Waga po weekendzie pokazuje 103,6kg - coraz bliżej paskowej :)
Jedzenie w weekend również całkiem całkiem :)
Udalo nam się dotrzeć w niedziele na squasa na 8 rano - byliśmy w szoku ile osób, rano w niedzielę jest w fittnes clubie :o Powiem Wam, że fajnie tak rano zacząć aktywnie dzień - później jest cały dzien dla nas i jakis taki dłuższy i przyjemniejszy się robi. Ok 15 padliśmy jak muchy. Mąż na godzinkę, ja na 20 minut, bo obudził mnie telefon. Na maraton zubmy nie poszłam, bo to 20 minut spania tak mnie rozleniwiło, że totalnie nic mi się nie chciało. Od razu zapisaliśmy się na dwie kolejne niedziele - tym razem na 9, bo na 8 się nie opłaca, bo o 8 otwierają klub, a zanim człowiek się przebierze to na korcie jest 8:10 a kort jest do 9. Wiem, że to tylko 10 minut straty, ale skoro za coś płacę, to chcę mieć cała godzinę do dyspozycji a nie 50 minut ;)
Ale jest też plus tego, że nie poszłam - naszykowałam sobie jedzonko na 2 dni zgodnie z zaleceniami dietetyczki. Wszystko poważone, popakowane :)
Dzisiejsze menu
Ś: jogurt naturalny z domowym muesli (pestki dyni, orzechy włoskie, słonecznik, miód, sezam, pł.owsianych) i do tego 2 mandarynki
II ś: świeży ananas
O: grillowana sałatka z bakłażana i pomidorów z pieczywem żytnim
P: mango z żurawiną
K: zupa porowa z klopsikami drobiowymi plus makaron razowy/pieczywo razowe/zytnie
Brzmi apetycznie :) Oczywiście wszystko w odpowiednich proporcjach.
Dla zainteresowanych: białko: 99g, tłuszcz: 45g, węgle: 212g
Zakupy na cały tydzień zrobione - tylko we czwartek lub w piątek rano skoczę po świeżego dorsza i będzie gotowe. Szczerze to myślałam, przy takich ogólnych zakupach (moje dietetyczne plus jedzenie dla męża - wędlina, sery itp, bo obiady będzie jadł takie jak ja) że wydamy sporo ale się przeliczyłam (na szczęście ;)) - wydaliśmy o wiele mniej niż przy normalnych zakupach (wcześniej). Zatem duuuży plus dla diety - można zaplanować sobie jedzenie na cały tydzień i do tego zaoszczędzić ;)
Dzisiaj po pracy - zumba :)