a jednak jest 5 z przodu chociaż nie bardzo rygorystycznie przestrzegam diety. Jak to się mówi z głową aby nie być głodnym i nie odmawiać sobie wszystkiego tak akurat, troszkę tego a trochę tego.
pozdrawiam
Znajomi (7)
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 8228 |
Komentarzy: | 41 |
Założony: | 27 października 2009 |
Ostatni wpis: | 30 października 2014 |
kobieta, 54 lat, Warszawa
154 cm, 57.20 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
a jednak jest 5 z przodu chociaż nie bardzo rygorystycznie przestrzegam diety. Jak to się mówi z głową aby nie być głodnym i nie odmawiać sobie wszystkiego tak akurat, troszkę tego a trochę tego.
pozdrawiam
dopiero co był poniedziałek a już piątek i weekend. Tydzień zleciał tak szybko, że nawet się nie obejrzałam - najważniejsze, że dzieci wyzdrowiały, syn już na dobre a córcia jeszcze cztery dni na antybiotyku ale to dla zakończenia kuracji.
Co dziwne to córcie często boli głowa i ostatnio też tak było, znając swoje bóle głowy związane z nadciśnieniem zmierzyłam jej ciśnienie i okazało się, że ma za wysokie, raz, drugi to samo. Dzisiaj będąc z nią u lekarza zapytałam jakie są prawidłowe wartości dla dziecka ( + - 110/60), jej ciśnienie w dniu dzisiejszym 137/89. Więc podjeliśmy próbę znalezienia przyczyny. Na początek pomiary co dobowe, jak równiez badanie moczu, krwi.
Czyźby dziewczyna dostała w spadku po rodzinie nadciśnienie? Myślę, że się to jakoś wyjaśni i przyczyna jest zupełnie błaha, dojrzewanie, przebyta choroba, może ma jakiegos stresa o którym jeszcze nie powiedziała. Jest za młoda ale jak u mnie wykryli też twierdzili, że jestem za młoda a jednak. Nie, nie wierzę i napewno jest inna przyczyna, która zostanie namierzona i zlikwidowana nim się obejrzymy.
Dietka w normie, co prawda małe odchylenia są ale do przeżycia.
A tak na marginesie, czytając w Waszych pamiętnikach o diecie dr. Dukana zakupiłam sobie książkę "Nie potrafię schudnąć" - jest świetna, Dr bardzo jasnym i zrozumiałym językiem omawia poszczególne etapy diety, wskazówki, zasady.
Naprawdę mi bardzo przydały się te informację i zamówiłam sobie następne wydania tej serii. Poleciłam już tą książkę moim rodzicom, którzy również mają nadwagę i chcą coś z tym zrobić. Ja osobiście najpierw dokończe to co zaczęłam a dietkę dr Dukana rozpocznę z nowym rokiem.
pozdrawiam gorąco i przesuwających się paseczków w odpowiednią stronkę życzę.
choróbsko nadal w domu, dzieci i mąż pociągający, dzieci dostały antybiotyki i mam nadzieję, że w końcu pomogą. Córcia bierze już drugi, pierwszy nie dał żadnych rezyltatów. Zobaczymy jak będzie teraz - myślę, że dobrze bo już nie gorączkuje i czuje się troszkę lepiej.
Sobotę i niedzielę miałam bardzo pracowitą, zresztą to chyba normalne jeśli cały tydzień siedzi się w pracy to kiedyś trzeba nadgonić zaległości. A tak szczegółowo to spędziłam te dwa dni w kuchni, gotowanie, pieczenie itp. Ale dietka może nie stu procentowa ale 95% jest ok. Grzeszkiem moim było zjedzenie dwóch bułeczek grożdzowych z jabłkiem, które piekłam w sobotę ( zjedzone w mig) i w niedziele to samo gdyż rodzince bardzo smakowały a że robiłam je pierwszy raz to i ja musiałam spróbować oraz spróbowanie kawałeczka sernika ( przezemnie pieczonego) bo jak tu poczęstować jak nie wiesz czy jest zjadliwy.
