę na zumbie :) Przesyłam Wam te ciepłe promyczki (każdej po jednym :)), niech grzeją wam serduszka i dodają optymizmu. :) Buziaki.

29 lutego 2012 , Komentarze (4)

Dzisiaj ostatni dzień lutego, więc wypadałoby odnieść się do mojego poprzedniego wpisu. Hmmmm... Było średnio...  Pierwsze dwa tygodnie wzorowo, a w trzecim upiekłam rafaello dla przyjaciół, u których obecnie mieszkam i ... z premedytacja wrąbałam dwa duże kawałki. Ani wstyd, ani przykro mi nie było, teraz jak o tym piszę to chyba bardziej mi głupio niż wtedy. :) Potem było w miare ok, nie licząc wafli ryżowych z ciemną czekoladą, które od czasu do czasu pod rękę wpadały. No i solidny kawałek białej czekolady (niech pozostanie moją tajemnicą jak bardzo solidny ;) )wczoraj wieczorem. W UK przedwiośnie - ciepło w miarę, pochmurnie i ciśnienie zabójczo niskie. Od tygodnia walczę z opadaniem powiek i chęcią drzemki w ciągu dnia. Jestem bardzo wrażliwa na niskie ciśnienie atmosferyczne, ale pierwszy raz w życiu czuję się tak słabo. Staram się nie ratować kawą, tylko pić świeże soki z grejpfrutów i pomarańczy, ale efekty są krótkotrwałe. Próbowałam się zmuszać do funkcjonownia na normalnych obrotach (czytaj życie w szybkim tempie), ale okazuje sie to niemożliwe... Męczę się w pracy, a jedyną myśla zaraz po 17 jest, zeby dojść do domu i się położyć... Postanowiłam w związku z tym przejść na tryb awaryjny, to znaczy odpuścić sobie trochę. Aerobik raz w tygodniu, zumba raz w tygodniu i to wszystko. Do tego i tak dochodzi codzienny 40-minutowy spacer z pracy do domu, więc jest ok i na brak ruchu nie mogę narzekać. Pozostaje jeszcze kwestia długich wieczorów i chęci odwiedzenia lodówki. Zapycham się warzywami i niech tak zostanie. Za miesiąc lecę do mojego P. na dwa tygodnie. Planujemy pojechać do Portugalii na kilka dni i chcę się czuć komfortowo na plaży. Zauważyłam, że tak naprawdę ważniejsze od tego jak wyglądam jest to jak się czuję ze sobą.  Pominąwszy ataki łaknienia, jakaś niemoc mnie dopadła... Oby do wiosny.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.