Dzisiaj ostatni dzień pierwszego trymestru mojej ciąży. Jakoś szczęśliwie udało mi się przetrwać te 3 miesiące, choć nie powiem, że był to spokojny czas. Czekam na wyniki badań genetycznych i jeżeli okażą się dobre, chyba wreszcie się wyciszę i pozwolę sobie na pełną radość. Spotkanie z położną, by omówić wyniki testów mam za 2 tygodnie, ale w przypadku, gdyby było cos nie tak, mają się ze mna kontaktować od razu. To oznacza - no news is a good news. Badania robiłam 2 tygodnie temu, a próbki krwi są przesyłane do USA, gdzie je badają. W związku z tym, tak sobie liczę, że wyniki powinny już być. Z niepokojem sprawdzam codziennie maila i trochę podskakuję na każdy telefon z nieznanego numeru. Pomijając to, staram sie o tym nie myśleć i życ w miarę normalnie, co udaje się z lepszym lub gorszym skutkiem. Wiem, że stres nie jest dobry dla dziecka, więc trzymam emocje na wodzy (lub staram się).
Co do tytułu mojego wpisu, mam ochotę dzisiaj na krótkie podsumowanie. Być w ciąży to zupelnie cos innego niż się sądzi. Kilka rzeczy mnie zaskoczyło i okazuje się, że mój organizm to wielka zagadka.
Po pierwsze - z pseudo peskatarianki, czyli osoby nie jedzącej mięsa, a tylko owoce, warzywa, jajka i ryby plus okazyjnie kurczak u mamusi hehe stałam się kobietą jaskiniowcem, dla której pierś z kurczaka, schabik mamusi i gołąbki z mięsem stały się podstawą żywienia i nieustannym obiektem westchnień. Nie wiem co się stalo, ale mój organizm chce spożywać mięso - najlepiej z ziemniaczkami, szpinakiem albo jakąś suróweczką i mu się to nie nudzi. Nadal zapach gotowanego udka z kurczaka albo wołowiny wywołuje mdłosci, ale niektóre mięsa wywolują u mnie ślinotok i na moim talerzu potrawy mięsne znajdziecie kilka razy w tygodniu. Żeby nie było - warzywa nadal zjadam hurtowo i smakują mi obłędnie. Moim najczęściej używanym od kilku tygodni słowem jest -"mniam", a każdy kolejny posiłek jest najpyszniejszym, jaki jadłam. Mój P. śmieje się, gdy to mówię i komentuje - "to już trzecie najlepsze danie w twoim życiu w tym tygodniu" :)
Po drugie - słodycze dla mnie przestały istnieć. Nigdy nie byłam od nich uzależniona, ale nie oszukujmy się - pyszne ciasto lub lody trafiały się, a teraz to po prostu nie mój smak. Zjem kawałek ciasta np na urodzinach u koleżanki, ale nie muszę i chętnie je zamieniam na ciepły obiadek. Ewenement na skalę swiatową!
Po trzecie - w ciąży zrezygnowałam z kawy i zielonej herbaty. Zostały mi różne herbatki ziołowe i woda, ale o dziwo okazuje się, że nie teraz nie znoszę ich smaku i nawet zwykła woda mineralna NIE SMAKUJE MI. Wow - to duże zaskoczenie dla osoby, która do tej pory pila wodę litrami i była fanatykiem herbat. Wmuszam w siebie napoje i w dużej mierze są to teraz swieże soki owocowe i warzywne, które dzięki Bogu nadal mi smakują (z wyjatkami).
Po czwarte - znienawidziłam słońce i wysoką temperaturę. Mieszkając w kraju, gdzie przeciętna ilość dni słonecznych w roku to ok 350 i gdzie teraz, w połowie października jest okolo 25 stopni każdego dnia, marzenie o deszczu i chłodzie wydaje się być lekko abnormalne :) Dotychczas kochałam to miejsce za pogodę i większą część życia spędzaliśmy na zewnątrz, nie spędzając zbyt dużo czasu w domu. Teraz nie mowy o plaży w weekend, chyba że późnym popołudniem. Słońce męczy mnie i powoduje mdłości. Serio!
Po piąte - etatowy śpioch zmienił się w zombie cierpiącego na bezsenność. Nie mogę zasnąć, ciągle biegam do toalety (opowiesci o tym zawsze traktowalam z przymrużeniem oka, no bo skoro nie pije się dużo przed snem, to jak można wstawać w nocy trzy razy do toalety. Można...), nie jest mi wygodnie,a jak już zasnę, to śnią mi się kolorowe smoki, które moja mama przepędza miotłą hehe).
Po szóste - a tak naprawdę powinno być po pierwsze - jak już tylko pozwolę sobie na radość i uświadamiam sobie, że rośnie we mnie Moje Dziecko - czuję się Wspaniałą Matką Ziemią, Przedłużycielką Rodu i Najbardziej Kobiecą Kobietą (jakkolwiek to nie zabrzmi :) ) Gdy już nabiorę trochę energi i mdłości odejdą (mam nadzieję), rozpocznę mój ciążowy honeymoon i zacznę z dumą prezentować mój malutki jeszcze, ale wielki duchem Powód do Szczęscia. Trochę mam jeszcze opory, by mówić innym o ciąży,ale ma nadzieję, że to niedługo minie.
Rozpisalam się dzisiaj :) A co Was najbardziej zaskoczyło na początku ciąży?