Ćwiczeń oczywiście nie miałam czasu wykonać ( wymówka jak zwykle).
Na spacerku nie byłam - nie miałam z kim. I tak zleciał weekend a od dzisiaj praca, praca, praca.
pozdrawiam wszystkie Vitalijki i sukcesów w osiąganiu swojej wymarzonej wagi.
wpadłam tylko na chwileczkę wpisać gdzisiejsze ważenie, cały tydzień dietki i tylko 0,1 ubytku na wadze.
wróce wieczorem bo teraz robota czeka.
pozdrawiam
że im więcej człowiek się stara to i tak dostaje po d...e! I to od wszystkich, od rodziny, od otoczenia. Nie wiem co robić i tak jest źle. Zapytasz się coś i grad słów na Ciebie poleci. Wiem, że można mieć zły dzień ale dlaczego wszyscy naokoło mają zły dzień i odgrywają się na mnie. Ja nie mogę mieć złego dnia, ja nie mogę się źle czuć. Zawsze staram się tak łagodzić sytuację aby każdy był zadowolony, niewaźne czy mi się to podoba czy nie, ja i moje odczucia sie nie liczą tylko innych. Wiem ja wszystkich do tego przyzwyczaiłam i teraz zbieram owoce mojej życiowej poraźki. Zawsze wszystko za wszystkich robiłam a teraz nie umyją po sobie "szklanki". Nie mogę mieć do nikogo pretensji bo to moja wina, byłam głupia myśląc, że tak będzie dobrze. Teraz coraz trudniej unieść mi ten kufel naważonego piwa zresztą na własne życzenie. Czy mam pretensje? Nie, zapracowałam sobie na to i tak mam. Dlatego tu jestem. Czy musze sie odchudzać? Nie, nie musze. Zresztą i tak nikt nie zawraca uwagi. Ja siebie akceptuje taką jaka jestem ( no brzuszek mógłby być troszkę bardziej płaski a nie z wałeczkami:). Jestem tu bo i Wy jesteście. Mogę oderwać się od rzeczywistości, jest mi tu dobrze. Mogę sobie pogadać kiedy tak jak dzisiaj mam doła. Jutro będzie lepiej i wrócę do codzienności ale dzisiaj poprostu mam tego dosć. Troszkę za dużo się nazbierało i brak mi sił.
Cholera za oknem świeci jesienne słoneczko a ja taki pochmurny nastrój przywlokłam.
Więc kończe, pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę udanego weekendu.
Imprezka się udała, przynajmniej ja tak ją oceniam. Zakończyliśmy o 2.00 więc chyba musieliśmy się dobrze bawić. Dzieci się nam pospały to dopiero zorientowaliśmy się, że chyba jest późno. Dietka w miarę, co prawda pozwoliłam sobie na naleweczkę babuni oraz drinka ale po za tym suróweczka, owoce i na tym koniec.
Waga zatrzymała się prawie w miejscu. W sobotę nie ćwiczyłam ale przerzuciłam tonę węgla - więc można zaliczyć.
Najgorsze to to, że dzieci się pochorowały, i tak się to wszystko pokręciło. Córka na zapalenie gardła, gorączka itp. Syn pewnie to samo ale dopiero do lekarza idzie dzisiaj wieczorem. Oczywiscie numerków brak, przychodnie przepełnione a lekarzy jak na lekarstwo. Jak wszędzie. Dzieci już duże więc same siedzą w domciu a ja w pracy zamiast skupić się na robocie to myślami jestem z nimi. Czy zjadły, jak się czują ( zresztą wiecie o czym mówie). Mąż też dzisiaj rano na gardło narzekał ale do lekarza nie pójdzie.
pozdrawiam wszystkich serdecznie i idę poczytać Wasze pamiętniczki.
Buziaki i dużo zdrówka, nie dajcie się panoszącym się w otoczeniu wirusom!
dietkowanie idzie zgodnie z planem, co prawda ostatni posiłek jest ok 19-19.30 ale wcześniej nie daje rady, od 17.00 jestem w drodze do domu więc nie mam jak zjeśc a jak zjem przed 17.00 to nie wytrzymam do rana.
Spać chodzę ok. 23-24.00 więc chyba tragedii nie ma. Na wagę nie staje bo jestem napęczniała ( wizytacja:)) i boję się, że waga jest na +.
Chwilami jest troszkę ciężko a zwłaszcza wtedy kiedy szanowny małżonek biegnie z tabliczką czekolady i od progu woła " kochanie może kawałeczek?", niewiem czy robi to celowo czy zupełnie bez wiednie. Pokusa wielka chociaż stawiam dzielnie czoła. A co będzie w sobotę!! Brr. mam gości ( imprezka imieninowa), co tam dam radę i już!
trzymam kciuki za wszystkie Vitalijki, pozdrawiam.
jakaś plaga weekendowa na mnie spadła wczoraj po udanej sobocie. Dietka ok., waga również wyśmienicie w sobotę nawet ćwiczonka się udały do tego, co tygodniowe nadrabianie zaległości w pracach domowych i pot po plecach. A niedziela, od rana nie tak, pobudka i śniadanko jeszcze w normie. Umówiłam się na basen po śniadanku, ale plan wziął w łeb w chwili, kiedy stanęłam przy zlewozmywaku, aby umyć naczynka. Które zresztą umyłam, ale zamyślona wizją basenu nie zauważyłam nawet, że woda leci nie tam gdzie trzeba - zalało mi całą kuchnie, woda była wszędzie gdzie tylko mogła się dostać! Z basenu nici za to ćwiczenia w domu miałam jak się patrzy. Po uporaniu się wzięłam rodzinkę i poszliśmy, chociaż na spacer. Potem obiadek, nastawiłam kurczaczka w piekarniku wydawałoby się żaroodpornym naczyniu i kurczaczek pięknie puścił soczek, w którym miał się pitrasić i co? I naczynie pękło, wszystko się wylało do piekarnika i same wiecie, co trzeba było zrobić później. Zła na kończący się dzionek poszłam spać.<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Dzisiaj wstałam z nadzieją lepszego dnia i pełna wiary wzięłam się do pracy. Pozdrawiam serdecznie, buziaczki.
i wszystko byłoby dobrze, no może prawie wszytsko. Nie mogę się ruszyć aby zacząć skakać. Brak mi siły, chęci i czasu. Nie widzę wyjścia z sytuacji i jak tu zgubić wałki na brzuchu jak nie zamierzam się postarać!!! Sama dieta nie wystarczy, waga powolutku spada ale oponki same nie znikną. Najgorsze, że zdaje sobie z tego sprawę ale ... no właśnie. Jest źle i jeszcze raz źle. Zła jestem na siebie okropnie. Potrzebuje chyba kopniaka.
Buziaczki.
dzisiaj rano stanęłam na wadze i co zobaczyłam 60,8 kg. buzia mi się roześmiała, możecie sobie wyobrazić zaczęłam z 63,00 a szóstego dnia 60,8. Kochane czy to możliwe. Wiem, wiem spokojnie na początku drogi waga spada gwałtownie później będą schodki. Po drugie rano mniej się waży, wieczorkiem pewnie będzie więcej. Ale teraz muszę nacieszyć się tym co jest, buzia roześmiana, motywacja większa. Jeszcze te ćwiczonka ! Ale wszystkiego mieć nie można - prawda. Cieszę się z tego co osiągnęłam i może za chwilę zobaczę 5 z przodu?!
Trzymam kciuki za Was kochane i biorę się do pracy. Pozdrawiam